11 maja 2012

Johann Wolfgang Goethe


Bliskość ukochanego

Gdy słońca blask nad morza lśni głębiną,
Myślę o tobie, miły.
Wzywałam cię, gdy księżyc niebem płynął
I zdroje się srebrzyły.

Widzę cię tam, gdzie skraj dalekiej drogi
Szarym zasnuty pyłem,
A nocą gdzieś wędrowiec drży ubogi
Na ścieżynie zawiłej.

Słyszę twój głos w szumie spienionej fali
Bijącej o wybrzeże,
Lub w cichy gaj przychodzę słuchać dali
W zamierającym szmerze.

I wtedy wiem, że jesteś przy mnie, blisko,
Choć oddal cię ukryła —
Przygasa dzień, wnet gwiazdy mi zabłysną,
O, gdybym z tobą była!
Przełożyła
Wanda Markowska

 Nowa miłość nowe życie

Serce, serce, skąd to bicie?
I co znaczą troski twe?
I to nowe, obce życie?
Ja dziś nie poznaję cię.
Gdzieś podziało, coś kochało,
Gdzie to, co cię zasmucało,
Gdzie swoboda, żywość twa?
Co to wszystko znaczyć ma?

Czy cię olśnił kwiat jej lica,
Czy powabna kibić ta
I czarowna ta źrenica,
W której odblask niebo ma?
Bo chociaż się jej wyrzekam,
Choć ją mijam, choć uciekam —
Skądem uciekł, wracam tam,
I co począć, nie wiem sam.

I na tej to pajęczynie,
Która się tak wątłą zda,
Udało się tej dziewczynie,
Że mnie w swojej mocy ma;
Że jak w czarodziejskim kole
Mimochcąc jej pełnię wolę.
Żeby tak odmienić się!
Luba, luba, puszczaj mnie!
Przełożył
Józef Dionizy Minasowicz
   
List zakochanej
Jedno spojrzenie, miły, twoich oczu
I na mych ustach jeden pocałunek —
Czyż może znaleźć upojniejszy trunek,
Kto choć raz w życiu tę słodycz ich poczuł?

Z dala od Ciebie żyjąc na uboczu
Tobie poświęcam mą myśl i frasunek;
Serce potrąca wciąż tę samą strunę
Jedną, jedyną... i łzy płyną z oczy.

Po licu spływa łza i zaraz wysycha;
Kocha mnie — myślę — więc czemuż w tę miłość
Mam nie uwierzyć, choć taka daleka?

O, usłysz skargę mych miłosnych wzdychań!
Twa wola moim szczęściem — i mą siłą —
Daj znak, na który me serce tak czeka.

 Wtóry list zakochanej 
I czemuż znowu list piszę w udręce?
Nie pytaj, miły, jaka w tym przyczyna,
Bo cóż ci powiem, nieszczęsna dziewczyna...
Ach, wiem, że tych kart dotkną twoje ręce.

Gdym sama, w dali — niech list przypomina,
Że w moim sercu płoną najgoręcej
Zachwyty, smutki, nadzieje dziewczęce.
To się nie kończy — ani nie zaczyna.

I cóż ci powiem? Że o twych ramionach
W snach i marzeniach, i w myśli, i w mowie
Me wierne serce roi potajemnie...

Tak kiedyś stałam w ciebie zapatrzona,
Nie rzekłszy słowa... Cóż rzecz miałam — powiedz —
Gdy cała istność spełniła się we mnie.

Różnorodne uczucia na jednym miejscu

Dziewczyna

Znienackam go ujrzała!
Na cóż mi to się zdało?
O niebiańskie spojrzenie!
By uniknąć spotkania,
Pełna zażenowania,
Cofnęłam się ze drżeniem.
Ja marzę, ja szaleję!
Wy, skały, i wy, knieje,
Ukryjcie moją radość
I szczęście pod swym cieniem.

Młodzieniec

Tu muszę ją odnaleźć!
Widząc, jak się oddala,
Się za nią me spojrzenie.
Szła mi naprzeciw ona
I nagle zawstydzona
Cofnęła się ze drżeniem.
Czy śnię, czy mam nadzieję?
Wy, skały, i wy, knieje,
Odkryjcie mi najmilszą,
Moje uszczęśliwienie!

Młodzieniec sentymentalny

Skarżę się na pustkowiu
Kośnemu porankowi
Na swe osamotnienie
I z tłumem poróżniony,
Cofam się zasmucony
Na cichą mą pustelnię.
O czuła duszo, przemilcz,
Jak ciężko i jak źle mi,
O zataj swoje szczęście
I wieczne swe cierpienie!

Myśliwy

Dobrego losu władza
Podwójną wynagradza
Zdobyczą myśliwego.
Los — rzetelny służący —
Znosi mi dziś zające
I ptactwa moc wszelkiego.
Mój plon nie byle jaki:
Mam przytroczone ptaki,
Niech żyje więc myśliwy,
Niech żyje szczęście jego!
Przełożył
Włodzimierz Słobodnik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz