Gdy byłam dzieckiem chyba nie zauważałam tego świątecznego rozpędu.
Zdaje się, że byłam w jego centrum tak bardzo, że nawet o tym nie wiem.
A może ów rozpęd był mniejszy?
Nie wiem.
Zdaje się, że byłam w jego centrum tak bardzo, że nawet o tym nie wiem.
A może ów rozpęd był mniejszy?
Nie wiem.
Dziś, w przededniu święta przyglądałam się ludziom.
Większość biega od jednego sklepu do drugiego wciąż się śpiesząc.
Obładowani jak zwierzęta pociągowe.
Widziałam nawet kilku uśmiechniętych ludzi.
Ciekawe, że wszyscy oni chodzili wolniej, jakby bez pośpiechu.
Większość biega od jednego sklepu do drugiego wciąż się śpiesząc.
Obładowani jak zwierzęta pociągowe.
Widziałam nawet kilku uśmiechniętych ludzi.
Ciekawe, że wszyscy oni chodzili wolniej, jakby bez pośpiechu.
Mieli jakoś bardziej „świadome oczy”.
Z jednej strony wiem, że ludzie szykują się do Świąt, chcą, aby wszystko było piękne, ale z drugiej strony, gdy widzę kłócących się o miejsce na parkingu lub w kolejce, to zadaję sobie pytanie:
„Do jakich Świąt się tak chcą przygotować?”
„Do jakich Świąt się tak chcą przygotować?”
Przecież Miłość nie rodzi się gdziekolwiek.
Potrzebuje otwartego serca.
Potrzebuje otwartego serca.
Chwilami wydaje mi się , że zgubiliśmy główne przesłanie tego czasu. Umyka nam cały sens
tej chwili.
Kiedy patrzyłam przed siebie miałam wrażenie, że większość przechodniów już ma dość
tych świąt.
Pomyślałam sobie, że niektórzy widocznie muszą się naprawdę sfrustrować, zmęczyć, aby później poczuć, że były jakieś Święta – czas odpoczynku.
Pomyślałam sobie, że niektórzy widocznie muszą się naprawdę sfrustrować, zmęczyć, aby później poczuć, że były jakieś Święta – czas odpoczynku.
Tyle, że Święta nie mają być odpoczynkiem po przygotowaniach do Świąt.
Przez moment wpadłam w zadumę, ale …
Jakiś człowiek, który się zatrzymał obok mnie, przed sklepem, rzucił słowa:
„Za moich czasów…”.
(Na pewno znasz ten ton głosu.)
„Za moich czasów…”.
(Na pewno znasz ten ton głosu.)
Był strasznie zaskoczony, gdy usłyszał moje pytanie:
„ Kiedy Pan umarł?”
„ Jak to? Co pan gada, Panie? Przecież tu jestem.” – rzucił pospiesznie.
„ Kiedy Pan umarł?”
„ Jak to? Co pan gada, Panie? Przecież tu jestem.” – rzucił pospiesznie.
" Wiem, wiem, ale skoro Pan mówi, że „ za Pana czasów…” , to pomyślałam, że już minęły i że nikt poza mną Pana nie widzi – wie Pan, taki „Duch w odwiedzinach”.
Chyba nie do końca załapał, o co mi chodzi, bo jakoś dziwnie popatrzył i zamilkł.
Więc dodałam:
„Skoro Pan tu jest i jest Pan żywy, to są to również Pana czasy. Nie ma rady, takie są fakty.”
„Skoro Pan tu jest i jest Pan żywy, to są to również Pana czasy. Nie ma rady, takie są fakty.”
Uśmiechnęliśmy się do siebie, on poszedł, a ja zostałam w ciszy.
Co się z nami stało?
Gdzie zagubiliśmy to piękno, ten splendor?
Dokąd my biegniemy?
Do Świąt Bożego Narodzenia ?
Jeślibyśmy nie zabili Boga w sobie, to by się nie musiał wciąż na nowo „rodzić”.
Nam naprawdę się chyba wydaje, że Bóg za chwilę się narodzi.
Lecz Bóg jest wieczny, bez początku i końca.
Jedyne, co się może wydarzyć, to narodziny Boga w nas, ale do tego nie potrzeba żadnych szczególnych Świąt.
Wystarczy kolejka po chleb, wystarczy zatłoczony parking, wystarczy cicha chwila.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz