26 sierpnia 2012

Roman Brandstaetter poeta ...

"Całe nasze życie jest jak ka­mień rzu­cony w wodę. Nig­dy nie wiemy, ja­kie kręgi za­toczy­my naszym upad­kiem, czyją śmierć spo­wodu­jemy i ko­go uz­dro­wimy. Ile niepo­koju wznieci­my do­koła siebie, ile ka­tarakt zdej­miemy ze śle­pych rzek..."  

 W świecie zagrożonym przez relatywizm moralny twórczość Brandstaettera jest  swoistym drogowskazem. To uniwersalna, poruszająca sprawy najwyższej wagi poezja, uczy jak żyć, jakich dokonywać wyborów....innej rzeczywistości, co nie zna granic czasu i przestrzeni,co odległe myśli łączy w jedną całość i często światło przez ciemność tłumaczy. Potakiwanie czyta jak przeczenie, i czas tasuje jak karty, na przemian na stół rzucając, to przeszłość, to przyszłość...
O wielkiej mocy sprawczej zawartej w wielkiej poezji czytajcie .....

 
Wóz z sianem

Świat jest wozem z sianem,
Jak na tryptyku Hieronima Boscha...
Święty Antoni,
Zgubiliśmy sens życia,
Wiarę,
Nadzieję
Miarą wszelkich wartości
I samych siebie.
Jak mamy siebie odnaleźć,
Święty Antoni?
Jak?
Gdzie?
Szukamy się w złocie,
W brylantach,
W książeczkach oszczędnościowych,
Na giełdach przypominających domy obłąkanych,
W sejfach bankowych,
W zagraconych szufladach,
W pełnych spiżarniach,
W ciemnych piwnicach naszych pożądań,
W narkotykach,
W wódce,
W porywaniu ludzi,
W mordowaniu ludzi,
W biurokracji,
W przybijaniu bezwartościowych pieczątek,
W upajaniu się władzą.
Jedzie wóz z sianem.
Jedzie ....
Każdy chce z niego uszczknąć
źdźbło słomy.
Największe źdźbło.
Lub choćby najmniejsze ...
Święty Antoni,
Święty znalazco igły w stogu siana,
Naucz nas odnaleźć sumienie nasze,
Które zgubiliśmy,
Nic nawet o tym nie wiedząc.
Jedzie wóz z sianem,
Jedzie,
Jak na tryptyku Hieronima Boscha ...

Roman Brandstaetter - znakomity polski pisarz, poeta, dramaturg i tłumacz pochodzenia żydowskiego. 
Wybitny znawca Pisma Świętego - ceniony w świecie, lecz stale za mało znany i uznawany w Polsce. Jego dzieła przenika głęboka mądrość i teologia. 
Urodził się 3 stycznia 1906 r. w Tarnowie w rodzinie żydowskiej, w której wielką czcią darzono Stary Testament. Już jako małe dziecko z pomocą matki uczył się czytać i pisać po polsku, za wzór obierając Pismo Święte. 
Dziadek rozbudził w nim ogromną miłość do Biblii, która po latach zaowocowała w jego pisarstwie wyjątkowymi poetyckimi kartami. 
W oparciu o Księgę Rodzaju tłumaczył mu piękno stworzenia świata i odkrywał przed nim plany Boże zapisane w faktach historycznych. Ze świadomością poety nierozerwalnie zrosło się przykazanie dziadka:  
"Będziesz Biblię nieustannie czytał, będziesz ją kochał więcej niż rodziców, więcej niż mnie, nigdy się z nią nie rozstaniesz. A gdy się zestarzejesz, dojdziesz do przekonania, że wszystkie książki, jakie przeczytałeś w życiu, są tylko nieudolnym komentarzem do tej jedynej Księgi".
Na Uniwersytecie Jagiellońskim studiował filozofię i filologię polską.
W czasie II wojny światowej poeta przebywał w Palestynie.
Czas pobytu Brandstaettera w Jerozolimie był okresem przełomowym w jego życiu, gdyż wtedy przeszedł na wiarę katolicką.
Brandstaetter był laureatem wielu nagród literackich, takich jak Nagroda Polskiego PEN Clubu za przekłady hebrajskie (1973), Nagroda Literacka miasta Poznania (1974) czy Nagroda Ministra Kultury i Sztuki (1978).
Roman Brandstaetter zmarł na zawał serca 27 września 1987.

 - Pomnik na zdjęciu Romana Brandstaetterna znajduje się na rogu ulic Wałowej i Rybnej w Tarnowie-Autorem rzeźby jest tarnowski artysta Jacek Kucaba.


Biblio  OJCZYZNO Moja
Biblio, ojczyzno moja,
Biblio, moja ziemio polska,
Galilejska
I franciszkańska,
O wy, Księgi mojego dzieciństwa,
Pisane dwujęzyczną mową,
Polską hebrajszczyzną,
Hebrajską polszczyzną,
Dwumową
Świętą
I jedyną.
Gdy ma się ku zachodowi
I z lipy przed moim domem opadają liście,
Siedzę nad Tobą,
Biblio,
I wywołuję z Twoich wersetów
Wszystkich najlepszych,
Którzy są dla mnie niedościgłym wzorem,
Wszystkich najpiękniejszych,
Których podziwiam,
Wszystkich szlachetnych,
Którym nie umiem dorównać,
Biblio,
Mówiąca do mnie głosem napomnienia
I głosem nagany,
I głosem gniewu,
I głosem kary,
I głosem potępienia,
I głosem przestrogi,
I głosem sumienia,
Biblio,
Sprawująca nade mną
Sąd.
Gdy ma się ku zachodowi,
A z lipy przed moim domem opadają liście,
Patrzysz na mnie
Oczami Ojca i Syna, i Ducha Świętego,
Oczami moich praojców,
Oczami mojego dziadka,
Oczami mojej żony,
Oczami moich umiłowanych poetów,
Oczami Jana z Czarnolasu, Skargi i Anhellego.
Wołasz do mnie z głębokości
Psalmem krematoriów,
Płaczem nad ruinami walczącej Warszawy,
Lamentem nad zwłokami spalonego getta,
Pamięcią Oświęcimia,
Treblinki,
Majdanka,
Jeremiaszowym jękiem
Moich w dwójnasób umęczonych
Dziejów.
Wszystko jest w Tobie,
Cokolwiek przeżyłem.
Wszystko jest w Tobie,
Cokolwiek kochałem.
Wszystko.
Cały żywot własny
Człowieka,
Żyjącego w nawiedzonym przez szatana
Wieku.
Zaplątany w jego sprzecznościach,
W szaleństwach
I w kłamstwach,
Jak Absalom w gałęziach wisielczego dębu,
Na Tobie uczyłem się żyć.
Na Tobie uczyłem się czytać,
Na Tobie uczyłem się pisać,
Na Tobie uczyłem się myśleć,
Na Tobie uczyłem się prawdy,
Na Tobie uczyłem się prosić o odpuszczenie grzechów,
Na Tobie uczyłem się kochać,
Na Tobie uczyłem się mądrości,
Na Tobie uczyłem się przebaczenia,
Na Tobie uczyłem się pokory,
Na Tobie uczyłem się modlić.
Jeżeli jednak nie nauczyłem się żyć,
Jeżeli nie nauczyłem się czytać,
Jeżeli nie nauczyłem się pisać,
Jeżeli nie nauczyłem się myśleć,
Jeżeli nie nauczyłem się prawdy,
Jeżeli nie nauczyłem się prosić o odpuszczenie grzechów,
Jeżeli nie nauczyłem się kochać,
Jeżeli nie nauczyłem się mądrości,
Jeżeli nie nauczyłem się przebaczać,
Jeżeli nie nauczyłem się pokory,
Jeżeli nie nauczyłem się modlić,
Moja wina,
Moja wina,
Moja bardzo wielka wina.
Już ma się ku zachodowi,
Z lipy przed moim domem opadają liście.
Ludzie z mojego życia bezpowrotnie odchodzą,
Grobów jest więcej niż żywych przyjaciół,
Nawet spłowiał atrament na matczynych listach,
Pisanych do mnie nocą z dzielnicy pogromu.
A ja siedzę nad Tobą,
Biblio,
I uczę się śmierci.
Może tego jednego w końcu się nauczę.




Spotkanie z BOGIEM  
wraz z wstępem pisanym przez autora

Patrząc na moje dość długie życie,zawsze pamiętam o powiedzeniu Alberta Einsteina, który wyraził bardzo biblijną mądrość, że "Bóg pisze prosto na liniach krzywych ".
Ja sobie to nieustannie powtarzam.
Codziennie to sobie powtarzam. -- Bóg pisze prosto na liniach krzywych --.
To jest jedno takie ważne powiedzenie w moim życiu.
A drugie też biblijne i też Einsteina, że " Bóg w kości nie gra ".
To znaczy -- przypadków nie ma.
Wszystko co się dzieje w życiu ludzkim ma swój głęboki sens.
A ten sens spostrzega się dopiero wtedy, kiedy się przekroczy osiemdziesiątkę
i patrzy się wstecz. Wówczas widzi człowiek,że nie ma nigdy żadnych przypadków, że wszystko jest bardzo głęboko przemyślane, że na tych krzywych liniach życia ludzkiego
Pan Bóg bardzo prosto pisze, bardzo prosto.....
Drżąc bezsilnie w Twoim spojrzeniu
Jak w dziobie mewy złowiona ryba,
Z głębi mej nędzy wołam do Ciebie:
" Wysłuchaj mojego głosu i moich dziejów
I nakłoń uszy swoje na głos moich modlitw,
I uczyń mnie dobrym człowiekiem,
Albowiem tylko wówczas
Jestem,
Gdy jestem dobry.
Oto jedyna wiara
Mojego człowieczeństwa
I istnienia "

Idąc przez mój niski dzień
Pochylam czoło,
Ciężkie od pochmurnych chórów.

Nic nie jest przypadkiem.

Ty nie grasz w kości , Boże,
I dlatego jesteś bardzo złożony,
W swojej niepodzielnej i troistej Jedności,
I dlatego zmierzam do Ciebie
Trudnymi drogami,
Przez niedocieczone prawa i formuły,
Przez materię, która jest energią,
Przez linię prostą, która jest linią krzywą,
I przez promieniowanie martwych przedmiotów.

Niech będą błogosławione wszystkie drogi,
Proste, krzywe i dookolne,
Jeżeli prowadzą do Ciebie,
Albowiem moja dusza bardziej tęskni za Tobą,
Niż tęsknią nocami stróże, pokryci rosą,
Za wschodzącym słońcem.

Połóż dłoń na człowieczej trzcinie
I dotknięciem palców obudż w niej
Muzykę nowegożycia,
Boże.

 

 Modlitwa bez słów
Jeżeli nie umiesz modlić się słowami,
Nie rozdzieraj szat,
Ani głowy nie posypuj popiołem,
Ale módl się tak jak umiesz,
Bez słów,
Jak drzewa,
Jak trawy,
Jak morza,
Które również zmawiają modlitwę
Bez słów.

Słowa są nieporadne,
Zawodne,
Nieokreślone
I nieokreślające.

Są rozczarowaniem. Bolesną omylnością.

Myślałeś, że słowem
Wyplenisz zło,
Myślałeś, że słowem
Wywołasz źródło ze skały,
Myślałeś, że słowem
Odmienisz człowieka.

Nie wypleniłeś,
Nie wywołałeś,
Nie odmieniłeś.

Módl się zatem bez słów,
Jak drzewo,
Jak trawa,
Jak morze...
  


„Człowiek jest nie tylko tym, czym jest, ale również tym, czym pragnie być.”

„Jakże więc możesz pojąć czas, płynny i zmienny człowieku, ty, który byłeś i będziesz, ale nigdy nie jesteś?”

„Boję się na równi dobra i zła, bo wymagają one ode mnie dokonania wyboru. Najchętniej patrzyłbym przed siebie obojętnym wzrokiem i z równym spokojem przyglądałbym się dobru i złu.”

Roman Brandstaetter

Obrazy : Anatoly Dverin

25 sierpnia 2012

Modlitwa estety



http://www.utwory.webd.pl/host/files/embed/mp3/S-VyCoR19J






W wielu rzeczach świat po prostu
Jest podobny do loterii:
Nie wybierasz swego wzrostu
Ani swojej peryferii.

Tak byś wolał czy inaczej,
Chcesz być cienki, chcesz być gruby,
Rośniesz, jak ci traf przeznaczy,
Prima vista, ot, bez próby.

Nim się dowiesz, co potrzeba,
O proporcji i o formie,
Spadasz na świat prosto z nieba
W gotowiutkim uniformie.

Jakie system ten ma skutki,
Co wyrasta z tego dalej,
Powiedzmy to bez ogródki,
Widać - choćby po tej sali:

Jednemu policzysz kości,
Na drugiego znów tak padło,
Ze aż kapie od tłustości,
Gdzie pomacać, samo sadło.

Jeden - krzywą ma łopatkę,
Drugi, losów tajemnicą,
Tu i ówdzie wdał się w matkę
I chodzi z damską miednicą;

Ta gładziutka jest jak chłopak,
Druga znowu - istna kukła,
Tamta wszystko ma na opak,
Tu jest wklęsła, tam wypukła -

Cały wyrób, bierz go czarci,
Ma fuszerki wszystkie cechy,
Widać - więcejśmy nie warci
Za paskudne nasze grzechy.

Głowy sobie Bóg nie suszy
Nad doczesnym naszym kształtem:
Dzieli po kawałku duszy,
A resztę kropi ryczałtem;

Z byle gliny, choć z zakalcem,
Lepi Stwórca ludzki potwór,
Potem, od niechcenia, palcem
Machnie jeden, drugi otwór,

Zesztrychuje z góry na dół,
Przyklepie cię po ciemieniu
I - marsz na ten ziemski padół
Służyć swemu przeznaczeniu.

Miły Boże! uważ przecie
W swej dobroci niesłychanej,
Toż my żyjem dziś na świecie
W wieku Sztuki Stosowanej!

Dziś, gdy cały świat ocenia
Estetycznej wagę formy,
Stan ten jest nie do zniesienia
I wprost krzyczy o reformy!

Lada mebel dziś nam składa
Skończony - panie! - artysta,
A ten, który na nim siada,
Wygląda - ironia czysta!

To nam w końcu życie zbrzydzi;
Dziś człowiek dobrego tonu
Czasem się po prostu wstydzi
Wejść do własnego salonu!

Toż tam przecie siedzą w niebie
Rafaele czy Van Dycki,
Można by złożyć w potrzebie
Mały kursik estetyki...

Prosimy więc, dobry Boże,
Więcej smaku, więcej gracji,
I w twym ludzkim arcytworze
Bogdaj trochę stylizacji;

Podnosim modły pokorne,
Niechaj twoja ręka szczodra
W linie wężowo-wytworne
Kreśli niewiast naszych biodra;

Niechaj matron naszych biusty,
Polskiego domu dostatek,
Zamiast kształtów glorii tłustej
Będą jako lilii płatek;

A cnota dziewic niewinnych,
O spraw to, panie nad pany,
Niech ma, zamiast wszystkich innych,
Zapach esencji różanej...
  
 Żeleński Boy Tadeusz
_________________ 
Autorem zdjęć  jest francuski fotograf niemieckiego pochodzenia, Horst P. Horst (naprawdę nazywał się Horst Paul Albert Bohramm), który był czołowym estetą wśród ówczesnych fotografów mody.
Kobiety w jego kadrach są niczym boginie: „nieosiągalne, posągowe, obdarzone olimpijskim spokojem”.
W swoich fotografiach często używał rekwizytów nawiązujących do sztuki klasycznej.
 Horst zajmował się przede wszystkim fotografią studyjną: używał dużego aparatu postawionego na statywie i ekranu skupiającego, tworząc bajkowe kadry, które powstawały dzięki połączeniu estetycznej intuicji z ogromnymi nakładami pracy.

  


Fotografia Horsta stałą się pamiątką po czasach, które już minęły – symbolem epoki, która zakończyła się wraz z wybuchem drugiej wojny światowej. Choć noszenie gorsetu kojarzone było przede wszystkim z torturą, na tym zdjęciu jest raczej czymś subtelnym i tajemniczym; pretekstem do zabawy z zakrywanie i odkrywanie kobiecego ciała. I cóż z tego, że lekarze ostrzegali kobiety przed nadmiernym ściskaniem się, a Coco Chanel zwalczała gorsety?
 Horst udowodnił, że ta część garderoby jest czymś więcej niż reliktem feudalizmu.

 
Piękne są prawda ? :) 

19 sierpnia 2012

Każda miłość jest pierwsza ......



Pytasz, czy kogoś kochałam przed tobą?
Nie wiem - być może, że tak.
Czy to jest ważne? Pójdź, usiądź tu, obok,
wczuj się w tę chwilę, w jej smak.
Niepowtarzalna jest każda minuta,
każdy skurcz serca i oddech, i gest.
Przeszłość odeszła i nie ma jej tutaj,
jest tylko to, co jest.

Każda miłość jest pierwsza,
najgorętsza, najszczersza,
wszystkie dawne usuwa w cień.
Każda miłość jest siłą,
która burzy, co było,
zanim nastał dzisiejszy dzień.
Zostaje jeden cel, zostaje jeden sens
i ta myśl, jedna myśl, że się życie zaczyna od dziś.

Każda miłość jest pierwsza,
najgorętsza, najszczersza,
wszystko w nowy przystraja blask.
I już serce odkrywa,
że to ta jest prawdziwa,
że przeżywa ją pierwszy raz.
O nic nie pytaj więc
i ciesz się tym, jak ja,
że dla ciebie jest pierwsza,
najgorętsza, najszczersza miłość ma.

Pytasz, czy będę kochała cię długo?
Nie wiem - być może, że nie.
Może się zdarzy, że ty znajdziesz drugą,
może urzeknie ktoś mnie.
Pytasz, czy wtedy opowiem mu nas?
Miły mój - wtedy nie będzie już nas.
Powiem mu prawdę, pieszczotą przekonam,
że kocham pierwszy raz, bo

każda miłość jest pierwsza,
najgorętsza, najszczersza,
wszystko w nowy przystraja blask.
I już serce odkrywa,
że to ta jest prawdziwa,
że przeżywa ją pierwszy raz.
O nic nie pytaj więc
i ciesz się tym, jak ja,
że dla ciebie jest pierwsza,
najgorętsza, najszczersza miłość ma.

Słowa  - Jurandot Jerzy

Malarstwo - Teresy Kopańskiej


16 sierpnia 2012

Khalil Gibran - "Prorok" - fragmenty


  

Wasze dzieci nie są waszymi dziećmi,
Są synami i córkami Życia, które pragnie istnieć.
Rodzą się dzięki wam, lecz nie z was,
I chociaż z wami przebywają, nie należą do was.
Możecie obdarzyć je waszą miłością, lecz nie waszymi myślami.

Albowiem mają swoje własne myśli.
Możecie dać schronienie ciałom ich, ale nie duszom.
Albowiem ich dusze zamieszkują dom jutra, do którego nie możecie wstąpić nawet w snach.
Możecie usiłować upodobnić się do nich, lecz nie starajcie się, aby one stały się do was podobne.
Albowiem miłość nie cofa się wstecz ani nie ociąga się, by pozostać w dniu wczorajszym.
Jesteście łukami, z których wystrzelono wasze dzieci jak żywe strzały.
Łucznik dostrzega cel na drodze do nieskończoności i napina was Swą mocą, aby Jego strzały pomknęły szybko i daleko.
Niech napięcie dłonią Łucznika napełni was radością;
Albowiem Ten, który kocha lecącą strzałę, nie mniej miłuje nieruchomość łuku.

Mało dajecie rozdając wasze mienie.

Jedynie dając z samych siebie obdarzacie naprawdę.
Bo czymże są wasze posiadłości jak nie rzeczami, których pilnie strzeżecie w obawie, że możecie ich potrzebować jutro?
A jutro, cóż przyniesie jutro chytremu psu, który zakopał kości na bezdrożach piasku, podążając za pielgrzymami do miasta świętego?
A czymże jest obawa przed nędzą jak nie samą nędzą?
Czyż lęk przed pragnieniem, gdy posiadacie pełną studnię, nie jest już nie ugaszonym pragnieniem?
Jedni dają mało z obfitości, którą posiadają - dają dla zdobycia uznania -a już to skryte pragnienie umniejsza ich dar.
Są też tacy, którzy mają mało, a dają wszystko.
To ci, co wierzą w życie i hojność życia, a ich skrzynia nigdy nie jest pusta.
To ci, co dają radośnie, a ta radość jest ich nagrodą.
Są też tacy, co dają z bólem, a ten ból jest ich chrztem.
I ci, co dając nie odczuwają bólu i nie szukają radości ani nie dają z myślą o zasłudze.
Dają tak jak mirt, co rosnąc w dolinie rozsiewa swój zapach w przestrzeni.
Poprzez ręce takich jak oni przemawia Bóg i ich oczami uśmiecha się do ziemi.

Dobrze jest dawać, gdy ktoś o to prosi, lecz jeszcze lepiej dać samemu bez proszenia, ze zrozumieniem.

Dla szczodrego poszukiwanie kogoś, kto przyjmie dar, jest większą radością od samego dawania.
Czyż jest coś, co moglibyście zatrzymać dla siebie?
Pewnego dnia wszystko, co posiadacie, będzie rozdane,
Dlatego dawajcie już teraz, aby pora obdarzania była waszym udziałem, a nie waszych spadkobierców.

Nieraz mówicie: "Dam, ale tylko tym, co na to zasługują".

Tak nie mówią drzewa w waszym sadzie ani trzoda na waszym pastwisku.
Dają, aby żyć, bo zatrzymywać dla siebie oznacza zginąć.
Z pewnością ten, który jest godzien otrzymywać swe dni i noce, godzien jest otrzymać od was wszystko.
I ten, który zasłużył na to, by pić z oceanu życia, zasługuje, by swój kielich napełnić u waszego małego strumyka.
A czyż jest większa zasługa niż odwaga, ufność i miłosierdzie otrzymywania?



Kiedy twój duch wędruje wraz z wiatrem,
Wtedy samotny i niebaczny wyrządzasz zło innym, a przeto i samemu sobie.
I za to zło wyrządzone musisz zapukać i chwilę poczekać nie zauważony u bram błogosławionych.

Jak ocean jest twoje boskie ja.

Na zawsze pozostaje nieskalane.
I jak powietrze unosi tylko uskrzydlonych.
Nawet jak słońce jest twoje boskie ja.
Nie zna dróg kreta ani nie szuka jam węża.
Lecz twoje boskie ja nie zamieszkuje samo w twojej istocie.
Wiele jest w tobie jeszcze z człowieka i wiele jeszcze nie z człowieka,
Lecz z bezkształtnego pigmeja, co idzie uśpiony we mgle, czekając na własne przebudzenie.
I o człowieku w tobie będę teraz mówić.
Albowiem to on, a nie twoje boskie ja ani pigmej we mgle, zna zbrodnię i karę za zbrodnię.

Nieraz słyszałem, jak mówiliście o kimś, co popełnił przestępstwo, jakby nie był jednym z was, lecz obcym i intruzem w waszym świecie.

Lecz ja powiadam wam, że tak jak święci i sprawiedliwi nie mogą wznieść się ponad to najwznioślejsze, co jest w każdym z was,
tak samo źli i słabi nie mogą spaść poniżej najpodlejszego, które jest także w was.
I jak pojedynczy liść żółknie za milczącym przyzwoleniem całego drzewa,
Tak wyrządzający zło nie może tego uczynić bez skrytego przyzwolenia was wszystkich.
Jak w procesji razem zdążacie ku swemu boskiemu ja.
Jesteście drogą i wędrowcami.
I jeśli jeden z was pada, to czyni to dla tych, co są za nim, jako przestrogę przed zawadzającym kamieniem.
Tak, pada też dla tych, co idą przed nim, co choć szybciej i pewniej kroczą, nie usunęli jednak zawadzającego kamienia.



A również, choć to słowo legnie kamieniem na waszym sercu:
Zamordowany ma udział w swym morderstwie.
A obrabowany jest współwinien rabunku.
Sprawiedliwi nie są wolni od czynów przestępców,
A ci o czystych rękach nie są oczyszczeni z czynów przestępcy.
Zaiste winny jest nieraz ofiarą poszkodowanego.
A jeszcze częściej potępiony cierpi za winy sprawiedliwych i bez skazy.
Nie możecie oddzielić sprawiedliwych od niesprawiedliwych, a dobrych od złych.
Albowiem razem stoją przed obliczem słońca, jak czarna i biała nić ze sobą splecione.
A kiedy pęka czarna nić, tkacz spojrzy na całą tkaninę i obejrzy też warsztat tkacki.

Jeśli któryś z was przyprowadzi do sądu niewierną żonę,

Niech zważy też serce męża na szalach wagi, a jego duszę zmierzy właściwą miarą.
I niech ten, co chciałby wychłostać winowajcę, wejrzy też w duszę znieważonego.
I jeśli ktoś z was chciałby wymierzyć karę w imieniu sprawiedliwości i przyłożyć siekierę do drzewa zła, niech oglądnie też jego korzenie.
I zaprawdę odnajdzie on korzenie dobra i zła, owocujące i bezpłodne, razem ze sobą splecione w milczącym sercu ziemi.
A wy, sędziowie, co chcielibyście być sprawiedliwi.
Jaki wyrok wydacie na tego, co choć uczciwy w ciele, jest łotrem w duchu?
Jakąż karę wymierzycie temu, co zabija ciało, lecz sam jest zabity na duchu?
I w jaki sposób ścigacie sądownie tego, co jest oszustem i tyranem w swych czynach,
Lecz zarazem sam jest uciśniony i znieważony?

W jaki sposób ukażecie tych, których wyrzuty sumienia są już większe od ich występków?

Czyż wyrzuty sumienia nie są sprawiedliwością, wymierzoną przez to samo prawo, któremu tak chętnie służycie?
Jednak nie możecie obciążyć wyrzutami sumienia niewinnego ani oswobodzić od nich serca winowajcy.
Same z siebie będą one wołać w nocy, aby ludzie ocknęli się i przypatrzyli sobie.
A wy, co chcielibyście pojąć sprawiedliwość, jak tego dokonacie, jeśli nie spojrzycie na wszystkie uczynki w pełnym świetle?

Wtenczas dopiero zrozumiecie, że człowiek prosto stojący lub upadły jest tym samym człowiekiem tkwiącym w półmroku pomiędzy nocą swego pigmejowskiego ja a dniem swego ja boskiego.

I że kamień węgielny świątyni nie jest położony wyżej niż najniższy kamień u jej podstawy. 



Powiedz nam o Małżeństwie, mistrzu.
A on rzekł: 

Staliście się wspólnotą i powinniście nią pozostać.
Winniście być razem, gdy białe skrzydła śmierci zerwą nić waszego życia.
Będziecie trwać razem nawet w milczącej pamięci Boga.
Lecz niechaj w tym wspólnym trwaniu będzie przestrzeń, by niebiańskie wiatry mogły tańczyć między wami.
Kochajcie się nawzajem, lecz nie twórzcie więzów miłości.
Niech będzie ona raczej jak morze falujące pomiędzy brzegami waszych dusz.
Napełniajcie swe kielichy, lecz nie pijcie z jednego.
Dzielcie się swoim chlebem, lecz nie jedzcie z jednego bochna.
Śpiewajcie i tańczcie razem i bądźcie radośni, lecz niechaj każde pozostanie sobą, gdyż nawet struny lutni nie dotykając się drżą tą samą muzyką.
Dajcie sobie nawzajem swe serca, ale nie na własność, gdyż wasze serca mogą być zawarte jedynie w Dłoni Życia.
I stójcie razem, ale nie nazbyt blisko, bo oddzielnie stoją filary wspierające świątynię, a dąb i cyprys nie rosną jeden w cieniu drugiego.



Zrodziliście się razem i razem na zawsze pozostaniecie.
Pozostaniecie razem, aż białe skrzydła śmierci rozwieją wasze dni.
Zawsze pozostaniecie razem, nawet w milczącej pamięci Boga.
Lecz zachowajcie wolną przestrzeń w waszej wspólnocie.
I niech niebiańskie wiatry pląsają między wami.
Miłujcie się nawzajem, lecz nie narzucajcie pęt swej miłości.
Niech raczej falujące morze powstanie pomiędzy brzegami waszych dusz.
Napełniajcie nawzajem wasze kielichy, lecz nie pijcie z jednego kielicha.
Dzielcie się chlebem, lecz nie pożywajcie tego samego bochenka.
Śpiewajcie, tańczcie ze sobą i bądźcie weseli, lecz niech każde z was pozostanie samotne.
Tak jak struny lutni pozostają samotne, choć każda drga tą samą melodią.

Obdarzajcie się sercami, lecz nie bądźcie ich strażnikami.

Bo tylko ręka Życia może zawrzeć wasze serca.
Stójcie obok siebie, lecz nie nazbyt blisko jedno drugiego;
Albowiem filary świątyni stoją oddzielnie,
A dąb ani cyprys nie rosną jeden w cieniu drugiego.


Painting-Genre-Carried Away
Gdy miłość skinie na was, podążcie za nią,
Chociaż jej drogi są strome i trudne.
A kiedy jej skrzydła osłonią was, poddajcie się jej,
Chociaż miecz ukryty w jej skrzydłach może was zranić.
A kiedy mówi do was, uwierzcie jej,
Choć jej głos może rozwiać wasze sny, jak północny wiatr pustoszy ogród.

Bo tak jak miłość wieńczy was, tak też i krzyżuje. Jak sprzyja waszemu wzrostowi, tak też przycina was.

I choć wspina się na wasz wierzchołek i pieści wasze najdelikatniejsze gałązki, które drżą w słońcu,
Tak też zstąpi do waszych korzeni i wstrząśnie nimi, chociaż wrastają w ziemię.
Jak snopy zboża przygarnia was do siebie.
Młóci, by was doszczętnie ogołocić.
Przesiewa, by oczyścić was z łusek,
Miele was do białości.
Ugniata was, aż się poddacie;
A wtedy wrzuca was w święty ogień, abyście stali się świętym chlebem na świętą ucztę Boga.
To wszystko miłość wam czyni, abyście poznali tajniki swego serca, a mając tę wiedzę stali się cząstką serca Życia.


Lecz jeśli w waszej trwodze będziecie szukać jedynie spokoju w miłości i przyjemności w miłości,

Wtenczas będzie lepiej, jeśli okryjecie swą nagość i przejdziecie z klepiska miłości
Na świat pozbawiony pór roku, gdzie będziecie się śmiać, lecz niepełnym śmiechem, i płakać, lecz nie wszystkimi łzami.
Miłość nic wam nie daje poza samą sobą i nic nie zabiera prócz siebie.
Miłość nie posiada ani nie chce być w niczyim posiadaniu;
Gdyż miłość wystarcza miłości.

Kiedy kochasz, nie powinieneś mówić: "Bóg jest w twoim sercu", lecz raczej: "Ja jestem w sercu Boga".

I nie myślcie, że możecie kierować miłością, gdyż miłość, jeśli uzna was za godnych tego, pokieruje waszym postępowaniem.

Miłość niczego innego nie pragnie, tylko spełnić się.

Lecz jeśli kochasz i musisz czegoś pragnąć, niech to będą twe własne pragnienia.
Aby stopnieć i stać się jak rwący strumień, co śpiewa swą melodię nocy.
Aby poznać ból nadmiaru uczucia.
Być zranionym własnym zrozumieniem miłości;
Krwawić ochoczo i radośnie.
Budzić się o świcie z uskrzydlonym sercem i składać dziękczynienia za każdy następny dzień miłowania;
Odpoczywać w południe rozmyślając nad uniesieniami miłości;
Wracać wieczorem do domu z wdzięcznością;
I zasypiać z modlitwą za ukochaną osobę w sercu swoim i z pieśnią chwalby na ustach.



Wasze cierpienie jest rozbiciem skorupy otaczającej wasze rozumienie.
Albowiem jak pestka owocu musi pęknąć, aby jej rdzeń ukazał się w słońcu, tak też musicie poznać cierpienie.
A jeśli zdołacie utrzymać wasze serca w podziwie dla codziennych cudów życia, wasze cierpienie wyda wam się nie mniej cudowne niż wasza radość.
Wtenczas przyjmiecie pory roku waszego serca, tak jak przyjmujecie pory roku, co mijają nad waszymi polami.
I ze spokojem spojrzycie poprzez zimy waszego zmartwienia.
Wiele z waszego cierpienia jest z waszego wyboru.
Jest to gorzkie lekarstwo, którym istniejący w was lekarz leczy wasze chore jestestwo.
Przeto zaufajcie lekarzowi i wypijcie jego lekarstwo w ciszy i spokoju.
Bo jego rękę, choć ciężką i twardą, prowadzi delikatna ręka Niewidzialnego.
A kielich, który On wam podaje, choć pali wasze usta, został ukształtowany z gliny, którą Garncarz zwilżył Swymi świętymi łzami. 


Painting-Figurative-Silent Sun

Twój przyjaciel jest odpowiedzią na twoje potrzeby.
Jest polem, które obsiewasz z miłością i z którego zbierasz z dziękczynieniem.
Jest twoim stołem i ogniskiem domowym.
Albowiem do niego przychodzisz będąc głodnym i u niego szukasz spokoju.


Kiedy twój przyjaciel odsłania przed tobą swą duszę, nie boisz się rzec słowa "nie" we własnej duszy ani nie powstrzymujesz słowa "tak".
A kiedy on milczy, twoje serce w dalszym ciągu słucha jego serca.
Albowiem w przyjaźni wszystkie myśli, wszystkie pragnienia i wszystkie oczekiwania powstają bez słów i są wspólnie dzielone w nie ujawnionej radości.
Kiedy rozstajesz się ze swoim przyjacielem nie smucisz się;
Albowiem to, co w nim kochasz, może stać się wyraźniejsze podczas jego nieobecności, tak jak góra oglądana z równiny wydaje się ostrzej zarysowana dla wspinającego się.
I niech nie będzie innego celu w przyjaźni poza doskonaleniem ducha.
Albowiem miłość poszukująca czegoś innego poza odkryciem swej własnej tajemnicy nie jest miłością, tylko zarzuconą siecią, i tylko coś bezwartościowego złapie się w nią.

I niech to, co najlepsze w tobie, będzie dla twego przyjaciela.

Jeśli musi poznać odpływ, niech pozna również przypływ w tobie.
Albowiem czymże jest twój przyjaciel, abyś miał go poszukiwać dla zabicia czasu?
Szukaj go zawsze ofiarując mu godziny życia.
Albowiem jego rzeczą jest zadośćuczynić twym potrzebom, ale nie pustce.
A w słodyczy przyjaźni niech będzie śmiech i wspólne dzielenie przyjemności.
Albowiem w rosie drobnych spraw serce odnajduje swój poranek i odradza się.


Painting-Portrait-In Good Hands

Zbiór wypowiedzi - sentencji z pięknej opowieści "Prorok" - fragmenty Khalil Gibran
Obrazy   Mary Jane Q Cross