30 grudnia 2011

Irlandzkie życzenia


 ....... dla przyjaciół......

Nazywał się Fleming i był biednym szkockim farmerem. Pewnego dnia, gdy ciężko pracował w polu usłyszał wołanie o pomoc dobiegające z pobliskich bagien. Pobiegł tam i znalazł przestraszonego chłopca, którego uratował od śmierci. Następnego dnia przed dom farmera zajechał powóz, z którego wysiadł elegancki gentleman, który przedstawił się jako ojciec uratowanego chłopca. Powiedział do farmera, ze chce mu zapłacić za uratowanie syna.Farmer odrzekł, ze zapłaty nie przyjmie gdyż uratował chłopca nie dla pieniędzy. W tym momencie do domu wszedł syn farmera Alexander.
Czy to twój syn?- zapytał genetelman.
Tak to mój syn- odrzekł dumnie farmer.
Mam ofertę dla ciebie. Opłacę naukę dla twojego syna tak, aby zdobył to samo wykształcenie jak mój syn. I jeśli chłopak jest taki jak jego ojciec nie zmarnuje okazji i obaj będziemy z niego dumni. I tak się stało. Syn farmera ukończył najlepsze szkoły i stal się znany na całym świecie jako sir Alexander Fleming, odkrywca penicyliny.
Wiele lat później ten sam chłopiec, który został uratowany z bagien zachorował na zapalenie płuc.
Co uratowało jego życie? Penicylina. Nazwisko chłopca: sir Winston Churchill.
Ktoś kiedyś powiedział: wszystko powraca...

Pracuj tak jakbyś nie potrzebował pieniędzy.
Kochaj tak jakby nikt nigdy ciebie nie zranił.
Tańcz jakby nikt na ciebie nie patrzył.
Śpiewaj jakby nikt cię nie słuchał.
Żyj jakby był raj na ziemi.
Irlandzkie życzenie dla przyjaciela mówi:
Niech zawsze będzie praca dla twoich rak,
Niech w twoim portfelu zawsze będzie moneta albo dwie,
Niech zawsze świeci słonce w twoim oknie,
Niech przyjaciel zawsze będzie przy tobie,
Niech po każdym deszczu pojawia się tęcza,
Niech Bóg napełni twe serce radością...
Autor nieznany

 .......życzę Wam aby te życzenia się spełniły....
 Szczęśliwego Nowego 2012 Roku  !!!

29 grudnia 2011

Najdroższy, jak to jest?


Najdroższy, jak to jest?
Me serce jest w ciągłym transie.
moje myśli ciągle krążą wokół Ciebie,
a niespokojne ręce wędrują wszędzie,
szukając Cię.
Gdy Ciebie nie ma,
moje serce wyrywa się.
Pragnie biec do Ciebie na oślep,
niczym zwierzę w popłochu.
Bez Ciebie jest tak ciemno,
a ja jestem taka samotna
w otchłani tego okrutnego świata.
Gdzie jesteś ukochany?
Nie zostawiaj mnie nigdy.
Bo me serce wpadnie w narkozę
i już nigdy się nie obudzi.
Utonie,
zostawiając za sobą smutną swa pieśń.
Czy miłość to dwa serca sklejone ze sobą?
Nie.
Miłość to dwa wiecznie niezaspokojone serca,
które ciągle się pragną...

***

Ciche szepty nad ranem
czyjeś zdjęcie na ścianie
czy to miłość?

Listy pełne tęsknoty
w wyobraźni czyjś dotyk
czy to miłość?

W duszy tysiąc motyli
kiedy zechcesz dać chwilę
czy to miłość?

Serca ciche pacierze
bym zechciała uwierzyć
że to miłość!

***

Stale uchylam drzwi mojej duszy
Aż mnie w gardle suszy.
kiedy przyjdziesz?
Dlaczego jeszcze Cię tu nie ma?

Dobrze, jeżeli Ty nie przychodzisz
ja odejdę,
a jednak przyszedłeś
teraz ginę cała w twoim spojrzeniu.

Cicho stąpasz po moim istnieniu
dziękuję, że zagrodziłeś drogę nadchodzącemu cierpieniu
już nic nie mów
wszystko rozumiem, jesteś teraz.
Tylko to się liczy ...

Jak żyć ....
Nie kocham Cię za to kim jesteś , ale za to, jaki jesteś kiedy przebywam z Tobą.
Nikt nie zasługuje na Twoje łzy, a ten, kto na nie zasługuje na pewno nie doprowadzi Cię do płaczu. Jeżeli ktoś nie kocha Cię tak, jakbyś tego chciał, nie oznacza to, że nie kocha Cię on z całego serca i ponad życie. Prawdziwy przyjaciel jest z Tobą na dobre i na złe. Najbardziej odczujesz brak jakiejś osoby, kiedy będziesz siedział obok niej i będziesz wiedział, że ona nigdy nie będzie Twoja. Nigdy nie przestawaj się uśmiechać, nawet jeśli jesteś smutny, ponieważ nigdy nie wiesz, kto może się zakochać w Twoim uśmiechu. Być może dla świata jesteś tylko człowiekiem, ale dla kogoś możesz być całym światem. Nie trać czasu z kimś, kto nie ma go, aby go spędzić z Tobą. Być może Bóg chciał, abyś poznał wielu złych ludzi, zanim poznasz tę dobrą, abyś mógł ją rozpoznać, kiedy ona się w końcu pojawi. Nie płacz, że coś się skończyło, tylko uśmiechaj się, że Ci się to przytrafiło. Zawsze znajdzie się ktoś, kto Cię skrytykuje. Zdobywaj zaufanie ludzi i uważaj na tych, których zaufanie już raz straciłeś. Stań się lepszym człowiekiem. I zanim poznasz kogoś, upewnij się, że znasz siebie i nie będziesz chciał być takim, jak ona chce, ale będziesz sobą. Nie biegnij za szybko przez życie, ponieważ najlepsze rzeczy zdarzają się nam wtedy, kiedy najmniej się ich spodziewamy.



Mów do mnie jeszcze ...
Mów do mnie jeszcze... Za taką rozmową tęskniłem lata... Każde twoje słowo słodkie w mym sercu wywołuje dreszcze - mów do mnie jeszcze... Mów do mnie jeszcze... Ludzie nas nie słyszą, słowa twe dziwnie poją i kołyszą, jak kwiatem, każdym słowem twym się pieszczę mów do mnie jeszcze...


Jesteś ...
Jesteś gwiazdą co w noc lśni i chmurą co nosi me łzy... Jesteś księżycem - największym światłem w nocy i słońcem co daje ciepło w sercu mym...
Jak krew szaleje gdy Cię widzi i jak oczy napełniają łzy Gdy Cię nie ma... nie umiem wyrazić tego co czuję, nie umiem tego powiedzieć wprost, ale kocham Cię...
Jesteś muzyką, nadzieją, światem, słońcem co ogrzewa latem, księżycem co największą gwiazdę jest w nocy...
Nie chcę żyć bez Ciebie bo nie umiem tak żyć chcę żyć tylko z Tobą i nie chcę więcej nic...
Dla Ciebie żyję, dla Ciebie serce bije.

28 grudnia 2011

Dajmy się zaskoczyć miłości


Nie kupujmy
marzeń
jak mebli,
nie bądźmy
zanadto
przebiegli,
nie wstydźmy się własnej nagości,
tylko dajmy, dajmy, dajmy się zaskoczyć miłości.
Nie paktujmy
z panem Bogiem,
z panem diabłem,
nie mówmy,
że jest głupie,
to co nagłe,
zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo "ja", "ja", "ja"...
Nie kupujmy
nieba
na kredyt,
nie planujmy
szczęścia
ni biedy,
nie grajmy w dwa życia jak w kości,
tylko dajmy, dajmy, dajmy się zaskoczyć miłości.
Niech przyjdzie
zbyt nagle
zdyszana,
niech nie da
dotrwać
do rana,
niech przyjdzie nie na czas,
nie w porę,
niech krzyknie: "Gore... gore, gore, gore..."
Zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa, na trzy,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo, jedno słowo: "my", "my", "my"...
Niech przyjdzie
znienacka
zdyszana,
niech nie da
doczekać
do rana,
niech przyjdzie
nie na czas,
nie w porę,

  




Agnieszka Osiecka - Dajmy się zaskoczyć miłości

18 grudnia 2011

..... do wszystkich urodzonych przed 1980


... reszta nie ma czego tu szukać ! paszoł wont !!


Coś w tym jest...
Jeśli jako dzieci albo młodzi ludzie żyliście w latach 40; 50; 60 i 70-tych XX wieku - nie możecie dziś uwierzyć, że w ogóle mogliście przeżyć!

Dlaczego? A dlatego, że:

- jako dzieci siedzieliśmy w samochodach bez pasów bezpieczeństwa i poduszek powietrznych,

- nasze łóżeczka pomalowane były farbami o krzykliwych kolorach, pełnymi kadmu i ołowiu (o rozpuszczalnikach nie wspomnę...),

- buteleczki z lekarstwami i innymi (nie)bezpiecznymi chemikaliami z "Wyborową" na czele dały się przecież bez trudu otworzyć a ciekawość to przecież cecha dzieci i młodzieży, prawda?

- drzwi i szafki w kuchni i łazience były stałym niebezpieczeństwem dla każdego z nas, zwłaszcza, że nikt nie słyszał o zamkach anty-dziecięcych...

- do jazdy na rowerze nikt w życiu nie włożył kasku ochronnego (podobnie na nartach albo wrotkach)

- wodę piło się z kranu a nie hermetycznych butelek i tym podobnych...

- wodę z sokiem piło się także na ulicy z tak zwanych "gruźliczanek", a szklanki były tylko opłukane wodą

- pierwsze samochody budowaliśmy z pudeł albo skrzynek po kartoflach i podczas jazdy z górki stwierdzało się, że się zapomniało o hamulcach...

- rano wychodziliśmy z domu by pójść się pobawić, musieliśmy wrócić wtedy, kiedy zapalały się pierwsze latarnie

- nikt nie wiedział gdzie nas nosi, bo nikt nie miał przy sobie komórki a sprawne budki telefoniczne można było policzyć na palcach jednej ręki (zresztą i tak nikt nie nosił grosza przy sobie...)

- człowiek się kaleczył, łamał kości, wybijał zęby i nikt nikogo z tego powodu nie skarżył do sądu; sami byliśmy sobie winni...

- jedliśmy keksy, czekoladę (często czekoladopodobną), oranżadę w proszku, chleb grubo posmarowany masłem, kiełbasę, kartofle, skwarki i Bóg wie jeszcze co - i co? - i nikt nie był przesadnie gruby...

- piliśmy w grupie z jednej butelki i nikt od tego nie umarł...

- nie mieliśmy: playstation, nintendo, x-box, gier video, 100 programów w telewizji, kaset video, dvd, surround sound, własnego telewizora, komputera

- mieliśmy świetnych kolegów i koleżanki! - po prostu wychodziliśmy z domu i spotykaliśmy ich na ulicy, bez telefonowania i umawiania się, bez wiedzy rodziców (oni nie musieli nas przywozić i odwozić) -jak to było możliwe?

- wymyślaliśmy zabawy z kijem i kamieniem, jedliśmy ziemię, dżdżownice i temu podobne - i co?

- przepowiednie też się nie sprawdziły - robaki nie żyły w naszych żołądkach a kijami nie wyłupaliśmy rówieśnikom zbyt wielu oczu...

- niektórzy z nas nie byli tak sprytni i przepadali na egzaminach albo powtarzali klasę i nikt nie zwoływał z tego powodu kryzysowych nauczycielskich narad...

- jeździło się autostopem i nikomu nie przyszło do głowy, że coś takiego może się bardzo marnie skończyć...

To były czasy... Aż się łezka w oku kręci, no nie?
Nasze pokolenia stworzyły tak wiele.... może właśnie dlatego, o czym piszę powyżej , że bez obaw, z wolnością, siłą, konsekwencją, sukcesem i klęską, gotowością na ryzyko i wiarą w drugiego. To właśnie zawdzięczamy naszym rodzicom i rodzicom naszych rodziców - i czasom naszego dzieciństwa i młodości...

I Ty też do nas należysz!


17 grudnia 2011

W pociągu życia ...


Nasze życie przypomina podróż pociągiem…

składa się z wsiadania i wysiadania, przyjemnych zdarzeń, głębokich smutków…zawsze się gdzieś spieszy i zawsze jest spóźnione…

Rodząc się, wsiadamy do pociągu i znajdujemy tam osoby, z którymi myślimy być zawsze: naszych rodziców. 
Ale prawda jest inna.

Oni wysiadają na jakiejś stacji, pozbawiając nas swojej miłości, czułości, troski, niezastąpionego towarzystwa…

Z biegiem czasu do pociągu wsiadają inne osoby, które stają się dla nas szczególne: nasi bracia, siostry,przyjaciele, miłości…

Wśród osób jadących pociągiem są takie, które robią sobie zwykłą przejażdżkę ale są też takie, które długo podróżują i często odwiedzają zajmowany przez nas przedział.

Wielu wysiadając pozostawi ciągłą tęsknotę…

Inni przejdą tak niezauważenie, że nawet nie spostrzeżemy kiedy zwolnili swoje miejsca.

Ciekawe jest, ze niektórzy pasażerowie, którzy są przez nas najbardziej ukochani, zajmą miejsca w wagonach najbardziej oddalonych od naszego. Dlatego będziemy musieli włożyć dużo trudu aby do nich dotrzeć.

Trzeba odszukać ich w porę, gdyż miejsce obok nich może być już zajęte przez inną osobę…

Nasza podróż właśnie tak wygląda: pełna wyzwań, marzeń, oczekiwań, wzruszeń i pożegnań…

ale nigdy powrotów…

Zatem podróżujmy jak można najlepiej…

Zawierajmy znajomości z każdym pasażerem szukając w nim jego najpiękniejszych cech.

Pamiętajmy, że czasem towarzysze naszej podróży mogą bełkotać ale mimo tego starajmy się ich zrozumieć, ponieważ nam też wiele razy będzie się plątał język i na pewno znajdzie się ktoś, kto nas wysłucha.

Wielka tajemnica na końcu polega na tym, że nigdy nie będziemy wiedzieć na jakiej stacji wysiadamy, ani gdzie wysiadają nasi towarzysze, ani nawet ten, który zajmuje miejsce przy naszym boku…

Wysiadając z pociągu na pewno poczujemy nostalgię…

Oddzielić się od najbliższych będzie bardzo smutne i bolesne.

Pozostaje jednak nadzieja, że kiedy przybędziemy na stację główną, to spotkamy ich z bagażem, którego nie posiadali przy wsiadaniu.

Uszczęśliwi nas to, że współpracowaliśmy przy tym, aby ich bagaż rósł i stawał się bardziej wartościowy.

Dlatego sprawmy by nasz pobyt w pociągu był spokojny i wart starań, a gdy nadejdzie chwila wysiadania niech na naszym pustym miejscu pozostanie tęsknota i miłe wspomnienie, dla tych, którzy kontynuują podróż.


Wsiadłam do mojego

„Pociągu ŻYCIA „
ON pędzi po szynach
po szynach pędzi
pędzi i gna
przed siebie szaleńczo
szybko i w dal
po torach wąskich ...
po torach szerokich

ciasnych i przestrzennych

i wciąż ... i wciąż on gna

A koła turkocą

Tur.. tur .. tur ... tu

Pośpiesznie mija
stacyjki po drodze...
po drodze mija
stacyjki samotności
stacyjki dotyków
i czułych spojrzeń
stacyjki szeptów
stacyjki łez
uśmiechów
stacyjki dnia
stacyjki nocy
serce nasze, dusze nasze
LOKOMOTYWA .... duża i mała
tur... tur... tur .. tu ..

Tak ...tak ...tu ...
jedzie pociąg Życia ...
ani chwali nie czeka .....
semafor - tunel - most ....
jedzie pociąg ..Mojego ŻYCIA ....

po szynach ...

po szynach ...
przed siebie wciąż gna !.....

Tak trochę już świątecznie


Kiedy mama się dzieliła ze mną tym opłatkiem,
Miała w oczach łzy, widziałem
Otarła ukradkiem.
Nie wiem, co też mama chciała
Szepnąć mi do ucha:
Bym na meczach nie darł spodni
Nauczyciela w szkole słuchał...
Niedojrzałych jabłek nie jadł,
Butów tak nie brudził...
Nagle słyszę mama szepcze:
-BĄDŹ DOBRY DLA LUDZI.
 Tadeusz Kubiak =Wieczór wigilijny



 Trzy stare kobiety
Usiadły przy stole
Przy białym obrusie
Na gwiazdkę czekają

Młodzi nie czekali
Wódkę już wypili
Słodkie ryby zjedli
Ości zostawili

A jedna kobieta
Nad pustym nakryciem
To dla syna- mówi-
Co uciekł od życia

A druga powiada
Mój syn w Ameryce
Przysłał piękną suknię
Późno dzisiaj wstałam

A trzecia powiada
Jestem stara panna
Towar dziś nie znany
Dawniej pospolity

I ŁAMIĄ OPŁATEK
Nad białym obrusem
Młodzi się po kątach
Śmieją ze starości

A one źdźbła siana
Spod płótna wyciągną
Wróżby sobie wróżą
Choć nic ich nie czeka

To za nasze dzieci
Dzieci zbuntowane
Lub nie narodzone
Lub zamordowane

Trzy stare kobiety
Usiadły przy stole
Czarne wino piją
Na gwiazdkę czekają....
  Jarosław Iwaszkiewicz = Stare Kobiety 


Ś W I Ą T E C Z N E    Ż Y C Z E N I A

By ta maleńka miłość
co się w Betlejem zrodziła
spokojem i radością
niebo i świat wypełniła
By dłoń człowieka była
tak wielka jak wszechświat cały
aby mógł się w niej schować
bezpiecznie Jezus mały
Aby pokój nam dany
w ten wigilijny czas
pozostał już na zawsze
w sercu każdego z nas........

Tym razem na wesoło .... :)


Bajka...
Bardzo dawno temu, w pewnej mieścinie
Idealna kobieta spotkała się z idealnym mężczyzną.
Po idealnych zaręczynach mieli idealny ślub.
Ich wspólne życie było oczywiście... Idealne.
Podczas pewnej śnieżnej i burzliwej Wigilii
Ta idealna para jechała krętą drogą
Swym idealnym samochodem,
Wtem dostrzegli kogoś w oddali.
Jako perfekcyjni ludzie,
Zatrzymali się by zaoferować pomoc.
Stał tam Święty Mikołaj
Z ogromnym workiem zabawek.
Nie chcąc zawieść dzieci w Wigilię,
Zabrali Mikołaja razem z workiem do samochodu
I zaczęli rozwozić prezenty.
Niestety, warunki drogowe pogorszyły się
Idealna para oraz święty Mikołaj rozbili się.
Przeżyła tylko jedna osoba. Kto więc ocalał?
Święty Mikołaj? Idealny mężczyzna? Idealna kobieta?
Wiadomo...
Idealna kobieta przetrwała.
Ona była jedyną osobą, która naprawdę istniała.
Przecież wszyscy wiedzą, że nie ma świętego Mikołaja,
Ani kogoś takiego, jak idealny mężczyzna..


Dla inteligentnych kobiet... 
Pewne małżeństwo pojechało na weekend nad jezioro,
Gdzie można było łowić ryby.
Mąż uwielbiał wczesnym świtem wypływać na ryby
I chętnie zostawiał wtedy swoją żonę.
Pewnego ranka, kiedy mężczyzna wrócił po wielu godzinach,
Chciał mieć trochę świętego spokoju.
Chociaż niekoniecznie się na tym znała,
Kobieta postanowiła popływać łodzią.
Odpłynęła kawałeczek, rzuciła kotwicę i zajęła się lekturą.
Po pewnym czasie podpłynął do niej swoją motorówką Strażnik.
-Dzień dobry szanowna Pani! Co Pani tutaj robi? Zaczął rozmowę.
-Czytam odpowiedziała kobieta i pomyślała sobie
"Czy to nie jest oczywiste?"
-Ale znajduje się Pani w strefie, gdzie łowienie ryb jest zabronione!
-Przecież Pan widzi, że ja nie łowię ryb!
-No cóż, ale ma Pani przy sobie całe potrzebne do tego wyposażenie!
-Zarekwiruję je i muszę wystawić Pani mandat!
-Jeśli Pan to zrobi, oskarżę Pana o gwałt!
Odpowiedziała rozgniewana kobieta.
-Ale przecież ja Pani nawet nie tknąłem!
-No cóż, ale ma Pan przy sobie całe potrzebne do tego wyposażenie!
Morał z tego taki...
Nigdy nie rób inteligentnej kobiecie draki!

Kocham cię jak nie wiem co ..
Kocham Cię jak Alaskę jak Always podpaskę, jak traktora maskę
I golaskę z bobaskiem przed brzaskiem, z krzykiem i wrzaskiem
Z zarazkiem i bez, jak pies jak anioła - bies i jak koń owies.
Kocham Cię w locie na płocie w samolocie po robocie i przed,
Jak kret, jak Szwed, jak Motorhead i jak stary babciny pled,
Jak Jima - Ted, jak nostalgie Sted i jak Flinstona - Fred.
Kocham Cię niestrudzenie przez uwielbienie i roztargnienie
Przez zapomnienie też, jak wiesz jak perz, jak chcesz i jak nie chcesz,
Kiedy jesz, gotujesz, plujesz na mnie i pomstujesz, kiedy całujesz wiesz?
Kocham Cię jak moją życia drogę, jak posadzkarz podłogę
I jak ksiądz zmartwioną niebogę, jezioro Ładogę jak joga - jodę...
Do diabła już bardziej Cię kochać nie mogę!!!
Kocham Cię niestrudzenie przez uwielbienie i roztargnienie
Przez zapomnienie też, jak wiesz jak perz, jak chcesz i jak nie chcesz,
Kiedy jesz, gotujesz, plujesz na mnie i pomstujesz, kiedy całujesz wiesz?

Wynalazki, a sprawa płci
Mężczyzna odkrył broń, wynalazł polowanie.
Kobieta odkryła polowanie, wynalazła futra.
Mężczyzna odkrył mowę, wynalazł konwersację.
Kobieta odkryła konwersację, wynalazła plotkę.
Mężczyzna odkrył kolory, wynalazł malarstwo.
Kobieta odkryła malarstwo, wynalazła makijaż.
Mężczyzna odkrył rolnictwo, wynalazł jedzenie.
Kobieta odkryła jedzenie, wynalazła dietę.
Mężczyzna odkrył przyjaźń, wynalazł miłość.
Kobieta odkryła miłość, wynalazła małżeństwo.
Mężczyzna odkrył kobietę, wynalazł sex.
Kobieta odkryła sex, wynalazła ból głowy.
Mężczyzna odkrył handel, wynalazł pieniądze.
Kobieta odkryła pieniądze i to zrujnowało mężczyznę

,,Kopciuszek,,
Pewna rozwódka dosyć puszysta, nie miała męża - rzecz oczywista,
Lecz miała za to dwie głupie córki, co malowały sobie pazurki.
Nie myły garów, nie słały łóżka, więc wynajęły sobie Kopciuszka.
Była to całkiem fajna dzieweczka, figurka owszem, biuścik czwóreczka.
Kopciuszek często przycinał oko, bo krzywą cukru miał dość wysoką.
Wtedy Kopciuszka niewiasty wredne, kopały celnie w nocy i we dnie.
Raz w swojej willi wydawał party, sam król sedesów - Leperuk czwarty,
Bo Sedesowicz - syn Leperuka od lat dziewicy na żonę szukał,
A był to łysy, przystojny młodzian w czarne gustowne dresy przyodzian.
- Słuchaj Kopciuszku, rzekły babsztyle, masz nam usmażyć z powietrza filet!
I trzy puszyste, rozchichotane wyszły na party w tiule ubrane.
Sen w chwilę potem zmorzył Kopciuszka, we śnie zjawiła się Dobra Wróżka.
- Masz tu Kopciuszku niecałą stówkę, jedź na przyjęcie i weź taksówkę,
Nie dam Ci więcej, bo nie mam kasy, takie na wróżki przyszły dziś czasy.
Wróć przed taryfą nocną, idiotko, później drałować będziesz piechotką.
Tam, na przyjęciu młody Leperuk wyznał jej miłość... W takim był szoku.
Tutaj się wytnie sceny z prywatki, ze względu na Was kochane Dziatki.
Ale do rzeczy. Wróćmy do chwili, kiedy Kopciuszek wybiega z willi.
Wersja dla dzieci o tym nie mówi, co tak naprawdę Kopciuszek zgubił.
Zgubił on, bowiem biegnąc z imprezki, srebrzyste stringi, w dodatku ,,eski,,
Papa Leperuk wysłał nazajutrz Emisariuszy po całym kraju,
Żeby znaleźli jedną z dzieweczek, która pasuje do tych majteczek.
Tysiące panien doznało stresu, przy naciąganiu ciasnego dresu,
Założyć stringów nie dały rady, bo wszystkie miały za tęgie wkłady.
Ale zdębieli Emisariusze, kiedy założył stringi... Kopciuszek.
Potem odbyło się weselisko, gdzie wielu gości upadło nisko,
Były prezenty i czek od Papy i noc poślubna całkiem od czapy,
Bo, choć pan młody był nie wyżyty, śpiący Kopciuszek spał jak zabity.
Teraz, dziewczęta nadeszła pora, na coś mądrego, czyli na morał.
Niech Was nie zwiedzie przykład Kopciuszka,
Kiedy wskoczycie komuś do..... Łóżka.
Bo nie wystarczy gdzieś majtki zgubić,
By księcia z bajki zaraz poślubić.
Raj
Rzekł Adam, Ewo kochanie,
Mam takie głupie pytanie:
Czy kochasz mnie, jak ja ciebie?
A Ewa zarżała jak źrebię,
- Jasne! Masz przypływ humoru?
- Kocham, wszak nie mam wyboru!
Adam uspokojony,
Mówi do Ewy, swej żony:
- Jest nas tu tylko dwoje,
Więc zdrady się nie boję.
- I tu się mylisz kochany,
Są węże, i są banany!

14 grudnia 2011

Ś W I Ę T A .... Święta ... Święta ....

Wesołe Święta
Gdy byłam dzieckiem chyba nie zauważałam tego świątecznego rozpędu.
Zdaje się, że byłam w jego centrum tak bardzo, że nawet o tym nie wiem.
A może ów rozpęd był mniejszy?
Nie wiem.
Dziś, w przededniu święta przyglądałam się ludziom.
Większość biega od jednego sklepu do drugiego wciąż się śpiesząc.
Obładowani  jak zwierzęta pociągowe.
Widziałam nawet kilku uśmiechniętych  ludzi.
Ciekawe, że wszyscy oni chodzili wolniej,  jakby bez pośpiechu.
Mieli jakoś bardziej „świadome oczy”. 
Z  jednej strony wiem, że  ludzie szykują się do Świąt, chcą, aby wszystko było piękne, ale z drugiej strony, gdy widzę kłócących się o miejsce na parkingu lub w kolejce, to zadaję sobie  pytanie:
„Do jakich Świąt się tak chcą przygotować?”
Przecież Miłość nie rodzi się gdziekolwiek.
Potrzebuje otwartego serca.

Chwilami wydaje mi się  , że zgubiliśmy główne przesłanie tego czasu. Umyka nam cały sens
tej chwili.
Kiedy  patrzyłam  przed  siebie miałam wrażenie,  że większość  przechodniów  już ma  dość
tych  świąt. 
Pomyślałam  sobie,  że  niektórzy widocznie muszą  się  naprawdę  sfrustrować, zmęczyć, aby później poczuć, że były  jakieś Święta – czas odpoczynku.
Tyle, że Święta nie mają być odpoczynkiem po przygotowaniach do Świąt.
Przez moment wpadłam w zadumę, ale … 

Jakiś  człowiek,  który  się  zatrzymał  obok mnie,  przed  sklepem,  rzucił  słowa: 
„Za  moich  czasów…”.
(Na pewno znasz ten ton głosu.)
Był strasznie zaskoczony, gdy usłyszał moje pytanie:
 „ Kiedy Pan umarł?”
„ Jak to? Co pan gada, Panie? Przecież tu jestem.” – rzucił pospiesznie.
" Wiem, wiem, ale skoro Pan mówi, że „ za Pana czasów…” , to pomyślałam, że już minęły i że  nikt poza mną Pana nie widzi – wie Pan, taki  „Duch w  odwiedzinach”.
Chyba nie do końca załapał, o co mi chodzi, bo jakoś dziwnie popatrzył i zamilkł. 
Więc dodałam:
„Skoro Pan tu jest i jest Pan żywy, to są to również Pana czasy. Nie ma rady,  takie są fakty.”
Uśmiechnęliśmy się do siebie, on poszedł, a ja zostałam w ciszy.

Co się z nami stało?
Gdzie zagubiliśmy to piękno, ten splendor?
Dokąd my biegniemy?

Do  Świąt Bożego Narodzenia  ?

Jeślibyśmy nie zabili Boga w sobie, to by się nie musiał wciąż na nowo „rodzić”. 
Nam naprawdę się chyba wydaje, że Bóg za chwilę się narodzi.
Lecz Bóg  jest wieczny, bez początku  i końca.
Jedyne, co się może wydarzyć, to narodziny Boga w nas, ale do tego nie potrzeba  żadnych  szczególnych  Świąt.
Wystarczy  kolejka  po  chleb, wystarczy  zatłoczony parking, wystarczy cicha chwila.
Wesołych Świąt  :-)

Miej Święta pełne Miłości, Dobroci i Piękna.
Miej Święta Pełni.
          Miej Jedność.
Niech Wszechświat Ci sprzyja. 
Spotkaj Siebie w Świętej Ciszy – spotkasz Boga.
          Te Święta po to są.


Grzeszne ciało?

Czemu większość religii potępia ciało albo je neguje? Poszuki­wacze duchowi zawsze chyba traktowali je jako przeszkodę lub wręcz naczynie grzechu.
A czemu tak niewielu poszukiwaczy znalazło to, czego szukało? Na poziomie fizycznym ludzie bardzo przypominają zwierzęta. Wszystkie podstawowe funkcje fizyczne – odczuwanie przy­jemności i bólu, oddychanie, jedzenie, picie, wydalanie, sen, popęd rozrodczy – są u nas takie same, jak u zwierząt. Kiedy ludzie utracili stan „łaski” i jedności, aby popaść we władzę iluzji, po dłuższym czasie zbudzili się nagle w ciele, które sprawiało wrażenie zwierzęcego. Bardzo ich to zaniepokoiło. „Nie oszu­kuj się. Jesteś tylko zwierzęciem”.
Wydawało się, że muszą spojrzeć w oczy tej właśnie prawdzie. Była ona jednak zbyt niepokojąca, aby dało się ją znieść. Mitologiczni Adam i Ewa(pierwsi ludzie którzy mieli świadomość) zobaczyli, że są nadzy, i przestraszyli się. Wkrótce zaczęli bezwiednie nego­wać swoją zwierzęcą naturę. Istniało bowiem całkiem realne niebezpieczeństwo, że pod wpływem potężnych instynktów cofną się do stadium zupełnej nieświadomości.
Pojawił się wstyd i rozmaite tabu, związane z pewnymi częściami ciała i jego funkcjami, zwłaszcza płciowymi.
Nasi przodkowie mieli nie dość jasną świadomość, żeby zaprzyjaźnić się ze swoją zwie­rzęcą naturą, pozwolić jej  b y ć , a  nawet cieszyć się owym aspektem siebie. Tym bardziej nie umieli wniknąć głębiej w zwierzęcą naturę, aby odnaleźć ukrytą w niej boskość – rze­czywistość w oplocie iluzji.
Zrobili więc to, co zrobić musieli. Zaczęli się oddalać od własnego ciała. Doszli do przekonania, że nie tyle s ą ciałem, ile je mają.
Kiedy powstały religie, to oddalenie od ciała stało się jesz­cze wyraźniejsze i przybrało formę przeświadczenia, ujętego w słowach „nie jesteś swoim ciałem”. W ciągu stuleci mnóstwo ludzi na Wschodzie i na Zachodzie usiłowało znaleźć Boga, zbawienie bądź oświecenie dzięki negacji ciała.
Wyrzekali się uciech zmysłowych, a zwłaszcza wszystkiego, co seksualne, uprawiali post i wszelkiego rodzaju ascezę.
Zadawali nawet ciału ból, żeby je osłabić czy też ukarać, ponieważ uważali, że jest grzeszne. W kulturze chrześcijańskiej nazywano to umar­twieniem cielesnym.
Inni próbowali uciec z ciała, wpadając w trans lub poza ciało wychodząc.
Wielu nadal to robi. Podobno nawet Budda przez sześć lat starał się zanegować ciało za po­mocą postu i skrajnych praktyk ascetycznych, lecz oświecenia doznał dopiero wtedy, gdy metody te porzucił.
Faktem jest, że jeszcze nikt nie osiągnął oświecenia, negu­jąc ciało lub walcząc z nim, ani też z niego wychodząc. Doświad­czenie wyjścia poza ciało potrafi być, owszem, fascynujące, i może dać człowiekowi krótkotrwały posmak wyzwolenia z formy materialnej, prędzej czy później trzeba jednak wrócić do ciała, bo to w nim dokonuje się zasadnicza praca nad przeobraże­niem. To ostatnie odbywa się bowiem poprzez ciało, a nie z dala od niego.  
Właśnie dlatego nigdy żaden prawdziwy mistrz nie radził walczyć z ciałem ani go porzucać, chociaż ich następcy, traktujący umysł jako podstawę, często sposoby ta­kie zalecali.
Z pradawnych nauk o ciele ocalały jedynie fragmenty (na przykład zdanie, w którym Jezus mówi, że „całe twoje ciało świat­łem się napełni”) i mity, takie jak choćby wiara, że Jezus nigdy nie wyzbył się ciała, lecz pozostał z nim scalony i „wniebowstą­pił” wraz z ciałem. Aż do dziś prawie nikt nie zdołał zrozumieć tych fragmentów ani przeniknąć ukrytego znaczenia pew­nych mitów. Powszechnie uznano słuszność poglądu, zawartego w słowach „nie jesteś swoim ciałem”, co doprowadziło do negacji ciała i do prób ucieczki z niego.
Uniemożliwiło to nie­zliczonym poszukiwaczom duchowym osiągnięcie celu i awans do kategorii duchowych mistrzów.
Nie walcz z ciałem, ale naucz się je akceptować i szanować.
Zaakceptuj także i zrozum jego pragnienia.
One nie znikną gdy będziesz siebie potępiał i nienawidził za ich doznawanie.
Kiedy walczysz z ciałem – walczysz wtedy z prawdziwym sobą.
Jesteś wszak także swoim ciałem. To, które możesz zobaczyć, którego możesz dotknąć, stanowi zaledwie cienką, złudną przesłonę, na głębszym poziomie jest niewidzialne ciało wewnętrzne — brama Istnie­nia, Życia Nieprzejawionego.
Poprzez ciało wewnętrzne jesteś nierozerwalnie związany z nieprzejawionym Jednym Życiem, emanującym świadomością – nigdy nie narodzonym, nieśmiertelnym, wiecznie obecnym.
Mo­żesz zachowywać obecną postać, wiedząc zarazem, że masz w so­bie bezpostaciową, nieśmiertelną głębię.

Fragmenty z „Potęga teraźniejszosci, E. Tolle”

 [...] to znaczyło być człowiekiem, nie ciałem albo duszą, a właśnie tą nierozdzielną całością, tym ciągłym potykaniem się o własne braki, o to wszystko, co skradziono poetom, wraz z gwałtowną nostalgią za jakimś krajem, gdzie życie wymagałoby innych kompasów, zaczynało się od innych imion
Julio Cortaza


I ci, którzy ciała zapładniać by radzi, do kobiet się więcej zwracają; tam każdy z nich swoją miłość zaspokaja, bo myśli, że płodząc dzieci „nieśmiertelność i pamięć, i szczęście” sobie zdobędzie. [...] Ale są też tacy [...], co wolą zapładniać dusze, tacy, których dusze jeszcze bardziej są pełne nasienia, aniżeli ciała: nasienia, które się w duszy rodzić winno i w dusze ludzkie trafiać.
Platon 

Powiedz swojemu ciału: Wolę mieć w tobie niewolnika, niż być twoim niewolnikiem
Josemaria Escriva de Balaguer

Ciało pozostaje zawsze dla człowieka tajemnicą. Ono jest źródłem przyjemności i bólu, świadomość czekającej człowieka śmierci wiąże się z jego rozpadem. Ono sprawia, że człowiek czuje się z życia zadowolony lub jest złamany bólem i cierpieniem. Od niego zależy w znacznej mierze obraz własnej osoby. Ono przyciąga lub odpycha innych ludzi. Od niego zależy dobór naturalny. Ono nadaje realność życiu; jako istoty bezcielesne stalibyśmy się nierzeczywiści.
***
Umiera człowiek, ale pozostaje po nim słowo, specyficzny dla niego gest, klimat uczuciowy, który wokół siebie roztaczał, a więc jego jakby symbole, które zostały swego czasu rzucone w świat otaczający i w tym świecie się zatrzymały, podczas gdy ciało przestało istnieć.
Antoni Kępiński

 Nie jestem ciałem, w którym mieszka dusza. Jestem duszą, która ma widzialną część zwaną ciałem.
Paulo Coelho
 
 Ludziom nigdy nie sprawia problemu pozbycie się przeszłości, gdy ta staje się zbyt trudna. Ciało spłonie, fotografie spłoną, a pamięć, cóż to takiego? Pozbawione ładu i składu wędrówki głupców, którzy nie widza potrzeby zapominania. 
Jeanette Winterson
 
 
 


 

13 grudnia 2011

Bo miłość mój drogi to:

Wiersz ten dedykuję wszystkim, którzy zwątpili w miłość najbliższej osoby, którą mają obok siebie, z którą żyją od kilku lat, dzielą troski i radości, aby przemyślały i zrozumiały, że jedyną 
WIELKĄ MIŁOŚĆ mają OBOK SIEBIE ! 
Nic i nikt takiej MIŁOŚCI zburzyć i zniszczyć NIE MOŻE !


 Bo miłość mój drogi to:
To chcieć czynić drugiego wolnym, a nie uwodzić go,
to uwolnić go z jego więzów, jeśli pozostawał więźniem,
Aby on także mógł powiedzieć: "kocham ciebie",
nie będąc do tego zmuszonym nieposkromionymi pragnieniami.

Kochać to wejść do drugiego, jeśli otwiera tobie
bramy swego tajemniczego ogrodu, po drugiej
stronie okrężnych dróg, kwiatów i owoców
zrywanych na skarpie,
Tam, gdzie zadziwiony potrafisz wyksztusić: to
"ty", moje kochanie, ty jesteś moją jedyną...

Kochać to chcieć ze wszystkich sił dobra drugiej
osoby nawet z pominięciem siebie, to czynić
wszystko, by ona wzrastała i rozwijała się
Stając się z każdym dniem człowiekiem jakim
być powinna a nie takim, jakiego chciałbyś ukształtować
według swoich marzeń.

Kochać to ofiarować swoje ciało, a nie zabierać
ciała drugiej osoby, lecz przyjąć je gdy daje siebie,
To skoncentrować siebie i wzbogacić, aby
ofiarować ukochanej całe swoje życie skupione w
ramionach twojego "ja", co znaczy więcej niż
tysiące pieszczot i szalonych uścisków,

Kochać to ofiarować siebie drugiej osobie, nawet
jeśli ona przez moment się wzbrania
To dawać nie licząc tego, co inny ci daje,
płacąc bardzo drogo, nie domagając się zwrotu.

Największa miłość wreszcie to przebaczyć, gdy
ukochana niestety odchodzi, usiłując oddać
innym to, co przyrzekła tobie.

Kochać to zastawić stół, aby przy nim zasiadł twój
gość i nie sądzić, że możesz obejść się bez niego,
Ponieważ pozbawiony żywności, jaką on ci przynosi,
na twoje świąteczne przyjęcie nie postawisz
dań królewskich lecz tylko suchy chleb biedaka.

Kochać to wierzyć drugiej osobie i ufać jej,
wierzyć w jej ukryte siły, w życie które posiada,
jakiekolwiek byłyby kamienie do usunięcia dla
wyrównania drogi.

To zdecydować się rozsądnie i odważnie wyruszyć na
drogi czasu, nie na sto, tysiąc czy dziesięć
tysięcy dni, ale na pielgrzymkę, która się nie skończy,
bo jest pielgrzymką, która trwać będzie ZAWSZE.

Powinienem ci to powiedzieć, aby oczyścić twe
marzenia, że kochać to zgodzić się na cierpienie,
śmierć sobie samemu, aby żyć i ożywiać,
Ponieważ tylko ten, kto może bez bólu zapomnieć
o sobie dla drugiego, może wyrzec się życia dla
siebie tak, żeby nie umarło w nim cokolwiek z niego.

Kochać wreszcie to jest to wszystko, o czym
powiedziano i jeszcze więcej,
Bo kochać to otworzyć się na nieskończoną MIŁOŚĆ,
to pozwolić się kochać, być przejrzystym
wobec tej MIŁOŚCI, która zawszę w porę.

To jest, o wzniosła Przygodo, pozwolić Bogu
kochać tego, którego ty w sposób wolny
decydujesz się kochać!

Michael Quist

Kim jestem, kiedy nie jestem tym, kim myślę, że jestem.

- Kim jestem? - spytał kiedyś starca pewien młodzian.
     - Jesteś tym, za kogo się uważasz - odrzekł starzec - wyjaśni ci to taka historyjka...
     Zachodziło słońce. Z murów miasta można było zobaczyć na linii horyzontu dwie obejmujące się sylwetki.
     "To jakiś tatuś i mamusia" - pomyślała niewinna dziecinka.
     "To kochankowie" - pomyślał mężczyzna ze złamanym sercem.
     "To dwaj przyjaciele, co spotkali się po wielu latach" - pomyślał człowiek samotny.     
     "To dwaj kupcy, co dobili targu" - pomyślał skąpiec.
     "To ojciec obejmuje syna wracającego z wojny" - pomyślała pewna pani o tkliwej duszy.
     "To córka ściska ojca, który wraca z dalekiej podróży" - pomyślał człowiek pogrążony w bólu po śmierci  córki.
     "To para zakochanych" - pomyślała dziewczyna marząca o miłości.
     "To dwaj ludzie walczą do ostatniej kropli krwi" - pomyślał morderca.
     "Kto wie, dlaczego się obejmują" - pomyślał człowiek o oschłym sercu.
     "Jaki to piękny widok; dwoje obejmujących się ludzi" - pomyślał duchowny.
     - W każdej myśli - zakończył starzec - widzisz siebie samego takim, jakim jesteś. Analizuj często swoje myśli; mogą ci one powiedzieć o wiele więcej o tobie samym niż jakikolwiek nauczyciel.
Pier D'Aubrigy 


Medytacje Osho

Wszyscy żyjemy jak tchórze. Zostaliśmy wychowani, by żyć jak tchórze. Zostaliśmy uwarunkowani, by żyć jak tchórze. Nauczono nas, że trzeba najpierw pomyśleć o bezpieczeństwie, zabezpieczeniu, a dopiero potem postawić pierwszy krok. Ostateczny rezultat jest taki, że nigdy nie stawiamy nawet pierwszego kroku, nigdy nie przeżywamy przygód - a największą przygodą jesteśmy my sami.


Podróż na księżyc nie jest niebezpieczna; wspinanie się na Mount Everest nie jest niebezpieczne. Niebezpieczne jest kierowanie się do wewnątrz.

To właśnie tam Nieznane jest nie tylko nieznane, ale staje się niepoznawalne... a przed tym, co niepoznawalne umysł po prostu czuje ogromny lęk. Potrafi zajmować się wiedzą - z tym, co znane, radzi sobie świetnie. Potrafi poradzić sobie nawet z tym, co nieznane, gdyż to, co nieznane, w każdej chwili może zostać zamienione w znane. Ale gdy przychodzi do zajęcia się czymś, co niepoznawalne, umysł kompletnie nie wie, co robić. I wtedy nie potrafi posunąć się do przodu nawet o jeden centymetr, mówi: “nie”.

Umysł najbardziej lubi zajmować się tym, co znane. Jeśli będziesz nalegał i zmusisz go do zajęcia się nieznanym, uczyni to. Ale w przypadku tego, co niepoznawalne, umysł stwierdza: nie... i tu właśnie potrzebna jest odwaga. A tylko wtedy, gdy poznamy to, co niepoznawalne - poznamy samych siebie, gdyż nasze istnienie jest zbudowane z czegoś niepoznawalnego - z samego boga.

Przedstawię teraz buddyjską medytację - metodę penetracji tego, co niepoznawalne.

Każdego dnia zamykaj drzwi, wyłączaj telefon, powiedz domownikom, że przez godzinę nie będzie cię na tym świecie, choćby dom się palił. Weź prysznic, załóż lekkie ubranie, a jeśli jest ciepło - pozostań bez ubrania i usiądź.

Możesz skrzyżować nogi, a jeśli sprawi ci to trudność, usiądź na krześle. Najważniejsze jest, abyś czuł się wygodnie i mógł pozostawać w tej samej pozycji co najmniej przez najbliższą godzinę. Zamknij oczy, odpręż ciało i zacznij odcinać swoje relacje z innymi ludźmi.

Pomyśl: Jeśli nie jestem synem swojego ojca - kim jestem? I odetnij to, odetnij tę relację. Relacja bycia synem twojego ojca jest jedynie częścią twojej tożsamości - odetnij ją.

Pomyśl: Jeśli nie jestem mężem swojej żony - kim jestem?

I odetnij to.

Jeśli nie jestem ojcem swoich dzieci - kim jestem?

I odetnij to.

Jeśli nie jestem znajomym swoich przyjaciół - kim jestem?

I odetnij to.

Jeśli nie jestem obywatelem kraju o nazwie Polska - kim jestem?

I odetnij to.

Zacznij odcinać wszystko, co znajdziesz - wszelkie rodzaje powiązań i relacji. Należysz do jakiegoś kościoła, do jakiegoś kraju, do jakiegoś klubu, do czegoś innego, jesteś profesorem, jesteś terapeutą, jesteś tym, jesteś tamtym... odcinaj to.

Przez dwadzieścia minut bardzo usilnie staraj się odciąć wszelkie relacje, i gdy już zostaniesz pozostawiony w Nieznanym, wtedy zapytaj: KIM JESTEM?

Teraz żadna odpowiedź nie będzie miała sensu - że jesteś ojcem, synem, mężem, profesorem... kimkolwiek. Odciąłeś wszystkie relacje... skończyłeś z nimi! Nie ma do nich powrotu.

Wraz z tymi relacjami znika twoja tak zwana tożsamość, czyli sposób, w jaki określasz siebie; sposób, w jaki stałeś się tym czy tamtym. Gdy zostaje zniszczone wszystko to, co o sobie wiesz; gdy zostaje zniszczone to, co znane, wtedy nagle odnajdujesz się w środku oceanu Nieznanego.

Ale twój umysł zacznie znowu próbować zamienić ten Nieznany Ocean w znane bajorko.

Od znanego, przeniosłeś się w Nieznane. Teraz umysł zaczyna mówić: Tak, nie jesteś tym, nie jesteś tamtym - jesteś duszą, jesteś świadomością.

Ale to ciągle są pułapki umysłu. Zapomnij o nich także! Odrzuć je!

Nie wiesz. Budda mówi, że jesteś świadomością, ale kto wie? Może Budda oszukuje? Na tych wszystkich buddach nie można polegać.

Ktoś ci powiedział, że jesteś duszą a nie ciałem. Ale to nie twoja własna wiedza - i nie jest nic warta. Ktoś ci powiedział, że jesteś nieśmiertelną duszą i gdy umrzesz, pójdziesz do nieba, do boga... ale wszystko to są głupoty - głupoty opowiedziane ci przez innych. Może tak jest rzeczywiście, może tak nie jest - nie możesz być tego pewnym. A jeśli nie możesz być tego pewnym - musi to być odrzucone.

Poszukujemy czegoś, co jest niepodważalne. Poszukujemy czegoś, co jest podstawowe, co jest esencjonalne, co nie może być odrzucone.

Więc na początku zaprzecz temu, co znane, potem zaś zaprzecz temu, co nieznane. I zacznij wchodzić w tę pustkę.

Przez pierwsze kilka dni będziesz czuł lęk. Będzie to doświadczenie porównywalne ze śmiercią - w Zen nazywa się to “Wielką Śmiercią”. Ale po kilku dniach, jeśli będziesz odważny i wejdziesz w to... po trzech, czterech tygodniach, pewnego dnia To się pojawi. Nagle wszystko zniknie i ciebie już nie będzie. Nie będziesz już tą samą osobą - pojawi się nowa Postać.

Nie można tego opisać - trzeba to przeżyć. Tylko doświadczenie jest tego dowodem; tylko poprzez doświadczenie możesz to poznać - nie ma innego sposobu. Więc wytrwaj.

Nawet jeśli to uczucie niepoznawalnego pojawi się na kilka sekund - wystarczy. Wystarczy nawet wtedy, jeśli w ciągu godziny choć na jedną chwilę wejdziesz w ten świat nicości, bezciałowości, bezjaźniowości... ludzie Zen nazywają to anatta - “nie-ego”. To czysta pustka, bez granic - kropla rozpłynęła się w oceanie.

Czasem będzie to trudne na początku - zaczniesz się pocić i twoje serce będzie szybko bić, poczujesz się źle, niespokojnie. Nie martw się - w ciągu trzech tygodni wszystko się uspokoi, a gdy tak się stanie, wtedy wszystko zacznie płynąć łagodnie i coś w środku ciebie zacznie rozkwitać.

Będzie potrzebna odwaga. Odwaga to wszystko, czego potrzebujesz.

Jeśli zapytasz mnie o definicję osoby religijnej, nie powiem, że powinna być cnotliwa... niekoniecznie. Ale musi być odważna, koniecznie.

Odwaga to największa i podstawowa cnota - wszelkie inne idą za nią - są jej cieniem i wynikiem.

http://foof.most.org.pl/g_medyta/kim-jest.htm

8 grudnia 2011

Prawda o prawdzie jest taka… że rani

Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki i kubka herbaty. Cierpię na nieodwracalne zapalenie wyobraźni. Wieczna optymistka mająca tysiąc myśli na minutę. Z natury choleryczka. Niepoprawna romantyczka? jakżeby inaczej?
Niczego w życiu nie żałuję, choć dużo rzeczy chciałabym pozmieniać. Dysponuję tysiącem pomysłów na życie z których uparcie nie korzystam...

 Prawda o prawdzie jest taka… że rani.
Więc kłamiemy.
 Prawda – czasem leczy a czasem rani, sprawia ból lub go uśmierza, oczyszcza lub robi zamęt, buduje i burzy ale myślę, że nie krzywdzi, skrzywdzić może kłamstwo.

Prawda często obnaża kłamstwo.
 Kłamstwo często uchodzi na sucho.
A powiedzenie prawdy może przysporzyć nieprzyjemności, problemów…
 Prawda – to coś czego żądamy, wymagamy ale sami nie do końca umiemy dawać.
Mamy prawo do prawdy ale czasem lepiej jej nie znać i żyć w niewiedzy…

 Kłamiemy.
Nie zawsze dlatego, że tak jest łatwiej ale by nie sprawić przykrości, by chronić, by nie burzyć, by mieć święty spokój. Często jest tak, że mówimy, że chcemy znać prawdę   ale gdy ktoś nam ją powie,  jesteśmy niezadowoleni, obrażamy się lub czujemy się z nią jak z ciężarem… Czasem jesteśmy winni komuś prawdę, czasem to wszystko co możemy dać.   Czy mówienie prawdy jest obowiązkiem?
Nie jestem tego taka pewna…

Intymność to trzysylabowy wyraz na określenie: "Oto moje serce i dusza, proszę przemiel je na hamburgera i się rozkoszuj".
Jednocześnie się jej pragnie i obawia. Ciężko z nią żyć, ale ciężko też żyć bez niej.
Intymność jest też dołączona do trzech liter  - R: rodzina, romans, radośni lokatorzy.
Od niektórych rzeczy nie uciekniesz. A o innych po prostu nie chcesz wiedzieć. [...]
Chciałabym, żeby istniały zasady intymności. Swego rodzaju przewodnik, który ci powie, kiedy przekroczyłeś granicę.
Byłoby miło wiedzieć, kiedy się do tego zbliżasz i w jakiś sposób umieścić to na mapie. Brałbyś ją wtedy wszędzie i zachował na tak długo, jak to możliwe. A co do zasad, to może nie ma żadnych. Może reguły intymności, to coś, co sam musisz zdefiniować.


Sekrety nie ukryją się przed nauką. Medycyna ma swoje sposoby na wykrywanie kłamstw.
W ścianach szpitala prawda jest naga. [...]
Cóż, to co innego. Jedno jest pewne: cokolwiek staramy się ukryć, nigdy nie jesteśmy gotowi, kiedy prawda wychodzi na jaw. I w tym tkwi problem z sekretami. Tak jak niedola, lubią towarzystwo. Wspinają się wciąż do góry, dopóki nie przejmą kontroli nad wszystkim, dopóki nie będzie miejsca na nic innego, dopóki nie będziesz tak pełen sekretów, że będziesz się czuł, jakbyś miał wybuchnąć. [...] i to, o czym ludzie zapominają, to jak dobrze można się czuć, kiedy w końcu zrzuci się ciężar tajemnic.
Nieważne, czy były dobre, czy złe, przynajmniej już nie ciążą. I czy ci się to podoba, czy nie, kiedy twoje tajemnice już ujrzą światło dzienne, nie musisz się za nimi ukrywać. Najgorsze w sekretach jest to, że nawet, kiedy myślisz, że masz nad nimi kontrolę, wcale tak nie jest.
Wmawiamy sobie, że rzeczywistość jest lepsza. Wmawiamy sobie, że byłoby lepiej gdybyśmy nigdy nie marzyli, ale najsilniejsi, najbardziej zdeterminowani z nas trzymają się swoich marzeń. Albo przychodzi nowe marzenie, którego nie braliśmy pod uwagę. Budzimy się i odkrywamy, że mimo wszystko jest nadzieja. I jeśli mamy szczęście, uświadamiamy sobie wbrew wszelkim przeciwnościom, wbrew życiu, że prawdziwym marzeniem jest móc w ogóle marzyć.

Wierzę w niebo.
Wierzę też w piekło.
Nigdy nie widziałem żadnego z nich, ale wierzę, że istnieją.
Muszą istnieć, ponieważ bez nieba, bez piekła, dążymy jedynie do... więzienia.

 Przesądy kryją się miedzy tym nad czym mamy władzę, a tym nad czym jej nie mamy. Nikt nie chce przegapić szczęścia, ale czy powtarzanie tego 33 razy załatwi sprawę? Czy ktoś naprawdę słucha? A jeśli nikt nie słucha, po co nam to wszystko? Obalamy przesądy, ponieważ mamy dość rozumu by wiedzieć, że nie ma wszystko mamy odpowiedź i że ścieżki życia są nieodgadnione. Nie gardźcie magią, skąd tylko pochodzi.



 Pewnego razu... żyli długo i szczęśliwie. Historie, które opowiadamy są ze snów. Bajki się nie sprawdzają. (…) Rzeczywistość jest bardziej niepogodna... mroczna... straszna. Rzeczywistość jest dużo bardziej interesująca, niż życie długo i szczęśliwie.


Wydaje się , ze wszyscy doznaliśmy krzywd. Jedni większych, inni mniejszych. Od dziecka nosimy je w sobie. A potem jako dorośli odpłacamy pięknym za nadobne. Ostatecznie wszyscy krzywdzimy innych, a potem staramy się nadrobić co tylko się da.
Pamiętacie, kiedy byliście małymi dziećmi i wierzyliście w bajki, marzyliście o tym, jakie będzie wasze życie?
Biała sukienka, książę z bajki, który zaniesie was do zamku na wzgórzu. Leżeliście w nocy w łóżku, zamykaliście oczy i całkowicie, niezaprzeczalnie w to wierzyliście.
Święty Mikołaj, Zębowa Wróżka, książę z bajki - byli na wyciągnięcie ręki.
Ostatecznie dorastacie. Pewnego dnia otwieracie oczy, a bajki znikają.
Większość ludzi zamienia je na rzeczy i ludzi, którym mogą ufać, ale rzecz w tym, że trudno całkowicie zrezygnować z bajek, bo prawie każdy nadal chowa w sobie iskierkę nadziei, że któregoś dnia otworzy oczy i to wszystko stanie się prawdą. [...] Pod koniec dnia, wiara to zabawna rzecz. Pojawia się, kiedy tak naprawdę tego nie oczekujesz. To tak, jakbyś pewnego dnia odkrył, że baśń może się nieco różnić od twoich wyobrażeń.
Zamek, cóż, może nie być zamkiem. I nie jest ważne "długo i szczęśliwie", ale "szczęśliwie" teraz.
Raz na jakiś czas, człowiek cię zaskoczy, i raz na jakiś czas człowiek może nawet zaprzeć ci dech w piersiach.

Bo ....
 
Wszystko sprowadza się do linii.
Linia mety na końcu stażu, czekanie w kolejce do szansy na operację. I wreszcie, najważniejsza, linia oddzielająca ciebie od ludzi, z którymi pracujesz. Nie dobrze jest się zbyt spoufalać, zawierać przyjaźni. Potrzebne się granice między tobą i resztą świata. Inni ludzie są zbyt zagmatwani. Wszystko sprowadza się do linii. Rysowanie linii na piasku i modlenie się, żeby nikt ich nie przekroczył. [...]
W pewnym momencie musisz podjąć decyzję. Granice nie oddzielają innych ludzi od ciebie. One odgradzają ciebie.
Nasze życie jest pokręcone.
Tak już zostaliśmy stworzeni. Więc możesz marnować czas na rysowaniu granic, albo możesz żyć, przekraczając je.
Ale niektóre granice... są zbyt niebezpieczne, by je przekraczać.
Jednak, jeśli odważysz się zaryzykować, widok po drugiej stronie jest spektakularny.

Pewien mędrzec rzekł : „Możesz mieć w życiu wszystko jeżeli w tym celu poświecisz wszystko inne.” Po prostu wszystko ma swoją cenę.
Wiec zanim staniemy do walki musimy wiedzieć ile jesteśmy w stanie poświęcić.
Zbyt często darząc do tego co przyjemne zapominamy o tym co właściwe, a dopuszczenie do siebie drugiego człowieka oznacza zburzenie muru którym otaczaliśmy się przez całe życie. Rzecz jasna najtrudniejsze są wyrzeczenia, których się nie spodziewamy.
Czasami nie starcza nam czasu aby opracować strategie, wybrać stronę albo oszacować oficjalna stratę. A jeśli walka wybiera nas, a nie odwrotnie wyrzeczenia może okazać się zbyt wielkie.

Z cytatów -Chirurdzy, Meredith

Nie otwieraj swego serca każdemu człowiekowi, abyś nie usunął od siebie szczęścia.