![]() |
| Pierre Bonnard List |
Trudno opisać zmianę, jaką wniosłeś w me życie.Jeśli teraz żyję, przedtem byłam jak martwa,Choć jak kamień nic sobie z tego nie robiłamTrwając w miejscu zgodnie ze zwyczajem.Nie przesunąłeś mnie o cal, wcale nie —Ani nie zostawiłeś mnie, bym ku niebu wzniosła znówMałe ślepe oko, oczywiście bez nadziei,Że ujrzę tam błękit lub gwiazdy.To nie było tak. Powiedzmy, spałam. Jakiś wążSkrył się wśród czarnych skał niczym czarny głazW białej szczelinie zimyPodobnie jak mych bliźnich nie cieszył mnieWidok miliona doskonale wyrzeźbionychTwarzyczek spadających wciąż, by stopićMoje lico z bazaltu. One rozpłynęły się w łzachJak aniołowie opłakujący tępotę ludzkiej natury,Lecz to nie przekonało mnie, a łzy zamarzły.Każda martwa głowa wdziała przyłbicę z lodu.A ja spałam jak zgięty palec.Wpierw zobaczyłam przejrzyste powietrzeI krople zamknięte unoszące się w rosiePrzezroczyste jak duchy. Stos obojętnychKamieni leżał dokoła mnie.Nie wiedziałam co z nimi począć.Lśniłam łuskami miki i odwijałam się,By niczym jakaś ciecz wypłynąćSpomiędzy ptasich nóg i roślinnych łodyg.Nie dałam się oszukać. Poznałam cię od razu.Drzewo i kamień błyszczały bez cienia.Moje długie palce stały się przejrzyste jak szkło,Zaczęłam pączkować jak marcowa gałąźRęką i nogą, ręką i nogą.Od kamienia ku chmurze, tak właśnie wstępowałam.Teraz przypominam jakiegoś boga,Gdy tak wzlatuję w powietrze w mym duchowym przebraniuCzysta jak szyba z lodu. To prawdziwy dar.

SYLVIA PLATHTłum.: Teresa Truszkowska

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz