20 czerwca 2012

Sen

1.
Sen supły płaskie
najpierw szeleścił jak oset,
aż wykluł niedźwiedzia czy wilka.
Wilk był tobą, szedł bosy
przez drogę zadymioną jak szkło,
drogę dłużącą przez usta.
Zresztą
wzbierało już i szło,
szło zewsząd,
przez krzywe, wypukłe lustra:
jakieś krucjaty przeciw słońcu.

2.
Schody kręte, a trumna w dole maleńka.
Huczało echo - kopuła - pękaty bęben.
Dom rósł w śmierć czarnym dębem,
gdzie komik żerujący na dźwiękach.
Szło się długo przy świeczce w dół
wśród płaczu drżącego w ustach.
Na dole rozdęta sień
ziała cieniami - pusta.
Padał deszcz, czarni ludzie za bramą.
Karawan, który czekał, w lęku okrzepł.
Mały chłopiec w koszuli, wołałem: "Mamo!"
Kondukt ruszał. Był to mój własny pogrzeb.

3.
Już był najwyższy czas,
znaki na niebie rosły
i ludzie w szatach z miedzi
szeptali przylegając do gwiazd,
palcami niebo rysując wołali: "Jedzie"
A tam
namnożyło się zodiaków, wielkich niedźwiedzic
i zabawek sypiących z nieba.
Prosiłem: "Powiedzcie!" Na próżno,
uciekali mrowiskiem splątani w kłąb.
Zasypany po szyję w trociny,
zostałem sam,
już było za późno.

4.
A potem jeszcze pola jak pokład
schły pod niebem martwym.
Była droga czarna, namokła,
była droga kół czarnych,
manifesty rozwieszone na chmurach.
To świt
już -
srebrny palec katedry wytknął kurant
ostry jak nóż: awemaria.

Krzysztof Kamil Baczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz