21 października 2011

Przypowieść o artyście malarzu

Żył na świecie malarz. Miał on dar widzenia i utrwalania piękna.

Jego umiejętność zadziwiała ludzi! Ci, którzy żyli nieopodal niego, patrzyli na te same rzeczy i nie dostrzegali w nich piękna… Zauważali je wówczas, gdy artysta zamieniał to, co widzi, w doskonały obraz.

Artysta był wielkim Mistrzem Piękna. Dotykał spojrzeniem duszy to, co widział i tym samym przedstawiał przepiękną chwilę Wiecznego Bytu na swoich płótnach. Wtedy zdarzał się cud. Niewidoczne dotychczas piękno stawało się jawne dla każdego, kto patrzył na obraz artysty!

* * *

Pewnego razu postanowił namalować portret chudziutkiej i niepozornej dziewczyny, którą przedtem nikt nie uważał za piękną. Sama wstydziła się swojej mizerności, subtelności, kruchej sylwetki. Zawsze zawstydzona opuszczała oczy…

„Taka brzydka, chuda, a ty chcesz ją namalować!” — mówili ludzie do artysty.

Jednak malarz ich nie słuchał i dalej rysował. Misterność, wdzięk, subtelny owal twarzy i głębia lekko speszonych oczu dziewczyny na płótnie przepiękną postać utworzyły.

I dziewczyna patrzyła niedowierzając: „Nie mogę być to ja… Taki ładny jest ten obraz!”

„Jestem jak lustro! — z uśmiechem artysta odpowiadał. — Pokazałem ci jedynie piękno twojej duszy. Teraz żyj, nie ukrywając jej przed światem! Podobna jesteś, jako dusza, do jutrzenki! Wszystko, co widzisz, opromieniaj więc czułością swej miłości!”

* * *

Kobietę on starą zobaczył i portret jej zaczął malować. Dziwili się ludzie: „Co on w takiej staruszce widzi?”

A malarz, każdą zmarszczkę na jej dłoniach, jak kronikę kaligrafował. I były w tych „kronikach” słowa o życiu długim i niełatwym, o dobroci i o miłości, o dzieciach, wykarmionych serdeczną troską, o wnukach, głęboką mądrością żywionych. I zabłysły promyki z oczu — z nich światło płynęło — do tych ludzi, którzy teraz są wokół, i do tych, którzy są daleko… Ich światło podobne było do rzeki, która ma swojej źródło w serdecznej dobroci.

A na portrecie miłość, mądrość, spokój wieść ludziom niosły, o dobrym życiu i wielkiej duszy! I przed obrazem tym, w zachwycie, mnóstwo ludzi zamierało! Widzieli oni istotę życia, które nie było zmarnowane. A miłość pięknej duszy obejmowała ich jak czuły zachód słońca…

Artysta, tak jej życie w portrecie uchwycił, że z poważaniem przed starą kobietą ludzie głowy schylali.

* * *

Potem artysta tancerza malował. Przedstawił moment, w którym taniec i tancerz stopili się w jedno. Zamach ręki, muzyka i spojrzenie na płótnie tworzą całość! Ten, kto patrzy, emocje duszy przeżywa podwójnie: jako ten, kto na obraz patrzy, albo jako ten, kto tańcem Bogu hymn Miłości śpiewa!

* * *

I rysował artysta kropelkę rosy na cieniutkiej trawce.

Jedynie… kropelka wody na słoneczku błyszczy… Jednak jak gdyby mówi kropla ta: „Jestem kropelką w bezmiarze Miłości! I słońca piękno — odbiło się we mnie! Niby w zwierciadełku mojej miłości — błyszczy teraz świat i piękno Ziemi!”

* * *

I pędzlem swoim artysta jeszcze jedną chwilę w Wiecznym Bycie utrwalił!

Nad morzem słońce poderwało swe promienie i w obłokach się odbiło! I ptaków lot z daleka do ojczyzny! I morza brzeg ze złotym piaskiem! Złączyły się na płótnie w jedno — dzieło Stwórcy i człowieka! Otworzyła się Wieczność w tym mgnieniu Piękna! A dusze oświetlał słonecznym brzaskiem Bezbrzeżny Ocean Światła Boga! I objawiły się w wielkości tego Piękna — jej Stwórcy Cechy Niewidzialne!

* * *

Wzrokiem magicznym był obdarzony ów artysta.

Za Stworzeniem — Stwórcę całego Piękna potrafił on ujrzeć!

To on może ludziom ofiarować zdolność widzenia i kochania!

Jamamuto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz