21 maja 2012

Dwadzieścia poematów o miłości i jedna pieśń rozpaczy

- 14 - 

 

 Bawisz się dzień za dniem światłem wszechświata,
Przychodząc w odwiedziny, delikatna, zjawiasz się w kwiecie i w wodzie.
Jesteś czymś więcej niż tą białą główką, którą
jak winne grono biorę codziennie w dłonie.


Nie jesteś do nikogo podobna, od kiedy cię kocham.
Pozwól, bym cię położył między wieńcami z żółtych kwiatów.
Kto pisze twoje imię literami z dymu wśród gwiazd Południa?
Ach, pozwól, bym cię wspominał, jaką byłaś wtedy, kiedy nie istniałaś jeszcze.

Nagle wiatr wyje i tłucze w moje okno zamknięte.

Niebo jest siecią wypełnioną mrocznymi rybami.
Tu idzie uderzenie wszystkich, wszystkich wiatrów.
Rozbiera się deszcz.

Lecą uciekając ptaki.

Wiatr. Wiatr.
Mogę walczyć tylko przeciw ludzkim siłom.
Burza zgarnia ciemne liście
I zrywa wszystkie łodzie, które wieczorem przycumowano do nieba.

Ty tu jesteś. O, ty nie uciekasz.

Będziesz mi odpowiadać aż po ostatnie wołanie.
Zwiń się w kłębek przy mnie, jakbyś się lękała.
Kiedyś jednak przebiegł tajemniczy cień przez twoje oczy.

Teraz, także teraz, moja mała, niesiesz mi wiciokrzewy

i nawet piersi masz pachnące.
Podczas kiedy wiatr smutny galopuje zabijając motyle,
kocham cię, a moja miłość gryzie twoje śliwkowe usta.

Jakże cię musiało boleć twoje przyzwyczajenie do mnie,

do mojej duszy samotnej i dzikiej, do mojego imienia, które wszyscy odpędzają.
Widzieliśmy tyle razy płonącą jutrzenkę całującą nasze oczy
i nad naszymi głowami zmierzchy rozwijające się w ruchome wachlarze.

Moje słowa spływały na ciebie pieszczotą jak deszcz.

Kochałem od dawna twoje ciało ze słonecznej masy perłowej.
Myślę nawet, że jesteś władczynią wszechświata.
Przyniosę ci z gór radosne kwiaty, copihues,
ciemne orzechy laskowe i dzikie kosze pocałunków.
Chcę zrobić z tobą
to, co wiosna robi z czereśniami.


- 18 -

 Tu cię kocham.
Z ciemnych sosen wyplątuje się wiatr.
Fosforyzuje księżyc na zabłąkanych wodach.
Dni idą jednakowe ścigając się nawzajem.

Mgła się rozwija w tańczące figury.

Srebrna rybitwa spada z zachodu.
Czasami żagiel. Wysokie, wysokie gwiazdy.

Albo czarny krzyż łodzi.

Samotny.
Czasami budzę się o świcie i nawet moja dusza jest wilgotna.
Huczy, ciągle huczy dalekie morze.
To właśnie jest port.
Tu cię kocham.

Tu cię kocham i nadaremnie cię zasłania horyzont.

Kocham cię nawet pośród tych rzeczy pełnych zimna.
Czasami idą moje pocałunki na tych ciężkich okrętach,
które płyną po morzu, tam, dokąd nie dochodzą.

Widzę już, że jestem zapomniany jak te stare kotwice,

Smutniejsze stają się mola, kiedy wieczór przybija.
Trudzi się moje życie głodne niepotrzebnie.
Kocham to, czego nie mam. Ty tak daleko jesteś.
Moje znużenie zmaga się z powolnymi zmierzchami.
Ale przychodzi noc i śpiewać mi zaczyna.

Księżyc nakręca swój senny mechanizm.

Twoimi oczami na mnie patrzą największe gwiazdy.
A że cię kocham, próbują sosny na wietrze
wyśpiewać twoje imię swoimi jak z drutu listkami. 

 

Pablo Neruda

Joanna Sierko- Filipowska ..galeria obrazów, które mnie zauroczyły ... jest tutaj  ..

http://www.joannasierko.pl/content/blogcategory/3/4/lang,en/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz