24 września 2012

Ciało ludzkie w rzeźbie i poezji

 Dłutem  Jacques Le Nanteca  i  piórem Haliny Poświatowskiej

Ciało ludzkie – fizyczny komponent organizmu ludzkiego. 
W filozofii idealistycznej i wielu religiach drugi obok duszy element tworzący człowieka (wg Platona "więzienie duszy"). 


Zafascynowanie ciałem jest znamienną cechą sztuki współczesnej.
W wielu pracach ciało jest materią, którą się obrabia po to, by wytworzyć produkt i sprzedać go. Wszelkie napięcia, jakie rodzą się przy „używaniu” ciała są spowodowane tym, że w centrum tych sporów znajduje się człowiek.
Pod przykrywką, egzystencjonalnej troski o przyszłość człowieka pokazuje się biologiczne ciało.
W fizyczny sposób obrabia się je i wystawia na widok publiczny. 
W ten sposób przedstawiane ciała odsyłają nas do ego artysty, a wykonane prace należy odczytywać przez pryzmat wrażliwości twórcy.
Główne części ciała to: głowa, szyja, tułów oraz kończyny: górna i dolna.
Rzeźba jest środkiem wypowiedzi, w tradycyjnym nurcie opartym na rzetelnym warsztacie a nawet rzemiośle, tak bardzo teraz niemodnym we współczesnej sztuce.
W dzisiejszej rzeczywistości sztuka jest coraz bardziej brutalna, wciąż mniej jest tematów tabu.
 Większość artystów chce zaistnieć poprzez zaszokowanie widza.

Współcześni twórcy wciąż przesiąknięci są ideologią romantyków i uważają się za wybitne jednostki, a ich prace mają zbawienny wyraz. W ten sposób przedstawiane ciała odsyłają nas do ego artysty, a wykonane prace należy odczytywać przez pryzmat wrażliwości twórcy. 
W spotykanej tutaj rzeźbie, ciało człowieka stało się najpiękniejszym  materiałem rzeźbiarskim.
Jacques Le Nantec  nie zapomniał o pięknie ciała ludzkiego, które kiedyś było jednym z wyznaczników sztuki.

Halina Poświatowska  ubolewała nad niedoskonałością ludzkiego ciała, ale i umiała wykorzystać każdy moment przemijającego życia. W swych utworach nie pomijała także swojej kobiecości, pisała o sobie i innych kobietach, kobietach-bohaterkach.
Wszystko to osadzone było w głębokich przemyśleniach filozoficznych.
Poezja Haliny Poświatowskiej stanowi studium natury ludzkiej, kobiety pragnącej miłości i kobiety świadomej swej śmierci.


Jacques Le Nantec

Urodził się  28 grudnia 1940 w Nantes,we Francji.
W wieku 13 lat rozpoczął naukę rzeźby w szkole średniej - tzw. studia klasyczne.
Pierwszą samodzielną  wystawę miał jako szesnastolatek, w Galerie Peuple et Culture, Annecy, we Francji.
W  latach 1963 -1973,  będąc  samoukiem, pracował  nad studium rzeźby ciała człowieka. 
Pracował  w różnych zawodach : jako  projektant wnętrz, rysował kreskówki, tworzył postacie woskowe do muzeów.



Odkąd cię poznałam, noszę w kieszeni szminkę, to jest bardzo głupie nosić szminkę w kieszeni, gdy ty patrzysz na mnie tak poważnie, jakbyś w moich oczach widział gotycki kościół.
 A ja nie jestem żadną świątynią, tylko lasem i łąką - drżeniem liści, które garną się do twoich rąk. Tam z tyłu szumi potok, to jest czas, który ucieka, a ty pozwalasz mu przepływać przez palce i nie chcesz schwytać czasu.
 I kiedy cię żegnam, moje umalowane wargi pozostają nie tknięte, a ja i tak noszę szminkę w kieszeni, odkąd wiem, że masz bardzo piękne usta.

 
"w twoich doskonałych palcach
jestem tylko drżeniem śpiewem
liści pod dotykiem twoich ciepłych
ust

zapach drażni — mówi: istniejesz
zapach drażni — roztrąca noc w
twoich doskonałych palcach
jestem światłem

zielonymi księżycami płonę
nad umarłym ociemniałym dniem
nagle wiesz — że mam usta czerwone
— słonym smakiem nadpływa krew — "
  

   

„umarłe włosy nie tańczą
nie sprzeczają się z wiatrem
nie opadają na zmarznięte oczy
nie wabią palców ani ptaków

 rozsypane na chłodnej poduszce
nie płoszą snu szelestem
w srebrnym deszczu nie mokną
nie drżą

na białym łóżku
leżą wystygłe głuche

i jeśli kwiat – to obco
jeśli uśmiech – obojętnie
słońce z nieba odeszło na palcach
to już noc”
( Hymn bałwochwalczy)

Jacques LE NANTEC, SAINTE CHERIE


Jacques LE NANTEC, LA DEMOISELLEJacques LE NANTEC, LOTUS

     
„jaki to piękny szkielet
gdyby przycisnąć usta
odpowiedziałby pocałunkiem
kość misternie związana z kością
owinięta w elastyczne włókna
kiedy idzie ulicą
demonstruje dokładność
z jaką staw się zgina rozgina
(…)”
(Oda do rąk

bo w końcu mam tylko ciało
i moje ciało jest miękkie
i włosy są miękkie
i usta
bo mieszka we mnie chwiejny chronometr
serca (…)

 

 
„(…) ocieram usta
ciepłą wilgotną ręką
zakrywam usta
za mną
idzie wieczność
(…)
jak rozpięty na strunie krzyk
łapczywie chwytamy oddech
liczymy raz… dwa… trzy…(…)”
(Dysonans, Hymn Bałwochwalczy)

 
„ja minę
ty miniesz
on minie
 (…)
minąłeś
minęłam
już nas nie ma
a ten szum wyżej
to wiatr
on tak będzie jeszcze wieczność wiał
nad nami
nad wodą
nad ziemią”
(Koniugacja, Jeszcze jedno wspomnienie)  

 
„nie mam dawnej czułości dla mojego ciała (…)
znam jego korytarze kręte
wiem którędy przychodzi zmęczenie
jakie ścięgna napina śmiech (…)”
( Oda do rąk)
       
- z czego powstałam, z czego się składam? :

„z połączenia pierwiastków
powstaje drobina białka
z drobin białka
powstaje żywy organizm
kwiat
drzewo
małpka
człowiek”
- jak daleko sięga moje ciało? jakie są jego granice, gdzie jest jego miejsce, co się kryje za tym, że mam ciało? : 
„mam ręce stopy usta i całą resztę
balast który przez chwilę trzyma mnie w okolicy życia” 

„sięgam nie dalej niż moje wyciągnięte ręce
i nie wyżej niż mogą mnie unieść wspięte palce u nóg”
(Rzecz najmniejsza, Jeszcze jedno wspomnienie)


„(…) jesteś w moim tętnie
odkrzykującym sobie
powracającym do siebie
wiecznie pamiętającym
we mnie powstajesz
najgłębiej (…)”
(Jeszcze jedno wspomnienie)   

    
" rozgryzłeś sznurek
ustami
chwytasz korale rozsypane po szyi
w zagłębieniu
pomiędzy piersią a piersią
zakwitło pole
jagód czerwonych
zrywasz je ustami
kiedy potoczą się w dół
zawiśniesz nade mną "
„najpierw
trzeba się rodzić
wiecznie rodzić
płodność jest tą jabłonią
pod którą
zakwitło pierwsze nasycenie
(…)
trzeba się rodzić
rodzić
wiecznie rodzić
uparta ziemia krąży
obciążona owocem
trwa”
( Hymn bałwochwalczy)

„(…)
głód głód
pełne wargi głodu
skościałe głodem palce
nachylam je rozginam
na słoneczne promienie wabię
spełnienia tarcze okrągłą

i ciało moje
smagane przez wiatr
dojrzałe
kołyszące się na gałęzi życia
jak zielona papuga
chwiejnie
podaję
miękkim rękom obłoków

w ciągłym obrocie
chichocze pode mną ziemia”
( Hymn Bałwochwalczy)



 
„…
witaj ziemio
przyszłam żeby się paść
przyszłam żeby zgarniać
moim ciałem twoją mądrość rozkwitu
przyszłam żeby odchodzić
w każdym błysku
w każdym zmierzchu
…”
( Dzień dzisiejszy


                 
„w środku mnie
rozrasta się drzewo
gałęzie ciasno
przylegają do moich żył
korzenie
krew moją piją
brunatnieją zaschłe usta moje
w środku mnie
panoszy się głód
jak żołnierz pośród zdobytego miasta (…)”
( Dzień dzisiejszy)


"mówiłeś: masz rzęsy
stąd do nieba
nie lubię takich rzęs
— a ja się śmiałam —

mówiłeś: masz stopy które w dłoni
kryją się wąsko
nie trzeba
— a ja się śmiałam —

mówiłeś: masz uśmiech
jak skrzydła świerszcza
nie wolno
— a ja się śmiałam —

mówiłeś: spódniczkę masz cienką i
w ogóle wiatr
— a ja się śmiałam —
potem
na żółtym promyku jaskra
poprowadziłam cię ścieżką
ciężkiego niedźwiedzia
w zadąsanym futrze
uklękłam na trawie
i nie mówiłeś nic".

„(…) moje wnętrzności
o których nic nie wiem
mogą się splątać w hesperyjską różę
o ostrych kolcach
róża może wyróść aż ponad przełyk
zatkać
otwór tchawicy wąski

i nagle
płuca pełne drobnych kłujących bólów
i powietrze trzepocące bezradnie po przeciwnej stronie ulicy
ani podbiec ani go dosięgnąć
sygnał czerwony w oczach
strach jak milicjant na rogu (…)”
(Jeszcze jedno wspomnienie)

                
„Kiedy kocham
to kocham
to wiem że kocham
całe moje ciało oddane miłości
i obserwując najdrobniejsze drgnienia
włókien delikatnych
w samowiedzy się pogrążam
jak w stawie
i ta sama wzburzona krew
karmi mój mózg
i moje piersi
i moje myśli wzbierają tak samo jak piersi
i myślą przywieram do twego imienia
tak
jak rękoma przywieram do twej szyi (…)”
     

   
 


















 „Beatryx
dotknij swego ciała
idąca na rusztowanie
czujesz
ten zgrzyt ten zgrzyt
to mięśnie
napięte do ostatka
na smagłych ścięgnach dzwonią
rytm rytm (…)

 
      

 „modlę się do zieleni
  korzenie proszę
  żeby tkliwie objęły
  moje nagie ramiona

  z rozśpiewanych żeber
  i giętkich napięstków
  buduję kościół
  dla egipskich zielonych chrabąszczy”
  ( Oda do rąk)

 

 
„(…) nietoperz przysiadł na włosach
w puste oczy zagląda – myśli
człowiek – myśli
a to Nina umarła
na sznurku od bielizny zawisła

kiedy biodrem jedwab potrąca
patrzą na nią i ściskają pięści
mężczyźni o chmurnych mięśniach
o twarzach jak negatyw słońca
które światłem rozbłyśnie
zalśni

na wysokich obcasach wspięta
w powietrzu na palcach
idzie i trzyma w rękach
jakiś śpiew jakiś wiatr
na palcach wspięta
tańczy

piersi
każda osobno
głębiej
wycięty trójkąt serca
kręte drogi krwi
odpływa
przypływa
wygina szyję

biodra
rozkołysane senne
biodra
wstające wiecznie    
i wiecznie
zasypiające
w tym samym ruchu
brzuch
opowieść o brzuchu
uniesiona ciemna
głos
głos który wabi
głos który odpycha
głos który mięśnie napręża
opowiada o smagłej powierzchni ciała
o nagłych przegięciach skrętach
zdławiony milionem pocałunków
łkający zwierzęcy
głos

usta wypukłe
sukienka wzdęta
ręce zaciśnięte
usta otwarte – ręce
i stopy stopy – właśnie
jak duszny wąski sen (…)
(Tańcząca Nina, Hymn bałwochwalczy)







„więc jesteś jesteś jesteś
daj niech sprawdzę
niech cię dotknę raz jeszcze dłonią i ustami
niech w oczy spojrzę chociaż najmniej wierzę
oślepłym ze zdumienia oczom

jeszcze głos twój usłyszeć chcę
zapachem się zaciągnąć
pojąć cię raz i na zawsze wszystkimi zmysłami
i nigdy nie zrozumieć i ciągle na nowo
dochodzić prawdy pocałunkami”
( Jeszcze jedno wspomnienie)


Te przepiękne obrazy rzeźb  Jacques Le Nanteca poprzeplatałam melancholijnymi, uroczymy acz jakże wymownymi i tak odrobinę pasującymi wierszami -
Haliny Poświatowskiej
 Poswiatowska

.... odrobinę balsamu  nie tylko dla oczy ale i serca i ducha


http://poswiatowska.org/hymn-balwochwalczy-1958-wiersze-halina-poswiatowska.html

20 września 2012

Rebeka

  
Ujrzałam cię po raz pierwszy w życiu
I serce me w ukryciu
Cicho szepnęło: to jest on!
I nie wiem dlaczego, wszak byłeś obcy,
Są w mieście inni chłopcy.
Ciebie pamiętam z tamtych stron.
Kupiłeś „Ergo” i w mym sklepiku,
Zawsze tak pełnym krzyku
Wszystko ucichło, nawet ja!
Mówiąc „adieu” ty się śmiałeś do mnie,
Ach jak mi żal ogromnie,
Że cię nie znałam tego dnia... 
O mój wymarzony,
O mój wytęskniony,
Nie wiesz przecież o tym Ty,
Że w małym miasteczku za tobą ktoś
Wypłakał z oczu łzy...
Że jedna Rebeka
W zamyśleniu czeka
Aż przyjedziesz po nią sam,
I zabierzesz ją jako żonę swą,
Hen, do pałacu bram...
Ten gwałt, ten blask, ten cud,
Ja sobie wyobrażam, Boże Ty mój!
Na rynku cały tłum,
A na mnie błyszczy biały, weselny strój!...
O mój wymarzony,
O mój wytęskniony,
Czy ktoś kochał cię jak ja?
Lecz ja jestem biedna i to mój sen,
Co całe życie trwa...
 
Pamiętam dzień, było popołudnie,
Szłam umyć się pod studnię...
Tyś samochodem przybył wraz,
Przy Tobie siedziała ona,
Żona czy narzeczona,
Jakby przez mgłę widziałam was...
Coś zakręciło się w mojej głowie...
Mam takie słabe zdrowie...
W sercu ścisnęło coś na dnie
Padłam na bruk, tobie wprost pod nogi...
Cucąc mnie, pełen trwogi,
Co pani jest? spytałeś mnie...
O mój wymarzony,
O mój wytęskniony,
Nie wiesz przecież o tym Ty,
Że w małym miasteczku za tobą ktoś
Wypłakał z oczu łzy...
Że jedna Rebeka
W zamyśleniu czeka
Aż przyjedziesz po nią sam,
I zabierzesz ją, jako żonę swą,
Hen, do pałacu bram...
Ten gwałt, ten blask, ten cud,
Ja sobie wyobrażam, Boże Ty mój!
Na rynku cały tłum,
A na mnie błyszczy biały, weselny strój!...
O mój wymarzony,
O mój wytęskniony,
Czy ktoś kochał cię jak ja?
Lecz ja jestem biedna i to mój sen,
Co całe życie trwa...
     

Wiersz - Andrzej Włast  z repertuaru Ewy Demarczyk
Obrazy - Sara Moon 

19 września 2012

Ryzyko życia, ryzyko miłości...



Jeśli człowiek obawia się chodzić, niech nie wypuszcza ręki swej matki.
Jeśli obawia się upaść, niech siedzi.
Jeśli obawia się wypadku, niech zostawi samochód w garażu.
Jeśli obawia się wspinaczki, niech pozostanie w schronisku.
Jeśli obawia się, że spadochron nie otworzy się, niech nie skacze.
Jeśli obawia się burzy, niech nie podnosi kotwicy.
Jeśli obawia się, że nie będzie umiał zbudować swego domu,
niech go zostawi na papierze.
Jeśli obawia się zabłądzić, niech pozostanie w domu.
Jeśli obawia się wysiłku, ofiary i przyszłości,
niech wyrzeknie się życia i przelękniony niech się zamknie i skurczy...

A wówczas...

Może będzie mógł przeżyć, ale nie będzie człowiekiem,
bo tylko człowiekowi właściwe jest to, że może rozsądnie ryzykować swoim 
życiem.
Będzie mu się wydawało, ze kocha, ale nie potrafi kochać,
bo kochać to być zdolnym do ponoszenia ryzyka i zarazem chcieć
ryzykować życiem dla innych.
Będzie mógł dać życie, ale nie będzie ani ojcem, ani matką,
bo być ojcem czy matką to na podobieństwo ziarna
rzuconego w ziemie, przyjąć najwyższe ryzyko,stracić swoje życie,
żeby mógł się narodzić kłos.
 
Michel Quoist 
 
 0-tango.jpg


Jeżeli nie ma się dla kogo żyć to...
... życie nie jest życiem, a jedynie suchą, mroczną, zimną i samotną egzystencją...

.... abyśmy zawsze mieli dla kogo żyć...to wszystko jest strasznie trudne...ciągłe wzloty i upadki...
Ważne jest by był Ktoś - kto zawsze pomoże powstać i zachęci do dalszego wędrowania...
 



Liczba Pi

Podziwu godna liczba Pi trzy koma jeden cztery jeden.

Wszystkie jej dalsze cyfry też są początkowe,
pięć dziewięć dwa ponieważ nigdy się nie kończy.
Nie pozwala się objąć sześć pięć trzy pięć spojrzeniem
osiem dziewięć obliczeniem
siedem dziewięć wyobraźnią,
a nawet trzy dwa trzy osiem żartem, czyli porównaniem
cztery sześć do czegokolwiek
dwa sześć cztery trzy na świecie.
Najdłuższy ziemski wąż po kilkunastu metrach się urywa
podobnie, choć trochę później, czynią węże bajeczne.
Korowód cyfr składających się na liczbę Pi
nie zatrzymuje się na brzegu kartki,
potrafi ciągnąc się po stole, przez powietrze,
przez mur, liść, gniazdo ptasie, chmury, prosto w niebo,
przez całą nieba wzdętość i bezdenność.
O, jak krótki, wprost mysi, jest warkocz komety!
Jak wątły promień gwiazdy, że zakrzywia się w lada przestrzeni!
A tu dwa trzy piętnaście trzysta dziewiętnaście
mój numer telefonu twój numer koszuli
rok tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty trzeci szóste piętro
ilość mieszkańców sześćdziesiąt pięć groszy
obwód w biodrach dwa palce szarada i szyfr,
w którym słowiczku mój a leć, a piej
oraz uprasza się zachować spokój,
a także ziemia i niebo przeminą,
ale nie liczba Pi, co to to nie,
ona wciąż swoje niezłe jeszcze pięć,
nie byle jakie osiem,
nieostatnie siedem,
przynaglając, ach, przynaglając gnuśną wieczność
do trwania                                           .

Wisława Szymborska

Pytania zadawane sobie


 
Co treścią jest uśmiechu 
i podania ręki? 
Czy nigdy w powitaniach 
nie jesteś daleka, 
tak jak bywa daleki 
człowiek od człowieka, 
gdy wyda sąd niechętny 
pierwszego wejrzenia? 
Czy każdą dolę ludzką 
otwierasz jak książkę, 
nie w czcionce, 
nie w jej kroju 
szukając wzruszenia? 
Czy na pewno, czy wszytko 
odczytujesz z ludzi? 
Wymijające słowo 
dałaś w odpowiedzi, 
pstry żart w miejsce szczerości - 
jak obliczysz straty? 
Nieziszczone przyjaźnie, 
lodowate światy. 
Czy wiesz, że przyjaźń trzeba 
współtworzyć jak miłość? 
Ktoś w tym surowym trudzie 
nie dotrzymał kroku. 
A czy w błędach przyjaciół 
twej winy nie było? 
Ktoś żalił się i radził. 
Ile łez obeschło, 
zanim przyszłaś na pomoc? 
Współodpowiedzialna 
za szczęście tysiącleci - 
czy nie lekceważysz 
pojedynczej minuty 
łzy i skurczu twarzy? 
Czy nigdy nie wymijasz 
cudzego wysiłku? 
Stała szklanka na stole 
i nikt jej nie spostrzegł, 
aż dopiero gdy spadła 
nieuważnym potrącona ruchem. 

Czy w ludziach wobec ludzi 
wszystko jest najprostsze?

Wisława Szymborska "Pytania zadawane sobie" (1954)

Obraz :  Tomasz Alen Kopera