.......... to księga opowiadań medytacyjnych odzwierciedlających kulturę i
religię wielu krajów. Opowiadania mówią o najbardziej istotnych w
ludzkiej egzystencji, uniwersalnych wartościach. Pisząc je Autor
bez wątpienia czerpał z duchowego dziedzictwa rasy ludzkiej.
De Mello prowokuje do zadawania pytań,
do poszukiwań dalekich od stereotypów. Do porzucenia utartych
schematów zachowań i sposobów myślenia. Sprawia, że czujemy się
ośmieleni do bycia naprawdę sobą, doszukując się zarazem
większej autentyczności w nas samych. Namawia również do „ćwiczeń
duchowych”, do kontemplacji i tworzenia popartego świadomą
odwagą.
Czytając opowiadania dostrzegamy w
nich jedność, która harmonijnie godzi przeciwieństwa. Nakreśla
również osobowości Autora, która odbija się w witrażach
kolejnych modlitw zawartych w książce.
„Modlitwę żaby”
należy czytać mając na uwadze swoją osobę, nie zaś osoby
trzecie. Należy nosić opowiadania w swoim umyśle, tak aby móc o
nich pomyśleć w wolnych chwilach. Ma to na celu stworzenie szansy
popracowania nad własną podświadomością i odkrycia ukrytego
znaczenia. Ma przynieść zrozumienie i uzdrowienie ducha.
ONA UWAŻA, ŻE JESTEM PRAWDZIWY!
Rodzina przyszła na kolację do
restauracji. Kelnerka przyjęła zamówienie od dorosłych, a potem zwróciła
się do siedmiolatka. "A ty, co zjesz?" zapytała. Chłopiec popatrzył
lękliwie dookoła stołu i powiedział: "Chciałbym hot-doga". Zanim
kelnerka zdążyła zanotować zamówienie, włączyła się matka. "Żadnych hot
dogów", powiedziała. "Proszę mu przynieść stek z ziemniakami i
marchewką". Kelnerka ją zignorowała. "Chcesz ketchup czy musztardę do
hot doga?" zapytała chłopca. "Ketchup". "Zaraz podam?, powiedziała
kelnerka ruszając w stronę kuchni. Po jej wyjściu zapadła pełna
zdumienia cisza. W końcu chłopiec spojrzał na wszystkich obecnych i
powiedział: "Wiecie, co? Ona uważa, że jestem prawdziwy!" "Jak się mają
twoje dzieci?" "A dziękuję, obydwoje czują się świetnie". ,?W jakim są
wieku?" "Lekarz ma trzy lata, a prawnik pięć".
ZNERWICOWANE DZIECKO
Mała Mary była na plaży ze swą matką. "Mamusiu,
mogę pobawić się w piasku?" "Nie kochanie. Tylko sobie pobrudzisz swoje
czyste ubranie". "Mogę pobrodzić w wodzie?" "Nie". Zamoczysz się i
zaziębisz". ,Mogę się pobawić z innymi dziećmi?" "Nie. Zgubisz się w
tłumie". "Mamusiu, kup mi loda". "Nie. Szkodzą ci na gardło". Mała Mary
zaczęła płakać. Matka odwróciła się do kobiety, która stała w pobliżu i
powiedziała: "Na miłość boską! Czy widziała pani, kiedy takie
znerwicowane dziecko?".
TRAN DLA PSA
Pewien człowiek zaczął dawać swemu dobermanowi duże dawki
tranu, ponieważ powiedziano mu, że jest on dobry dla psów. Codziennie
trzymał głowę protestującego psa między kolanami, otwierał mu na siłę
szczęki i wlewał płyn do gardła. Pewnego dnia pies wyrwał się i rozlał
tran na podłogę. Potem, ku wielkiemu zaskoczeniu mężczyzny, powrócił,
żeby wylizać łyżkę. Wtedy to człowiek odkrył, że pies nie protestował
przeciwko tranowi, lecz metodzie jego aplikowania.
BIJĄCY BRAWA ANIOŁ
Według starodawnej legendy, kiedy Bóg stwarzał
świat, zwróciło się do niego czterech aniołów. Pierwszy powiedział: "Jak
ty to robisz?" Drugi:, "Czemu to robisz?", trzeci: "Czy mogę w czymś
pomóc?" Czwarty: "Ile to jest warte?" Pierwszy był naukowcem; drugi
filozofem; trzeci altruistą, a czwarty, pośrednikiem w handlu
nieruchomościami. Piąty anioł przyglądał się w zadziwieniu i bił brawo z
bezmiernego zachwytu. Ten był mistykiem.
WYBRANY DO BICIA BRAWA I WZNOSZENIA OKRZYKÓW
Mały Johnny był
przesłuchiwany do roli w szkolnej sztuce. Jego matka wiedziała, że
bardzo się do tego zapalił, lecz obawiała się, że nie zostanie wybrany.
W dniu, w którym role zostały rozdane, Johnny po powrocie ze szkoły
rzucił się w ramiona matki, tryskając dumą i podnieceniem. "Mamo",
wykrzyknął, "zgadnij, co się stało! Zostałem wybrany do bicia brawa i
wznoszenia okrzyków". Z dzienniczka ucznia: "Samuel bardzo ładnie
uczestniczy w śpiewaniu grupowym poprzez pomocne słuchanie".
ZBIERAJĄC SKAŁY NA KSIĘŻYCU
Jeden z tych nielicznych ludzi, którzy
spacerowali po księżycu, opowiada, jak musiał zdusić w sobie instynkty
artystyczne, kiedy się tam znalazł. Pamięta, jak spoglądał na Ziemię i
był zachwycony tym widokiem. Przez chwilę stał jak wryty, myśląc: "Ależ
to śliczne!" Potem szybko otrząsnął się z tego nastroju i powiedział
sobie: "Przestań tracić czas i idź zbierać skały". Są dwa rodzaje
wychowania: to, które uczy, jak zarobić na życie i to, które uczy, jak
żyć.
ZAPOMNIAŁEM JAK SIĘ PRZESTAJE
Zapytano raz Andrew Carnegie'ego,
jednego z najbogatszych ludzi na świecie: "Czyż nie mógł pan w pewnej
chwili przestać, skoro miał pan zawsze dużo więcej, niż było panu
potrzeba?" Odpowiedział: "Tak, to prawda?. Ale nie potrafiłem przestać.
Zapomniałem, jak się to robi". Wielu obawia się, że jeśli się zatrzyma,
żeby pomyśleć i zastanowić się, może nie być w stanie znowu ruszyć.
PRZYJRZEĆ SIĘ SŁAWNEJ WYSPIE
Staruszek przeżył większość swego życia
na wyspie, którą uważano za jedną z najpiękniejszych na świecie. Kiedy
po przejściu na emeryturę przeniósł się do dużego miasta, ktoś do niego
powiedział: "Musiało być wspaniale mieszkać przez tyle lat na wyspie
uważanej za jeden z cudów świata". Staruszek pomyślał nad tym, a potem
powiedział: "Cóż, prawdę mówiąc, gdybym wiedział, że jest tak sławna, to
bym się jej przyjrzał". Nie trzeba ludzi uczyć, jak mają patrzeć.
Wystarczy ich ocalić od szkół, które ich zaślepiają.
DZIECI WHISTLERA
We wczesnych latach pięćdziesiątych XIX wieku malarz
amerykański, James McNeill Whistler, przebywał krótko - i bez powodzenia
akademickiego - w West Point, Akademii Wojskowej Stanów Zjednoczonych.
Według opowiadania, kiedy zadano mu narysowanie mostu, narysował
romantyczny most z kamienia, razem z trawiastymi brzegami i dwójką
małych dzieci łowiących z niego ryby. "Proszę usunąć te dzieci z mostu!"
powiedział wykładowca. "To jest ćwiczenie z inżynierii". Whistler usunął
dzieci z mostu, narysował je łowiące z brzegu rzeki i ponownie
przedłożył rysunek. Nauczyciel wściekły wrzasnął: "Powiedziałem ci,
żebyś usunął te dzieci. Wymaż je zupełnie z rysunku!" Jednakże chęć
tworzenia była w Whistlerze zbyt silna. Na następnej wersji dzieci
zostały faktycznie "zupełnie wymazane z rysunku". Zostały pochowane pod
dwoma małymi nagrobkami na brzegu rzeki.
UCZENIE SIĘ ZAWODU WŁAMYWACZA
Widząc, że ojciec się starzeje, syn
włamywacza powiedział: "Ojcze, naucz mnie swego fachu, tak żebym mógł,
kiedy się wycofasz, kontynuować tradycję rodzinną". Ojciec nie
odpowiedział, ale tej nocy zabrał chłopca ze sobą na włamanie do domu.
Kiedy znaleźli się w środku, otworzył wmurowaną w niszę szafę i poprosił
syna, żeby zobaczył, co jest w środku. Skoro tylko chłopak wszedł do
środka, ojciec zatrzasnął i zaryglował drzwi, czyniąc przy tym tyle
hałasu, że obudził cały dom. Następnie sam wymknął się po cichu.
Chłopiec wewnątrz szafy był przerażony, wściekły i był w kłopocie, w
jaki sposób uciec. Wtedy przyszła mu do głowy myśl. Zaczął hałasować jak
kot; na co służący zapalił świecę i otworzył szafę, żeby wypuścić kota.
Jak tylko drzwi się otwarły, chłopiec wyskoczył z szafy i wszyscy
rzucili się za nim w pogoń. Widząc studnię obok drogi, chłopiec wrzucił
do niej duży kamień i ukrył się w cieniu; potem wymknął się, kiedy jego
prześladowcy zaglądali w głąb studni, mając nadzieję, że zobaczą, jak
włamywacz tonie. Z powrotem w domu chłopiec zapomniał o swej złości,
mając wielką ochotę opowiedzieć swoją historię. Lecz jego ojciec
powiedział:, "Po co mi to opowiadasz? Jesteś tutaj. To wystarczy.
Nauczyłeś się fachu".
RADA SINCLAIRA LEWISA
Wychowanie nie powinno być przygotowaniem do
życia; powinno być życiem. Grupa studentów college'u błagała
powieściopisarza Sinclaira Lewisa o wykład, wyjaśniając, że wszyscy oni
mają zostać pisarzami. Lewis zaczął od słów: "Ilu z was naprawdę
zamierza być pisarzami?" Podniosły się wszystkie ręce. "W takim
przypadku, nie ma sensu, żebym mówił. Dam wam radę: idźcie do domu i
piszcie, piszcie, piszcie..." To mówiąc, wsadził notatki z powrotem do
kieszeni i wyszedł z pokoju.
ZMUSZONA DO RUSZANIA GŁOWĄ
Przy pomocy INSTRUKCJI OBSŁUGI pewna
kobieta przez wiele godzin próbowała złożyć nowe skomplikowane
urządzenie, które ostatnio kupiła. W końcu poddała się i zostawiła
części rozłożone na kuchennym stole. Wyobraźcie sobie jej zaskoczenie,
kiedy wróciła kilka godzin później i stwierdziła, że urządzenie zostało
złożone przez służącą i działa doskonale.
"Jak u licha to zrobiłaś?"
wykrzyknęła.
"Cóż, psze pani, jak się nie umie czytać, to się musi
ruszyć głową", padła niewzruszona odpowiedź
CHCE PAN BYĆ NAUCZYCIELEM CZY UCZNIEM?
Mężczyzna, który właśnie
przeszedł na emeryturę po czterdziestu siedmiu latach pracy jako
reporter i redaktor, zadzwonił do miejscowego kuratorium i po
wyjaśnieniu swej przeszłości w dziennikarskim zawodzie, powiedział, że
chciałby się zaangażować w miejscowym programie uczenia czytania i
pisania. Nastała długa przerwa. Potem ktoś po drugiej strome powiedział:
"To by było świetnie. Ale chciałby pan być nauczycielem czy uczniem?".
SPRAWA ARBUZÓW
Trzej chłopcy, oskarżeni o kradzież arbuzów, zostali
przyprowadzeni do sądu i stanęli przed sędzią, spodziewając się
najgorszego, gdyż był on znany jako człowiek surowy. Był on również
mądrym wychowawcą. Stukając młotkiem, powiedział: "Ktokolwiek z
obecnych, kto będąc chłopcem, nie ukradł ani jednego arbuza, niech
podniesie rękę". Czekał. Urzędnicy sądowi, policjanci, widzowie - i sam
sędzia - trzymali ręce przed sobą na biurkach. Kiedy się upewnił, że w
sądzie nie podniosła się ani jedna ręka, sędzia powiedział: "Sprawa
zostaje oddalona".
JEŹDZIĆ DALEKO BEZ SAMOCHODU
Religijna kobieta, ubolewając nad
zwyczajami młodszego pokolenia: "To przez te samochody! Spójrzcie jak
daleko mogą teraz jechać na tańce, czy na randkę. W twoich czasach tak
nie było, prawda, babciu?" Osiemdziesięcioletnia staruszka: "Cóż, na
pewno jeździliśmy tak daleko, jak się dało".
BÓG I CIASTKA
Matka: "Czy wiedziałeś, że Bóg był obecny, kiedy
ukradłeś to ciastko z kuchni?" "Tak". "I że cały czas na ciebie
patrzył?" "Tak". "I jak myślisz, co do ciebie mówił?" "Mówił: Nie ma tu
nikogo oprócz nas dwóch - weź dwa".
RABIN NIE NAŚLADUJE NIKOGO
Kiedy młody rabin objął urząd po ojcu,
wszyscy zaczęli mu mówić, jak zupełnie jest do niego niepodobny. "Wprost
przeciwnie", odpowiedział młody człowiek. "Jestem dokładnie taki sam jak
staruszek. On nikogo nie naśladował. I ja nikogo nie naśladuję". Bądź
sobą! Strzeż się naśladowania zachowania wielkich, jeśli nie masz
wewnętrznych predyspozycji, które inspirowały ich do działania.
NAŚLADOWANIE KRÓLA
Kiedy "MESJASZ Handla był po raz pierwszy
wykonywany w Londynie, król, który był obecny, był tak porwany przez
uczucia religijne podczas śpiewanego Alleluja, że wbrew wszelkim
zwyczajom powstał w milczeniu na znak szacunku dla arcydzieła, którego
słuchał. Widząc to, wszyscy obecni notable poszli za przykładem króla i
również powstali. Było to, oczywiście, sygnałem do powstania dla całej
publiczności. Od tej pory uważa się, że należy powstać za każdym razem,
gdy śpiewane jest Alleluja, bez względu na wewnętrzne nastawienie lub
jakość wykonania.
KASZLĄCA PAPUGA
Stary żeglarz rzucił palenie, kiedy u jego papugi
pojawił się uporczywy kaszel. Martwił się, że dym z fajki, który często
wypełniał pokój, zaszkodził zdrowiu papugi. Sprowadził weterynarza, żeby
zbadał ptaka. Po dokładnym przebadaniu weterynarz stwierdził, że papuga
nie ma choroby papuziej, czy zapalenia płuc. Naśladowała jedynie kaszel
swego palącego fajkę pana.
NOCNIK JEST Z TEJ STRONY
Gdy wujek Joe przyjechał na weekend, mały
Jimmy wpadł w zachwyt, że jego wielki bohater będzie z nim dzielił pokój
i łóżko. Zaraz po zgaszeniu światła Jimmy sobie o czymś przypomniał.
"Oj!" wykrzyknął: "O mało nie zapomniałem!" Wyskoczył z łóżka i klęknął
obok. Nie chcąc dawać małemu złego przykładu, wujek Joe wylazł z łóżka i
uklęknął po drugiej stronie. "O rany!" szepnął Jimmy z nabożnym lękiem,
"Dostanie ci się, kiedy mama się jutro dowie! Nocnik jest z tej strony".
NOSZENIE UBRAŃ DZIADKA
Chciałbym, żebyś się ubierał bardziej
odpowiednio do swego stanowiska. Przykro mi, że dopuściłeś do tego, żeby
chodzić w tak wyświechtanym ubraniu". Ale ja nie chodzę w wyświechtanym
ubraniu". Właśnie, że tak. Weź swojego dziadka. Zawsze był tak elegancko
ubrany. Jego ubrania były drogie i dobrze uszyte". Ha! I tu cię mam! To
dziadka ubrania noszę!".
NOSZENIE CUDZYCH MYŚLI
Filozof, który miał tylko jedną parę butów,
poprosił szewca, żeby mu je naprawił na poczekaniu. "Już zamykamy",
powiedział szewc, "tak, że nie będę mógł ich teraz naprawić. Może by pan
przyszedł po nie jutro?" "Mam tylko jedną parę butów, a bez butów nie
będę mógł iść" "Dobrze, pożyczę panu na ten dzień używaną parę?, "Co?!
Nosić mam czyjeś buty? Za kogo mnie pan bierze?" "Czemuż miałby pan nie
chcieć mieć na nogach cudzych butów, jeśli nie ma nic przeciwko noszeniu
w głowie cudzych myśli".
WYKŁADY Z SEKSU
Co mieliście dzisiaj w szkole?" zapytał ojciec swego
nastoletniego syna. No, mieliśmy wykłady na temat seksu", padła
odpowiedź. Wykłady z seksu? Co wam powiedzieli?" Cóż, najpierw był
ksiądz, który mówił nam, dlaczego nie powinniśmy tego robić. Potem
lekarz mówił nam, jak nie powinniśmy. Na koniec dyrektor miał pogadankę
na temat, gdzie nie powinniśmy".
SPRAWIĆ, ŻE TRWA GODZINĘ
Dziekan College'u żeńskiego wprowadzała
nowoprzybyłe studentki i uznała za stosowne poruszyć temat moralności
seksualnej. "W chwilach pokusy zadajcie sobie tylko jedno pytanie: Czy
godzina przyjemności jest warta wstydu na całe życie?" Pod koniec
wykładu spytała, czy są jakieś pytania. Jedna z dziewcząt podniosła
lękliwie rękę i powiedziała: "Czy mogłaby nam pani powiedzieć, jak pani
to robi, że trwa ona godzinę?".
DYLEMAT PREZYDENTA TAFTA
Gdy prezydent Stanów Zjednoczonych William
Howard Taft był pewnego wieczoru na kolacji, jego najmłodszy syn wyraził
się lekceważąco o swym ojcu. Wszyscy byli zaszokowani śmiałością chłopca
i w pokoju zapadła cisza. "No i co", powiedziała pani Taft, "nie
zamierzasz go ukarać?" ,?Jeśli uwaga była skierowana do mnie jako jego
ojca, na pewno zostanie ukarany", powiedział Taft. "Ale jeśli kierował
ją do prezydenta Stanów Zjednoczonych, jest to jego konstytucyjnym
przywilejem". Dlaczego ojciec ma nie podlegać krytyce, która jest dobra
dla prezydenta?
NIEBEZPIECZNA MANTRA
Gdy pewien guru miał lekcję z grupą młodych
uczniów, zaczęli go błagać, żeby im wyjawił świętą Mantrę, przez którą
zmarli są przywracani do życia. "Cóż byście zrobili z tak niebezpieczną
rzeczą?" zapytał guru. Nic Służyłaby tylko do umocnienia naszej wiary",
odparli. Przedwczesna wiedza jest niebezpieczną rzeczą, moje dzieci",
powiedział starzec. Kiedy wiedza jest przedwczesna?" zapytali. Kiedy
daje władzę komuś, kto nie posiada jeszcze mądrości, która musi
towarzyszyć jej użyciu". Jednakże uczniowie nalegali tak, że święty
człowiek, wbrew sobie, wyszeptał im do uszu świętą Mantrę, zaklinając
ich wielokrotnie, aby korzystali z niej z największą rozwagą. Niedługo
potem młodzieńcy szli wzdłuż miejsca pustynnego, gdzie zobaczyli stertę
wyblakłych kości. Kierowani bezmyślną wesołością, która towarzyszy
tłumowi, postanowili sprawdzić Mantrę, która powinna była zostać użyta
dopiero po dłuższej medytacji. Skoro tylko wypowiedzieli magiczne słowa,
kości oblekły się w ciało i zostały przemienione w wygłodniałe wilki,
które rzuciły się za nimi w pogoń i rozdarły ich na strzępy.
SOYEN SHAKU ZASYPIA
W wieku sześćdziesięciu jeden lat mistrz Soyen
Shaku odszedł z tego świata, lecz przedtem wypełnił wyznaczone sobie
zadanie - zostawił potomności bardziej różnorodną i wzniosłą naukę niż
większość mistrzów zeń. Mówiono, że jego uczniowie czasem spali po
południowym posiłku, pokonani znużeniem w lecie. Chociaż sam nigdy nie
stracił ani minuty, Soyen nigdy nie powiedział słowa o tej słabości
swoich uczniów. W wieku dwunastu lat studiował już filozoficzne zasady
szkoły Tendai. Pewnego dnia letniego upał był tak nieznośny, że mały
Soyen, widząc, że nie ma jego nauczyciela, wyciągnął się i zapadł w
głęboki sen, który trwał trzy godziny. Przebudził się dopiero nagle,
kiedy usłyszał jak wchodzi Mistrz; lecz było za późno; leżał tam,
rozwalony w poprzek wejścia. "Proszę mi wybaczyć, proszę mi wybaczyć",
wyszeptał nauczyciel przekraczając z szacunkiem rozciągnięte ciało
Soyena, jakby to było ciało jakiegoś znakomitego gościa. Od tego czasu
Soyen już nigdy nie spał w dzień.
DOSTAĆ LANIE OD MAMY
Mały chłopiec biegnący ulicą, skręcił nagle i za
rogiem zderzył się z jakimś mężczyzną. "Mój Boże!", powiedział
mężczyzna, "dokąd pędzisz w takim pośpiechu?" "Do domu:, powiedział
chłopiec. "A spieszę się, ponieważ mama sprawi mi lanie". Tak ci
spieszno, żeby dostać lanie, że aż biegniesz po nie do domu?" zapytał
zdumiony nieznajomy. "Nie. Ale jeśli ojciec przyjdzie do domu przede
mną, to on mi będzie spuszczał lanie". Dzieci są zwierciadłami. Kiedy
znajdują się w obecności miłości, to ją odbijają. Kiedy miłości nie ma,
nie mają, czego emanować.
UDERZYĆ GO, ZANIM TO ZROBI
Nasruddin wręczył dzban chłopcu i kazał mu
iść nabrać wody ze studni. Jednakże zanim chłopiec ruszył w drogę,
zdzielił go w ucho i krzyknął: "Uważaj, żebyś go nie upuścił!" Ktoś
przyglądający się temu powiedział: "Jak możesz bić biedne dziecko, zanim
zrobiło coś złego?" Rzekł Nasruddin: "Przypuszczam, że wolałbyś, żebym
go uderzył JAK JUŻ rozbije dzban i przepadnie i dzban i woda? Kiedy mu
przyłożę, to on pamięta. W ten sposób i naczynie i woda są uratowane".
MAGIA PSYCHOLOGA
Zrozpaczone małżeństwo posłało pilnie po psychologa
dziecięcego, ponieważ nie wiedzieli, co mają począć ze swoim małym
synkiem, który rozsiadł się na koniu na biegunach chłopca sąsiadów i nie
chciał zejść. Miał własne trzy konie w domu, lecz był nieugięty, że
właśnie na TYM chce siedzieć. Próby ściągnięcia go prowadziły do takich
krzyków i wrzasków, że od razu sadzano go z powrotem na konia. Psycholog
najpierw ustalił sprawę honorarium, a potem podszedł do chłopca,
zmierzwił mu czule włosy, pochylił się z uśmiechem, i wyszeptał mu coś
do ucha. Natychmiast chłopak zsiadł z konia i potulnie podążył za
rodzicami do domu. Jakich czarów użył pan wobec dziecka?" spytali
zadziwieni rodzice, psycholog najpierw odebrał honorarium, a potem
powiedział: "To proste. Tylko się pochyliłem i powiedziałem:, Jeśli w
tej chwili nie zejdziesz z tego konia, tak cię spiorę, że nie będziesz w
stanie usiąść przez następny tydzień. Płacą mi za to, więc nie żartuję".
Zanim ukarzesz dziecko, zapytaj siebie, czy to ty nie jesteś powodem
przewinienia.
ZDOLNI RODZICE JOHNNY'EGO
Rodzice:, "Czemu, chociaż Johnny jest od
ciebie młodszy, jego oceny w szkole są zawsze lepsze?" Siedmiolatek:,
"Bo Johnny ma zdolnych rodziców".
WSPÓŁCZESNE DZIECI
Dziecko współczesne: Pewien człowiek chciał
zaszczepić w swoich dzieciach miłość do muzyki, więc kupił im pianino.
Kiedy wrócił do domu, zastał ich przypatrujących się pianinu z
zakłopotaniem. "Jak to się włącza do prądu?" - zapytały. Mały chłopiec
był na wsi, z dala od dużego miasta, po raz pierwszy w życiu. Stał na
chodniku, kiedy jakiś staruszek podjechał wozem i wszedł do sklepu.
Chłopiec zapatrzył się w zadziwieniu na konia, zwierzę, którego nie
widział nigdy w życiu. Kiedy staruszek wyszedł ze sklepu i zbierał się
do odjazdu, chłopak powiedział: "Halo, proszę pana! Może powinienem pana
ostrzec, że on właśnie stracił paliwo?". Mała dziewczynka, w sklepie z
owocami, ze skórką banana w ręce:, "Czego sobie życzysz, kochanie?"
powiedział sprzedawca. "Nowy wkład", padła odpowiedź.
CZYM JEST DZIESIĄTKA?
Mistrz w szkole łucznictwa był znany zarówno
jako Mistrz Życia, jak i łucznictwa. pewnego dnia jego najzdolniejszy
uczeń trafił trzy razy pod rząd w dziesiątkę w miejscowych zawodach.
Brawom nie było końca, posypały się gratulacje dla ucznia - i Mistrza.
Jednakże na Mistrzu nie zrobiło to wrażenia. Nawet odnosił się do tego
krytycznie. Kiedy uczeń zapytał go później, dlaczego, powiedział:
"Musisz się jeszcze nauczyć, że cel nie jest celem". ,?Czym JEST cel?"
chciał wiedzieć uczeń. Lecz Mistrz nie chciał powiedzieć. Było to coś,
czego chłopiec musiał się pewnego dnia sam nauczyć, ponieważ nie dało
się tego przekazać w słowach. Pewnego dnia odkrył, że tym, co miało być
jego celem, było nie dokonanie, lecz postawa; nie dziesiątka, lecz
zniknięcie ja.
DOCIEKLIWY NAUCZYCIEL
Pewien nauczyciel nauczył się być mądrym i
wyrozumiałym wychowawcą na własnej skórze, popełniając wiele błędów. Oto
jeden z nich: Był dyrektorem szkoły, kiedy jakiś chłopiec przyszedł
powiedzieć, że chciał się przenieść do innej szkoły. ,?Czemu, synu? Co
się dzieje? Co sprawia, że jesteś nieszczęśliwy? Twoje oceny są dobre".
"Nic się nie dzieje, proszę pana. Po prostu chcę odejść". "Czy chodzi ci
o nauczycieli? Czy jest jakiś nauczyciel, którego nie lubisz?" "Nie,
proszę pana. Nie chodzi o nauczycieli". "Chodzi o innych uczniów?
Pobiłeś się z kimś?" "Nie. To nic takiego". Czy to czesne? Jest za
wysokie?" Nie, proszę pana. To też nie to". Wtedy dyrektor długo się nie
odzywał, pewny, że poprzez swoje milczenie skłoni chłopca do mówienia.
Nagle chłopiec zaczął ocierać łzy z oczu. Dyrektor wiedział, że wygrał.
Swoim największym, najbardziej pełnym zrozumienia tonem powiedział:
"Płaczesz, bo coś cię trapi, prawda?" Chłopiec przytaknął. "Cóż, zatem
powiedz mi, czemu płaczesz" Chłopiec spojrzał wprost na dyrektora i
powiedział:, "Bo mi pan zadaje te wszystkie pytania".
CAŁY POPRAWCZAK DLA JEDNEGO CHŁOPCA
Stanęła sprawa otwarcia
poprawczaka dla chłopców i poproszono o poradę znanego pedagoga.
Zaapelował on gorąco o humanitarne metody wychowania w poprawczaku,
nalegając na nauczycieli, żeby nie szczędzili pieniędzy na pozyskanie
dobrotliwych i kompetentnych wychowawców. Zakończył mówiąc:, "Jeśli
tylko jeden chłopiec zostanie uratowany od moralnej deprawacji,
wszystkie koszty i praca włożona w instytucję, taką jak ta, będą
uzasadnione". Później członek zarządu powiedział do niego: "Czy troszkę
pan z tym nie przesadził? Czy cały ten koszt i praca byłyby uzasadnione,
gdybyśmy mogli uratować tylko jednego chłopca?" "Gdyby to był mój
chłopiec, tak!" padła odpowiedź.
KAPŁAN W KOŃCU ROZUMIE
Opowieść mistyka z Kalkuty, Ramakrishny: Był
sobie król, któremu codziennie kapłan recytował Bhagavad Gita. Kapłan
wyjaśniał potem tekst i mówił: "Królu, zrozumiałeś, co powiedziałem?" I
każdego dnia król nie mówił ani Tak, ani Nic. Mówił tylko: Najpierw
lepiej sam to zrozum". Było to zawsze powodem smutku kapłana, który
spędzał wiele godzin na przygotowaniu codziennej lekcji dla króla i
wiedział, że jego wyjaśnienie było przejrzyste i jasne. Otóż kapłan był
szczerym poszukiwaczem Prawdy. Podczas gdy pewnego dnia medytował,
zobaczył nagle iluzoryczną naturę - rzeczywistość względną -
wszystkiego: domu, rodziny, bogactwa, przyjaciół, honoru, reputacji i
wszystkiego innego. Tak jasno to zobaczył, że wszelkie pragnienie tych
rzeczy zniknęło w jego sercu. Postanowił opuścić dom i rozpocząć życie
wędrownego ascety. Zanim opuścił dom, wysłał do króla wiadomość: "Królu!
Wreszcie zrozumiałem".
MOGĘ WYLECZYĆ ZAPALENIE PŁUC
Pewnej kobiecie dokuczało silne
przeziębienie i nic, co przepisał lekarz, nie zdawało się przynosić jej
ulgi. "Czy nic pan nie może zrobić, żeby mnie wyleczyć, panie doktorze?"
zapytała sfrustrowana. "Mam propozycję", powiedział lekarz. "Niech pani
idzie do domu i weźmie gorący prysznic, a potem nie wycierając się,
niech pani stanie naga w przeciągu". "Czy to mnie wyleczy?' zapytała
zdziwiona. "Nie, ale wywoła u pani zapalenie płuc. A to mogę wyleczyć".
Czy przyszło ci kiedykolwiek do głowy, że twój guru może oferować ci
lekarstwo na chorobę, której sam był przyczyną?
JAK DR CHUNG URATOWAŁ
"Dzięki Bogu, że zabraliśmy ze sobą muła na
piknik, ponieważ kiedy jeden z chłopców został ranny, użyliśmy muła,
żeby go odwieść z powrotem". ,?W jaki sposób został ranny?" "Muł go
kopnął!" "Czy mógłby pan polecić dobrego lekarza?" "Proponuję dr Chunga.
Uratował mi życie". "Jak się to stało?" "No cóż, poważnie chorowałem i
poszedłem do dr Chinga. Wziąłem jego lekarstwo i poczułem się gorzej.
Poszedłem, więc do dr Changa. Wziąłem jego lekarstwo i czułem, że
umieram. Poszedłem, więc w końcu do dr Chunga - a jego nie było".
DOKTOR WIE LEPIEJ
Wiara w autorytety zagraża postrzeganiu: Lekarz
pochylił się nad postacią leżącą bez życia w łóżku. Potem wyprostował
się i powiedział: "Przykro mi to mówić, ale pani męża nie ma już wśród
nas, moja droga". Słaby głos protestu doszedł od postaci leżącej bez
życia w łóżku: "Nie, ja jeszcze żyję". "Nie odzywaj się", powiedziała
kobieta. "Pan doktor wie lepiej od ciebie".
WIERZYĆ OSŁU
Sąsiad przyszedł do Nasruddina pożyczyć osła. "Jest
pożyczony", powiedział Nasruddin. W tym momencie zwierzę zaczęło ryczeć
w stajni. "Ale słyszę, jak ryczy", powiedział sąsiad. "Więc komu
zamierzasz wierzyć, osłu czy mnie?"
KRÓLEWICZ TUMAN
Królewicz był tumanem, tak, więc król zatrudnił dla
niego specjalnego korepetytora. Lekcje zaczęły się od starannego
wyjaśnienia pierwszego twierdzenia Euklidesa. Czy to jasne, Wasza
Wysokość?" zapytał korepetytor. Nie", powiedział Jego Wysokość. Więc
korepetytor cierpliwie jeszcze raz omówił twierdzenie. "Czy teraz jest
to jasne?" "Nie", powiedział królewicz. Jeszcze raz korepetytor wziął
się za przerabianie twierdzenia - bez skutku. Kiedy nawet po dziesiątej
próbie królewski półgłówek nie mógł pojąć twierdzenia, biedny
korepetytor się rozpłakał. "Wierz mi, Wasza Wysokość", wykrzyknął, "to
twierdzenie jest prawdziwe i w ten sposób się go dowodzi". Słysząc te
słowa królewicz powstał i powiedział kłaniając się z namaszczeniem: "Mój
drogi panie, mam całkowitą wiarę w to, co mówisz, więc jeśli mnie
zapewniasz, że twierdzenie jest prawdziwe, przyjmuję to z całym sercem.
Szkoda tylko, że nie dałeś mi tego zapewnienia wcześniej, tak, żebyśmy
mogli przejść do drugiego twierdzenia, nie tracąc czasu". W ten sposób
znasz wszystkie prawidłowe odpowiedzi, nie znając geometrii, tak, jak
ludzie mają wszystkie - według nich! "prawidłowe przekonania, nie znając
Boga. Powiedzieć autorytetowi: "Jestem głupi. Proszę, "pomyśl za mnie"
to, jak powiedzieć "Jestem spragniony. Proszę, napij się za mnie".
ŚMIEJ SIĘ, KIEDY JA SIĘ ŚMIEJĘ
Budda mówi: "Mnisi i uczeni nie
powinni przyjmować moich słów z szacunku, ale powinni je analizować, tak
jak złotnik analizuje złoto tnąc, topiąc, rysując i pocierając je".
Wysoki mężczyzna w kinie do małego chłopca siedzącego za nim: "Czy
widzisz ekran, synu?" "Nie". "Nie martw się. Patrz tylko na mnie i śmiej
się zawsze wtedy, gdy ja się śmieję".
KIEDY SKOŃCZY SIĘ WOJNA
Marszałek Ferdynand Foch był dowódcą wojsk
alianckich podczas pierwszej wojny światowej. Jego szofera, Pierre'a,
pilnie starali się sobie zjednać reporterzy prasowi, którzy mieli
nadzieję zdobyć informacje na temat tego, co myśli Marszałek. Zawsze go
pytali, kiedy skończy się wojna. Ale Pierre nigdy nie chciał powiedzieć.
Pewnego dnia reporterzy dopadli Pierre'a, jak wychodził z kwatery
głównej. Gdy otoczyli go tłumnie, szofer powiedział: "Dzisiaj Marszałek
przemówił". "Co powiedział?" zapytali skwapliwie. "Powiedział: Pierre,
jak myślisz? Kiedy skończy się wojna?". Córka kapłana zapytała go, skąd
czerpał myśli do swoich kazań. "Od Boga", odpowiedział. ,?Więc czemu
widzę, jak wykreślasz różne rzeczy?" zapytała dziewczyna.
NIEWIEDZA MARCONIEGO
Geniusz radia, Marconi, siedział całą noc z
przyjacielem w laboratorium, omawiając wszystkie złożone aspekty
komunikacji radiowej. Kiedy wychodzili z laboratorium, Marconi nagle
powiedział: "Całe życie badam tę sprawę, ale jest jedna rzecz, jeśli
chodzi o radio, której po prostu nie mogę zrozumieć" "Ty czegoś nie
rozumiesz, jeśli chodzi o radio!" powiedział zdumiony przyjaciel. "Cóż
to takiego?" Rzekł Marconi:, "Dlaczego ono działa?".
POMYŁKA BISKUPA WRIGHTA
Wiele lat temu pewien biskup ze wschodniego
wybrzeża Stanów Zjednoczonych złożył wizytę w małym college'u zakonnym
na wybrzeżu zachodnim. Umieszczono go w domu prezydenta college,?u,
który był postępowym młodym człowiekiem, profesorem fizyki i chemii.
Pewnego dnia prezydent zaprosił członków swojego wydziału na kolację z
biskupem, żeby mogli skorzystać z jego mądrości i doświadczenia. Po
kolacji rozmowa przeszła na temat końca cywilizacji i biskup twierdził,
że nie może być on daleko. Jednym z powodów, które przytoczył, było to,
że wszystko w przyrodzie zostało odkryte i wszystkie możliwe wynalazki
dokonane. Prezydent grzecznie się z tym nie zgodził. Jego zdaniem,
powiedział, ludzkość jest na progu nowych wspaniałych odkryć. Biskup
rzucił prezydentowi wyzwanie, żeby wymienił jedno. Prezydent powiedział,
że spodziewa się, iż za następne około pięćdziesięciu lat ludzie nauczą
się latać. Przyprawiło to biskupa o atak śmiechu. "Bzdury, mój drogi
człowieku", wykrzyknął, "jeśliby zamiarem Boga było, żebyśmy latali,
byłby zaopatrzył nas w skrzydła. Latanie jest zarezerwowane dla ptaków i
aniołów". Biskup nazywał się Wright. Miał dwóch synów o imionach Orville
i Wilbur - wynalazców pierwszego samolotu.
NAUCZYĆ KONIA LATAĆ
Starożytny król w Indiach skazał pewnego człowieka
na śmierć. Mężczyzna zaczął błagać, żeby mu darowano karę i dodał:,
"Jeśli królu będziesz miłosierny i oszczędzisz moje życie, nauczę twego
konia latać w ciągu roku". "Zgoda", powiedział król., "Ale jeśli pod
koniec tego okresu koń nie będzie umiał latać, zostaniesz stracony'.
Kiedy jego pełna niepokoju rodzina zapytała później mężczyznę, jak on to
zamierza osiągnąć, powiedział: "W ciągu roku król może umrzeć lub koń
może zdechnąć, lub, kto wie, koń może nauczyć się latać".
SIEDZENIE NA OGRODZENIU Z DRUTU
Młody naukowiec chwalił się w
obecności guru osiągnięciami współczesnej nauki. Potrafimy latać, jak
ptaki,", mówił. Potrafimy robić to, co ptaki potrafią!" "Oprócz
siedzenia na ogrodzeniu z drutu kolczastego", powiedział guru.
AKORDEONISTA Lekarz dokładnie zbadał pacjenta i powiedział: "Miał pan
zapalenie płuc- Jest Pan muzykiem, prawda?" "Tak", odparł zdziwiony
mężczyzna. "I gra pan na instrumencie dętym!" "Zgadza się. Skąd pan
wiedział?" "Bardzo proste, mój drogi panie! Jest wyraźne przemęczenie
płuc i krtań jest zaczerwieniona, bez wątpienia z powodu silnego
ciśnienia. Proszę mi powiedzieć, na jakim instrumencie pan gra?' "Na
akordeonie". Niebezpieczeństwo nieomylności.
KSIĄDZ ZAWSZE WIE
Były urodziny księdza proboszcza i dzieci przyszły
z życzeniami urodzinowymi i prezentami. Ksiądz wziął opakowaną ładnie
paczuszkę od małej Mary i powiedział: "Ach! Widzę, że przyniosłaś mi
książkę". (Ojciec Mary prowadził w mieście księgarnię). "Tak, skąd
ksiądz wiedział?" "Ksiądz zawsze wie!" A ty Tommy, przyniosłeś mi
sweter", powiedział ksiądz podnosząc paczkę, którą wyciągnął do niego
Tommy. (Ojciec Tommy'ego handlował wyrobami z wełny). "Zgadza się. Skąd
ksiądz wiedział?" "O! Ksiądz zawsze wie". I tak dalej, dopóki ksiądz nie
podniósł pudła Bobby'ego. Papier, w którym było opakowane był mokry.
(Ojciec Bobby'ego sprzedawał wina i wódki), więc ksiądz powiedział:
"Widzę, że przyniosłeś mi butelkę szkockiej i trochę wylałeś!" "Złe",
powiedział Bobby,,,to nie szkocka". "No, to butelka rumu". "Znowu źle".
Palce księdza były mokre, włożył jeden z nich do ust, ale nie dało mu to
wskazówki. "'Czy to gin?" "Nie", powiedział Bobby. "Przyniosłem księdzu
szczeniaka!".
ORZEŁ I KURA
Dzięki różnym okolicznościom, jajo orła znalazło się w
kącie stodoły, gdzie kura wysiadywała swe jaja. Z czasem mały orzełek
wykluł się razem z resztą kurcząt. Z upływem czasu młody ptak, całkiem
niewytłumaczalnie, zaczął odczuwać pragnienie latania. Mówił, więc do
swej matki, kury:, "Kiedy nauczę się latać?" Biedna kura była w pełni
świadoma tego, że nie potrafi latać i nie ma najmniejszego pojęcia o
tym, co robią inne ptaki, żeby wyszkolić swe młode w sztuce latania.
Wstydziła się jednak przyznać, że się do tego nie nadaje, więc mówiła:
"Jeszcze nie, moje dziecko, jeszcze nie. Nauczę cię, kiedy będziesz
gotów". Mijały miesiące i młody orzeł zaczął podejrzewać, że matka nie
umie latać. Lecz nie mógł się zdobyć na to, żeby się wyrwać i polecieć
sam, ponieważ jego dojmująca tęsknota za lataniem została pomieszana z
wdzięcznością, którą odczuwał dla ptaka, który go wysiedział.
WYRWAĆ BOLĄCE OKO
Opierając się na doniesieniach, jakie o nim słyszał,
Kalif mianował Nasruddina Głównym Doradcą na dworze. Ponieważ jego
autorytet pochodził nie z kompetencji, lecz z patronatu Kalifa,
Nasruddin stał się zagrożeniem dla wszystkich, którzy przychodzili do
niego po radę. Stało się widoczne w następującym przypadku: "Nasruddin,
jesteś człowiekiem doświadczonym", powiedział dworzanin. "Czy znasz
lekarstwo na bolący oczy? Mam ze swoimi wiele kłopotu". "Pozwól mi,
podzielić się z tobą moim własnym doświadczeniem", powiedział Nasruddin.
"Bolał mnie raz ząb i dopóty nie znalazłem ulgi, dopóki go nie
wyrwałem".
WEZWAĆ INNEGO LEKARZA
Lekarz postanowił, że nadszedł czas, żeby
powiedzieć swemu pacjentowi prawdę: "Czuję, że powinienem panu
powiedzieć, że jest pan bardzo chory i najprawdopodobniej nie przeżyje
pan więcej niż dwa dni -? w najlepszym wypadku. Może chce pan
uporządkować swoje sprawy. Czy pragnie pan się z kimś zobaczyć?" Tak",
padła odpowiedź słabym głosem. "Z kim?" zapytał lekarz. "Z innym
lekarzem".
SŁAWA MARKA TWAINA
Pewien młody autor powiedział kiedyś Markowi
Twainowi, że traci wiarę w swoją zdolność pisania. "Czy miał pan
kiedykolwiek takie uczucie?" zapytał. "Tak", powiedział Twain. "Kiedyś,
kiedy pisałem już prawie przez piętnaście lat, nagle mnie uderzyło, że
nie posiadam najmniejszego talentu pisarskiego". ,"Co pan wtedy zrobił?
Przestał pan pisać?" "Jak mogłem? Wtedy byłem już sławny".
NIEMUZYKALNY DYRYGENT
Pewien bogaty człowiek postanowił spełnić
marzenie swego życia, żeby poprowadzić orkiestrę. Wynajął, więc jednego
perkusistę, trzech saksofonistów i dwudziestu czterech skrzypków.
Podczas pierwszej próby dyrygował tak źle, że perkusista zachęcał
pozostałych muzyków, żeby z nim wyszli. Ale jeden z saksofonistów
powiedział:, "Czemu wychodzić? Dobrze nam płaci. Poza tym, musi coś
wiedzieć o muzyce". Podczas następnej próby dyrygent, po prostu, nie
mógł utrzymać tempa. Na co perkusista zaczął wściekle bić w bębny.
Dyrygent zastukał o ciszę, wlepił wzrok w muzyków i zapytał:, "Kto to
zrobił?".
PODJĘCIE SIĘ PRACY DYRYGENTA
Przyjaciel powiedział kiedyś menadżerowi
orkiestry, że bardzo chciałby zostać do tej orkiestry przyjęty. Rzekł
menadżer: "Nie miałem pojęcia, że umiesz grać na jakimś instrumencie"
"Nie umiem", padła odpowiedź. "Ale widzę, że macie człowieka, który nic
nie robi, tylko wymachuje patykiem, kiedy pozostali grają. Myślę, że
mógłbym podjąć się tej pracy".
LINCOLN PODPORZĄDKOWUJE SIĘ PODWŁADNEMU
Żeby zadowolić urzędnika,
Abraham Lincoln podpisał kiedyś rozkaz przeniesienia pewnych pułków.
Sekretarz Wojny Stanton przekonany, że Prezydent popełnił poważny błąd,
odmówił wykonania rozkazu. I na dodatek dorzucił: "Lincoln to głupiec!"
Kiedy doniesiono o tym Lincolnowi, powiedział:, "Jeśli Stanton
powiedział, że jestem głupcem, to muszę nim być, ponieważ on ma prawie
zawsze rację. Chyba pójdę i sam zobaczę". To właśnie zrobił. Stanton
przekonał go, że rozkaz był błędem i Lincoln zaraz go wycofał. Wszyscy
wiedzieli, że część wielkości Lincolna leżała w sposobie, w jaki z
radością witał krytykę.
NIEUSTRASZONY WARTOWNIK
Rekruta wyznaczono do pilnowania wejścia do
obozu wojskowego i polecono, żeby nie przepuścił żadnego samochodu,
jeśli nie ma specjalnej chorągiewki. Miał powód, żeby zatrzymać samochód
wiozący generała, który natychmiast kazał kierowcy, nie zwracać na
wartownika uwagi i jechać dalej. Na co rekrut wystąpił naprzód z
karabinem gotowym do strzału i spokojnie powiedział: "Pan wybaczy,
generale, ale jestem w tym nowy. Kogo mam zastrzelić? Pana, panie
generale, czy kierowcę?". Osiągasz wielkość, kiedy nie pamiętasz o
pozycji tych ponad tobą i sprawiasz, że ci poniżej ciebie nie pamiętają
o twojej. Kiedy nie jesteś ani wyniosły wobec pokornych, ani pokorny
wobec wyniosłych.
MISTRZ TRACI KRYTYKA
Był raz rabin, który był czczony przez ludzi jako
człowiek Boży. Nie było dnia, żeby tłum ludzi nie stał przed jego
drzwiami szukając rady, albo uzdrowienia, albo błogosławieństwa tego
świętego człowieka. I za każdym razem, kiedy rabin przemówił, ludzie
chciwie słuchali, chłonąc każde jego słowo. Był jednak wśród
słuchających nieprzyjemny facet, który nigdy nie przepuścił okazji, żeby
sprzeciwić się Mistrzowi. Zauważał słabości rabina i wyśmiewał się z
jego wad ku przerażeniu uczniów, którzy zaczęli na niego patrzeć, jak na
diabła wcielonego. Otóż pewnego dnia "diabeł" zachorował i zmarł.
Wszyscy odetchnęli z ulgą. Na zewnątrz wyglądali odpowiednio poważnie,
lecz w sercu byli zadowoleni, że ożywcze pogadanki Mistrza nie będą już
zakłócane lub jego zachowanie krytykowane przez tego lekceważącego
heretyka. Tak, więc ludzie byli zdziwieni, widząc Mistrza pogrążonego w
prawdziwym smutku na pogrzebie. Kiedy uczeń zapytał go później, czy
opłakuje wieczny los zmarłego, powiedział: "Nie, nie. Dlaczego miałbym
opłakiwać naszego przyjaciela, który jest teraz w niebie? To ze względu
na siebie się smucę. Ten człowiek był jedynym przyjacielem, jakiego
miałem. Tutaj jestem otoczony przez ludzi, którzy mnie czczą. On był
jedynym, który rzucał mi wyzwania. Obawiam się, że gdy jego zabrakło,
przestanę wzrastać". Mówiąc te słowa, Mistrz wybuchnął płaczem.
KATINKA
Pewna kobieta przyszła kiedyś do Rabina Israela i powiedziała
mu o swym ukrytym smutku: była zamężna od dwudziestu lat i do tej pory
nie urodziła syna. "Co za zbieg okoliczności!" powiedział Rabin. "Tak
samo było z moją matką" I taką opowiedział jej historię: Przez
dwadzieścia lat jego matka nie miała dziecka. Pewnego dnia usłyszała, że
święty Bal Snem Tov jest wmieście, więc pospieszyła do domu, w którym
się zatrzymał i błagała go o modlitwę, żeby mogła mieć syna. "Co jesteś
gotowa w tym celu zrobić?" zapytał święty człowiek. "Cóż mogę zrobić?"
odparła. "Mój mąż jest biednym bibliotekarzem, ale mam coś, co mogę
Rabinowi ofiarować". Powiedziawszy to, popędziła do domu, wyciągnęła
katinkę z komody, gdzie była pieczołowicie przechowywana i pobiegła z
powrotem ofiarować ją Rabinowi. Otóż katinka, jak wiadomo, to była
peleryna noszona przez pannę młodą w dniu ślubu - drogocenne dziedzictwo
przekazywane z pokolenia na pokolenie. Zanim kobieta wróciła, Rabin
wyjechał do innego miasta, więc tam też podążyła. Jednakże będąc biedną,
musiała przejść tę drogę na piechotę; zanim tam dotarła, Rabin wyruszył
do innej miejscowości. Przez sześć tygodni podążała za nim z miasta do
miasta, aż wreszcie go dogoniła. Rabin wziął katinkę i dał ją miejscowej
synagodze. Rabin Israel zakończył: "Moja matka przeszła pieszo całą
drogę z powrotem do domu. W rok później się urodziłem". Doprawdy, co za
zbieg okoliczności!" wykrzyknęła kobieta. "Ja też " mam w domu katinkę.
Przyniosę ją tobie zaraz i jeżeli ofiarujesz ją w miejscowej synagodze,
Bóg da mi syna". Och nie, moja droga", powiedział ze smutkiem Rabin, "to
nie zadziała. Różnica pomiędzy moją matką, a tobą polega na tym: ty
usłyszałaś jej historię; ona nie znała historii, na której mogłaby się
oprzeć". Kiedy święty użyje drabiny, jest ona wyrzucona i nigdy nie
można jej znowu użyć.
ZAKLINOWANA CIĘŻARÓWKA
Duża ciężarówka przejeżdżała pod wiaduktem
kolejowym i utknęła pomiędzy drogą, a dźwigarami u góry. Wszystkie
wysiłki ekspertów, żeby ją wydobyć okazały się nieużyteczne i ruch
został zatrzymany na przestrzeni mil po obu stronach wiaduktu. Mały
chłopiec uporczywie starał się zwrócić uwagę brygadzisty, lecz zawsze go
odpychano. W końcu z czystej irytacji brygadzista powiedział:
"Przypuszczam, że przyszedłeś nam powiedzieć, jak to zrobić?" "Tak,
powiedział chłopak. "Proponuję, żebyście wypuścili trochę powietrza z
opon". W umyśle laika jest wiele możliwości. W umyśle eksperta jest ich
niewiele.
MŁODY EKSPERT
Gdzieś w latach trzydziestych XX wieku koncern
przemysłowy Stanach Zjednoczonych wysłał do Japonii maszynę. W miesiąc
później firma otrzymała telegram:
MASZYNA NIE DZIAŁA. PRZYŚLIJCIE
CZŁOWIEKA DO NAPRAWY.
Firma wysłała kogoś do Japonii. Zanim miał okazję
sprawdzić maszynę, firma otrzymała drugi telegram: CZŁOWIEK ZA MŁODY,
WYŚLIJCIE STARSZEGO.
Odpowiedź firmy brzmiała:
LEPIEJ Z NIEGO
SKORZYSTAJCIE. ON WYNALAZŁ MASZYNĘ.
SOWA KREUJE POLITYKĘ
Stonoga radziła się sowy w sprawie bólu, który
odczuwała w nogach. Powiedziała sowa: "Masz zdecydowanie za dużo nóg.
Gdybyś stała się myszą, miałabyś tylko cztery nogi - i jedną dwudziestą
czwartą ilość bólu". "Świetny pomysł", powiedziała stonoga. "Teraz wskaż
mi, jak stać się myszą". "Nie zawracaj mi głowy szczegółami wdrożenia?,
powiedziała sowa. "Ja tylko kreuję tutaj politykę".
LEKARZ BADA OBRAZ
Pewien wielki malarz poprosił swego przyjaciela
lekarza, żeby przyszedł i oglądnął to, co uważał za swe najlepsze
dzieło. Doktor poddał obraz dokładnemu badaniu, zatrzymując się długo
nad każdym szczegółem. Minęło dziesięć minut i artysta zaczął się trochę
niepokoić. "No i co o tym myślisz?" Lekarz powiedział: "Wygląda to na
obustronne zapalenie płuc".
BRĄZOWA BUTELKA ZA NIECZYTELNE PISMO
Niebezpieczeństwo ufania
ekspertom: Pewien mężczyzna otrzymał od przyjaciela karteczkę, napisaną
nieczytelnie. Po usilnych staraniach, żeby ją zrozumieć, wpadł końcu na
pomysł, żeby udać się o pomoc do miejscowego aptekarza. Mężczyzna w
aptece wpatrywał się pilnie w karteczkę przez całą minutę, potem zdjął z
półki dużą brązową butelkę, postawił ją na ladzie i powiedział: "Proszę,
to będzie dwa dolary?..
"PAŃSKI KOŃ CIERPI NA ŻÓŁTACZKĘ
Grupa studentów college'u była
niezadowolona z kiepskiej jakości piwa, które podawano im w stołówce.
Kilku z nich wpadło na świetny pomysł, żeby wlać trochę tego piwa do
butelki i posłać do laboratorium szpitalnego w nadziei, że dowiedzą się,
co się w nim znajduje. Następnego dnia otrzymali notatkę treści: "Pański
koń cierpi na żółtaczkę".
KONFUCJUSZ O DOBRYM RZĄDZIE
Uczeń powiedział kiedyś do Konfucjusza:
"Jakie są podstawowe składniki dobrego rządzenia?" Odpowiedział:
"Jedzenie, broń i zaufanie ludzi". ,?Ale", ciągnął uczeń "gdybyś był
zmuszony obejść się bez któregoś z tych trzech, którego byś zaniechał?"
"Broni". "A jeśli byś musiał zrezygnować z jednego z dwóch pozostałych?"
"Z jedzenia". ,?Ale bez jedzenia ludzie umrą!" "Od niepamiętnych czasów,
śmierć jest udziałem istot ludzkich. Ale lud, który nie ufa już swym
władcom, jest naprawdę zgubiony".
PRZYPOWIEŚĆ O KULACH
Kiedy wypadek pozbawił naczelnika wsi władzy w
nogach, zaczął chodzić o kulach. Stopniowo rozwinął umiejętność
szybkiego poruszania się - a nawet tańczenia i wykonywania małych
piruetów ku rozrywce swych sąsiadów. Wbił sobie potem do głowy, żeby
wyszkolić swoje dzieci w korzystaniu z kuł. Wkrótce chodzenie o kulach,
stało się symbolem pozycji we wsi i niedługo wszyscy to robili. W
czwartym pokoleniu, nikt we wsi nie potrafił chodzić bez kul. Program
wiejskiej szkoły obejmował "Kularstwo-Teoretyczne-Stosowane", a
rzemieślnicy wioskowi stali się sławni z jakości kul, które wyrabiali.
Mówiło się nawet o opracowaniu elektronicznego zestawu kul na baterie!
Pewnego dnia przed starszymi wsi stanął młody Turek i zwrócił się z
pytaniem, dlaczego wszyscy muszą chodzić o kulach skoro Bóg dał ludziom
do chodzenia nogi. Starszych wioski ubawiło to, że ten parweniusz uważa
się za mądrzejszego od nich, postanowili, więc, dać mu nauczkę. "Czemu
nam nie pokażesz, jak się to robi?" powiedzieli. "Zgoda", wykrzyknął
młodzieniec. Pokaz ustalono na godzinę dziesiątą w następną niedzielę na
placu wioskowym. Wszyscy tam byli, kiedy młody człowiek przykuśtykał o
kulach na środek placu i gdy wioskowy zegar zaczął wybijać godzinę,
wyprostował się i rzucił swoje kule. Cisza nastała w tłumie, gdy śmiało
postąpił krok naprzód i upadł na twarz. To utwierdziło wszystkich w
przekonaniu, że chodzenie bez pomocy kul jest całkiem niemożliwe.
MĄDROŚĆ KOŁODZIEJA
Podczas, gdy kołodziej robił koło w niższym końcu
pałacu, książę Huan z Ch'i czytał książkę w wyższym. Odkładając na bok
dłuto i pobijak, kołodziej zawołał do Księcia i zapytał go, jaką książkę
czyta. "Taką, która przechowuje słowa Mędrców", powiedział Książę. "Czy
ci Mędrcy żyją?" zapytał kołodziej. "Ach, nie", powiedział Książę,
"wszyscy nie żyją". ,?Zatem to, co czytasz nie może być niczym innym,
jak brudem i szumowinami odeszłych ludzi", powiedział kołodziej. "Jak
śmiesz, ty kołodziej, krytykować książkę, którą czytam? Uzasadnij swoje
stwierdzenie albo umrzesz". "Cóż, mówiąc jako kołodziej", powiedział
mężczyzna, "oto jak natrze na tę sprawę:, kiedy wyrabiam, koło, jeśli
moje uderzenie jest za wolne, tnie głęboko, ale nie jest pewne; jeśli
moje uderzenie jest za szybkie, jest pewne, ale nie tnie głęboko.
Odpowiedniej szybkości, ani za szybko, ani za wolno, ręka nie nabierze,
jeśli nie będzie ona płynęła z serca. Jest to coś, czego nie da się ująć
słowami. Jest w tym sztuka, której nie mogę przekazać synowi. Dlatego
nie mogę pozwolić mu przejąć moją pracę, więc oto w wieku 75 lat nadal
robię koła. Moim zdaniem, tak samo musi być z tymi, którzy odeszli przed
nami. Wszystko, co było warte przekazania umarło wraz z nimi; resztę
umieścili w swoich książkach. Dlatego powiedziałem, że to, co czytasz,
to brud i szumowiny odeszłych ludzi".
LATARNIA ŚLEPCA
W dawnych czasach ludzie w Japonii często używali
papierowych latarni. Papier osłaniał zapaloną świecę, a był połączony
patykami z bambusa. Zdarzyło się, że ślepiec składał wizytę
przyjacielowi, a ponieważ było późno, zaproponowano mu, żeby zabrał z
sobą do domu latarnie. Roześmiał się na tę propozycję. "Dzień i noc są
dla mnie jednakowe", powiedział. "Cóż bym zrobił z latarnią?" Jego
przyjaciel powiedział: "To prawda, że nie potrzebujesz jej, żeby znaleźć
drogę do domu. Ale może pomóc, żeby ktoś nie wpadł na ciebie po ciemku".
Tak, więc ślepiec wyruszył w drogę z latarnią. Nie za długo, ktoś
zderzył się z nim pozbawiając go równowagi. "Hej, ty nieuważny
człowieku!" wykrzyknął ślepiec. "Nie widzisz latarni?" "Bracie",
powiedział nieznajomy, "twoja latarnia zgasła". Idziesz bardziej
bezpiecznie w swojej własnej ciemności, niż w świetle kogoś innego.
WYSOKA CIEMNA WIEŻA
Ze względu na charakter poszukiwania duchowego...
Pewien człowiek natrafił na wysoką wieżę i wszedłszy do środka
stwierdził, że jest całkiem ciemna. Macając dookoła, natrafił na kręte
schody. Ciekaw, gdzie wiodą, zaczął się wspinać, a gdy się wspinał,
odczuł rosnący w sercu niepokój. Obejrzał się, więc za siebie i z
przerażeniem zobaczył, że za każdym razem, gdy wchodził na stopień,
poprzedni odpadał i znikał. Przed nim schody wiły się w górę, a on nie
miał pojęcia, dokąd wiodą; za nim ziała olbrzymia czarna pustka.
LIN CHI MA PIĘCIU UCZNIÓW
... prawdziwi poszukiwacze należą do
rzadkości... Kiedy król odwiedzał klasztory wielkiego Mistrza Zeń Lin
Chi, był zdumiony dowiedziawszy się, że mieszka tam z nim ponad dziesięć
tysięcy mnichów. Chcąc znać dokładną liczbę mnichów, król zapytał: "Ilu
masz uczniów?" Lin Chi odpowiedział:, "Co najwyżej czterech lub pięciu".
WYSTAWIENIE STOPY POZA OKRĄG
... oszustów jest wielu... Pewne
małżeństwo, podczas swego miodowego miesiąca, miało właśnie iść do łóżka
w swym hotelu, kiedy wdarł się włamywacz. Narysował kredą na podłodze
okrąg, kiwnął na małżonka i powiedział: "Stań tutaj w tym okręgu. Jeśli
z niego wyjdziesz, przestrzelę ci głowę". Podczas gdy mąż stał tam
wyprostowany jak drut, włamywacz wziął wszystko, co mu wpadło w ręce,
wrzucił do worka i miał już uciekać, kiedy zobaczył śliczną pannę młodą
przykrytą prześcieradłem. Skinął na nią, włączył radio, kazał jej ze
sobą tańczyć, ściskał ją i całował - i byłby ją zgwałcił, gdyby z nim
dzielnie nie walczyła. Kiedy wreszcie włamywacz się ulotnił, kobieta
obróciła się do męża i wrzasnęła:, "Co z ciebie za mężczyzna, że stałeś
tam w środku tego okręgu, nic nie robiąc, podczas gdy mnie o mało, co
nie zgwałcono". "To nieprawda, że nic nie robiłem", zaprotestował
mężczyzna.? "No, co takiego zrobiłeś?? "Przeciwstawiałem mu się. Za
każdym razem, gdy był odwrócony do mnie tyłem, wystawiałem stopę poza
okrąg!?. Jesteśmy gotowi na ten rodzaj niebezpieczeństwa, któremu możemy
stawić czoła z bezpiecznej odległości.
EKSCYTUJĄCA ZAMIANA KRZESEŁ
Po trzydziestu latach oglądania telewizji,
mąż powiedział do żony: "Zróbmy dziś wieczorem coś naprawdę
ekscytującego". Natychmiast przyszły jej do. głowy wizje wieczoru w
mieście. "Świetnie!" powiedziała:, "Co proponujesz?" "No, zamieńmy się
krzesłami".
CYGAN
W małym nadgranicznym miasteczku żył staruszek, który mieszkał w
tym samym domu przez pięćdziesiąt lat. Pewnego dnia zadziwił wszystkich,
przeprowadzając się do sąsiedniego domu. Opadli go reporterzy z
miejscowych gazet pytając, dlaczego się przeprowadził. "Chyba odezwała
się we mnie dusza cygana", odpowiedział z uśmiechem samozadowolenia. Czy
słyszeliście o człowieku, który towarzyszył Krzysztofom Kolumbom w
wyprawie do Nowego Świata i cały czas się martwił, że może nie zdążyć na
czas z powrotem, żeby objąć schedę po starym krawcu wioskowym, i że ktoś
inny może mu sprzątnąć robotę. Żeby osiągnąć sukces w przygodzie zwanej
duchowością, musi się człowiek nastawić na wydobycie z życia jak
najwięcej. Większość ludzi zadowala się błahostkami takimi, jak
bogactwo, sława, wygody oraz towarzystwo ludzi. Pewien człowiek był tak
rozkochany w sławie, że był gotów zawisnąć na szubienicy, jeśliby przez
to jego nazwisko pojawiło się w czołówkach gazet. Czy naprawdę jest
jakaś różnica pomiędzy nim, a większością ludzi biznesu i polityków?
(Nie mówiąc o reszcie nas, którzy tak wielką wagę przywiązują do opinii
ludzkiej).
SERCE MYSZY
... bo brakuje jednej rzeczy podstawowej. Według
starożytnej baśni hinduskiej, mysz była ciągle zgnębiona z powodu
swojego strachu przed kotem. Czarodziej ulitował się nad nią i
przemienił ją w kota. Ale wtedy zaczęła obawiać się psa. Więc czarodziej
przemienił ją w psa. Wtedy zaczęła się bać pantery. Więc czarodziej
przemienił ją w panterę. Po tym była pełna strachu przed myśliwym. W tym
momencie czarodziej się poddał. Przemienił ją z powrotem w mysz mówiąc:
"Nic z tego, co dla ciebie robię, nie pomoże, ponieważ masz serce
myszy".
PÓJŚĆ DO NIEBA PO ŚMIERCI
Ksiądz wkroczył do gospody oburzony, że
znajduje tam tak wielu swych parafian. Zebrał ich razem i poprowadził do
kościoła. Potem z namaszczeniem powiedział: "Wszyscy ci, którzy chcą iść
do nieba, proszę stanąć tutaj po lewej stronie". Wszyscy przeszli na
lewą stronę oprócz jednego mężczyzny, który uparcie nie ruszył się z
miejsca. Ksiądz spojrzał na niego srogo i powiedział: "Nie chcesz iść do
nieba?" "Nie", rzekł mężczyzna. "Masz zamiar tam stać i mówić mi, że nie
chcesz po śmierci iść do nieba?" "Oczywiście, że po śmierci chcę iść do
nieba. Myślałem, że idziecie teraz!". Jesteśmy gotowi iść na całość -
tylko wtedy, gdy nie działają nasze hamulce.
BUDDYJSKA ZAKONNICA RYONEN
Buddyjska zakonnica zwana, Ryonen urodziła
się w roku 1779. Słynny wojownik japoński, Shingen, był jej dziadkiem.
Była uważana jedną z najpiękniejszych kobiet w całej Japonii i poetkę o
nieprzeciętnym talencie, więc już w wieku lat siedemnastu wybrano ją do
służby na dworze królewskim, gdzie wielce polubiła Jej Królewską
Wysokość Cesarzową. Otóż Cesarzowa zmarła nagłą śmiercią i Ryonen
przeżyła głębokie doświadczenie duchowe: uświadomiła sobie wyraźnie
przemijającą naturę wszystkich rzeczy. Wtedy to zdecydowała się na
studiowanie Zeń. Lecz jej rodzina nie chciała o tym słyszeć. Praktycznie
zmusili ją do małżeństwa, ale dopiero wtedy, kiedy wydobyła od nich i
swego przyszłego męża obietnicę, że po urodzeniu mu trojga dzieci będzie
mogła zostać zakonnicą. Warunek ten został spełniony, kiedy miała
dwadzieścia pięć lat. Wtedy ani prośby męża, ani nic innego na świecie
nie mogło jej odwieść od zamiaru, do którego przylgnęła sercem. Ogoliła
głowę, przybrała imię Ryonen (co oznacza jasno rozumieć) i wyruszyła na
swoje poszukiwania. Przyszła do miasta Edo i poprosiła Mistrza Tetsygyu,
żeby ją przyjął na ucznia. Spojrzał na nią i odrzucił ją, ponieważ była
zbyt piękna. Poszła, więc do innego Mistrza, Hakuo. Odrzucił ją z tego
samego powodu: jej piękność, powiedział, byłaby tylko źródłem kłopotów.
Zatem Ryonen napiętnowała sobie twarz rozpalonym żelazem, niszcząc w ten
sposób na zawsze swą fizyczną piękność. Kiedy stanęła znów przed Hakuo,
przyjął ją za ucznia. Ryonen napisała wiersz na odwrotnej stronie
lusterka, żeby upamiętnić to wydarzenie: Jako służebnica mojej
Cesarzowej paliłam kadzidło, żeby nadać woń moim ślicznym strojom. Teraz
jako bezdomny żebrak palę swą twarz, żeby wejść do świata Zeń. Kiedy
poznała, że nadszedł czas jej odejścia z tego świata, napisała inny
wiersz: Sześćdziesiąt sześć razy oczy te patrzyły na piękno jesieni...
Nie proś o więcej. Słuchaj tylko dźwięku sosen, kiedy nie ma
najmniejszego powiewu wiatru.
TANIEC BEZ STÓP
Pewnego razu w obozie koncentracyjnym żył więzień,
który, mimo, że skazany na stracenie, był nieustraszony i wolny. Pewnego
dnia zobaczono go na środku placu więziennego, grającego na gitarze.
Wielki tłum zebrał się, żeby posłuchać, bo oczarowani tą muzyką, stali
się tak samo nieustraszeni, jak on. Kiedy władze więzienne to zobaczyły,
zabroniły mężczyźnie grać. Lecz następnego dnia był tam znowu, śpiewając
i grając na gitarze, otoczony jeszcze większym tłumem. Strażnicy
odciągnęli go ze złością i kazali odrąbać mu palce. Na drugi dzień był z
powrotem, śpiewając i grając na ile mógł swymi krwawiącymi palcami. Tym
razem tłumy wiwatowały. Strażnicy znowu go odciągnęli i roztrzaskali mu
gitarę. Następnego dnia śpiewał z całego serca. Co za pieśń! Tak czysta
i podnosząca na duchu! Tłum włączył się i kiedy trwał śpiew, ich serca
stały się tak czyste jak jego, a ich duch tak samo niezwyciężony. Tym
razem strażnicy byli tak rozzłoszczeni, że kazali wyrwać mu język. Cisza
zaległa w o bozie, coś, co było nieśmiertelne. Ku zdumieniu wszystkich,
był z powrotem na swoim miejscu następnego dnia, kołysząc się i tańcząc
w rytm bezgłośnej muzyki, której nie słyszał nikt oprócz niego samego. I
wkrótce wszyscy trzymali się za ręce i tańczyli dookoła jego krwawiącej,
złamanej postaci pośrodku, podczas gdy strażnicy stali w zdumieniu jak
wrośnięci w ziemię. Sudha Cfiandran, współczesna hinduska tancerka
klasyczna, została powalona w kwiecie swej kariery tanecznej - całkiem
dosłownie, ponieważ trzeba było amputować jej prawą nogę. Kiedy
dorobiono jej sztuczną nogę, wróciła do tańca i nie do wiary, znowu
osiągnęła sukces. Kiedy zapytano ją, jak tego dokonał, powiedziała,
całkiem prosto: "Nie potrzeba stóp, żeby tańczyć".
PATRZEĆ NA DOŁEK
Pewien skąpiec ukrył swoje złoto pod drzewem w swoim
ogrodzie. Co tydzień wykopywał je i patrzył na nie godzinami. Pewnego
dnia złodziej wykopał złoto i uciekł z nim. Kiedy skąpiec przyszedł
następnym razem popatrzeć na swój skarb, znalazł tylko pusty dołek.
Mężczyzna zaczął wyć ze smutku, zbiegli się, więc jego sąsiedzi, żeby
zobaczyć, co się dzieje. Kiedy się dowiedzieli, jeden z nich zapytał:
"Czy korzystałeś coś z tego złota?? "Nie? rzekł skąpiec. "Patrzyłem
tylko na nie, co tydzień". "Cóż, zatem", powiedział sąsiad, "jeśli tylko
taką miałeś z niego korzyść, to równie dobrze mógłbyś przychodzić, co
tydzień i patrzeć na dołek". To nie ze względu na nasze pieniądze, ale
ze względu na naszą zdolność radowania się, jesteśmy bogaci albo biedni.
Zabiegać o bogactwo, a nie mieć zdolności radowania się, to jak być
łysym, który usiłuje zbierać grzebienie.
I TAK BĘDĘ MIAŁ 95 LAT
Reporter starał się wydobyć historię z życia
od bardzo wiekowego mężczyzny w rządowym domu dla starców. "Dziadku",
powiedział młody reporter, "jakbyś się czuł, gdybyś nagle dostał list
mówiący, że daleki krewny zostawił ci dziesięć milionów dolarów?"
"Synu", rzekł staruszek powoli, "i tak miałbym dziewięćdziesiąt pięć
lat, nieprawdaż?".
PERŁY ZA JEDZENIE
Pewnej nocy dwóch kupców drogich kamieni przybyło do
zajazdu na pustyni prawie o tej samej porze. Każdy był świadom obecności
drugiego i rozładowując swego wielbłąda, jeden z nich nie mógł oprzeć
się pokusie upuszczenia dużej perły na ziemię, jakby przez przypadek.
Potoczyła się ona w kierunku tego drugiego, który z udaną uprzejmością,
podniósł ją i zwrócił właścicielowi mówiąc: "Piękną masz perłę, panie.
Nadzwyczaj duża i lśniąca". "Jak uprzejmie z twojej strony, że tak
mówisz", rzekł ten drugi. "Jeśli o to chodzi, to jeden z mniejszych
klejnotów w mojej kolekcji". Beduin, który siedział przy ognisku i
zauważył tę scenę, podniósł się - zaprosił ich obydwu na posiłek. Kiedy
zaczęli jeść, taką opowiedział im historię: Ja także, moi przyjaciele,
byłem kiedyś jubilerem, jak wy. Pewnego dnia dopadła mnie na pustyni
wielka burza. Targała mną i moją karawaną w tą i tamtą stronę, aż
odłączyłem się od mojej świty i całkowicie zgubiłem drogę. Mijały dni, a
mnie ogarnęła panika, gdy sobie uświadomiłem, że kręcę się w kółko, nie
mając pojęcia gdzie jestem, lub, w jakim kierunku mam iść. Wtedy, prawie
nieżywy z głodu, rozładowałem wszystkie sakwy z grzbietu mojego
wielbłąda, po raz setny przeszukując je z lękiem. Wyobraźcie sobie moje
podniecenie, kiedy natrafiłem na woreczek, który poprzednio umknął mej
uwadze. Drżącymi palcami rozdarłem go, mając nadzieję, że znajdę coś do
jedzenia. Wyobraźcie sobie moje rozczarowanie, kiedy stwierdziłem, że
zawierał tylko perły".
PAŁAC ZAJAZDEM
Sufi o groźnym wyglądzie przybył do drzwi pałacu. Nikt
nie ośmielił się go zatrzymać, gdy podążył wprost do tronu, na którym
siedział świątobliwy Ibrahim ben Adam. ,?Czego chcesz?" zapytał król.
"Miejsca do spania w tym zajeździe" "To nie jest zajazd. To mój pałac".
"Mogę spytać, kto był właścicielem tego domu przed tobą? "Mój ojciec.
Już nie żyje". "A kto był właścicielem przed nim?? "Mój dziadek. On
także nie żyje". "I to miejsce, gdzie ludzie zatrzymują się na chwilę, a
potem ruszają dalej - czyżbyś powiedział, że to nie zajazd?". Wszyscy
znajdują się w poczekalni!
GODZINA ŻYCIA ZA FORTUNĘ
Pewien skąpiec zgromadził pięćset tysięcy
dinarów i cieszył się na rok przyjemnego życia, zanim zdecyduje się jak
najlepiej zainwestować pieniądze, gdy nagle Anioł Śmierci ukazał się
przed nim, żeby zabrać jego życie. Mężczyzna błagał i prosił, i używał
tysiąca argumentów, żeby pozwolono mu jeszcze trochę pożyć, ale Anioł
był nieugięty. "Daj mi trzy dni życia, a oddam ci połowę mego majątku",
błagał mężczyzna. Anioł nie chciał o tym słyszeć i zaczął go ciągnąć.
"Daj mi tylko jeden dzień, błagam cię, a będziesz mógł mieć wszystko, co
nagromadziłem w takim pocie czoła i trudzie". Anioł był nadal nieugięty.
Mężczyzna zdołał wymusić na Aniele tylko jedno małe ustępstwo - parę
chwil do napisania tej karteczki: "O ty, kimkolwiek jesteś, który
znajdziesz tą kartę, jeśli masz, za co żyć, nie trać życia na
gromadzenie fortun. Żyj! Za moje pięćset tysięcy dinarów nie byłem w
stanie kupić jednej godziny życia!". Kiedy umierają milionerzy i ludzie
pytają "Ile zostawili?" odpowiedź, oczywiście, brzmi: "Wszystko". A
czasami: "Nie zostawili. Zostali od tego oderwani".
KIEDY BÓG SIĘ ŚMIEJE
Mistyk hinduski Ramakrishna zwykł był mówić: Bóg
się śmieje przy dwóch okazjach. Śmieje się, kiedy słyszy, jak lekarz
mówi do matki: "Niech się pani nie obawia, wyleczę chłopca". Bóg mówi do
siebie: "Planuję zabrać życie tego dziecka, a ten człowiek uważa, że
umie je uratować!". Również śmieje się, kiedy widzi jak dwaj bracia
dzielą swą ziemię linią graniczną, mówiąc: "Ta strona należy do mnie, a
tamta do ciebie". Mówi do siebie: "Wszechświat do mnie należy, a oni
twierdzą, że są właścicielami jego części!". Kiedy przyszli powiedzieć
człowiekowi, że jego dom zabrała powódź, roześmiał się i powiedział:
"Niemożliwe! Mam klucz do domu tutaj w kieszeni!".
NAWET TY NIE NALEŻYSZ DO SIEBIE
A Budda powiedział: "Ta ziemia jest
moja, ci synowie są moi" - takie są słowa głupca, który nie rozumie, że
nawet on nie należy do siebie. Naprawdę nigdy nie posiadasz rzeczy, Masz
je tylko na chwilę na przechowaniu. Jeśli nie jesteś w stanie ich oddać,
to one cię trzymają. Cokolwiek cenisz jak skarb, musi być trzymane w
zgłębieniu dłoni, jak trzyma się wodę. Starasz się to pochwycić i już
tego nie ma. Przywłaszcz to sobie, a usmarujesz to. Uwolnij i jest na
zawsze twoje
SKARB W ZNIKAJĄCEJ GÓRZE
Oto historia, którą Mistrz opowiedział
uczniom, żeby pokazać, jaką szkodę może wy rządzić jedno błahe
przywiązanie tym, którzy stali się bogaci w dary duchowe: Pewien
wieśniak przejeżdżał raz obok jaskini górskiej, dokładnie podczas tego
rzadkiego momentu, kiedy pojawiała się ona w magiczny sposób wszystkim
tym, którzy pragnęli się wzbogacić jej skarbami. Wszedł on do jaskini i
znalazł całe góry klejnotów i drogich kamieni, które szybko zapakował do
juków swego muła, znał, bowiem legendę, według której jaskinia otwierała
się na bardzo ograniczony okres czasu, tak, więc jej skarby trzeba było
zabierać w pośpiechu. Osiołek był w pełni objuczony i wieśniak ruszył w
drogę, radując się swym szczęściem, gdy nagle przypomniał sobie, że
zostawił w jaskini swój kij! Zawrócił i wbiegł do jaskini. Lecz nadszedł
już czas, żeby jaskinia zniknęła, tak, więc zniknął wraz z nią i nigdy
więcej go nie widziano. Mieszkańcy wioski, poczekawszy na niego rok lud
dwa, sprzedali skarb, który znaleźli na osiołku i stali się
spadkobiercami fortuny nieszczęśnika. Kiedy wróbel buduje gniazdo w
lesie, zajmuje zaledwie jedną gałąź. Kiedy jeleń gasi pragnienie w
rzece, pije nie więcej, niż może pomieścić jego brzuch. My gromadzimy
rzeczy, ponieważ nasze serca są puste.
NONOKO I ZŁODZIEJ
Był sobie stary Mistrz Zeń zwany Nonoko, który
mieszkał samotnie w chatce u podnóża góry. Pewnej nocy, kiedy Nonoko
siedział medytując, do chatki włamał się jakiś nieznajomy i wymachując
mieczem, zażądał od Nonoko pieniędzy. Nie przerywając medytacji, Nonoko
zwrócił się do mężczyzny: "Wszystkie moje pieniądze są tam w misce na
półce. Weź ile ci potrzeba, ale zostaw mi pięć jenów. W przyszłym
tygodniu muszę zapłacić podatek". Nieznajomy wypróżnił miskę ze
wszystkich pieniędzy, które zawierała i wrzucił do niej z powrotem pięć
jenów. Wziął sobie również cenną wazę, którą znalazł na półce. "Nieś tę
wazę ostrożnie", powiedział Nonoko. "Łatwo popęka?. Nieznajomy jeszcze
raz rozejrzał się po małym pustym pokoju i zamierzał odejść. "Nie
powiedziałeś, dziękuję", rzekł Nonoko. Mężczyzna podziękował i wyszedł.
Następnego dnia w całej wsi wrzało. Wiele osób twierdziło, że zostało
obrabowanych. Ktoś zauważył, że brakuje wazy na półce w chatce Nonoko i
zapytał, czy on też padł ofiarą włamywacza. "Och, nie", powiedział
Nonoko.,,Dałem wazę jakiemuś nieznajomemu razem z pewną sumą pieniędzy.
Podziękował mi i wyszedł. Dość sympatyczny facet, tylko trochę
nieostrożny w obchodzeniu się mieczem".
ZŁODZIEJ W MECZECIE
Bogaty muzułmanin poszedł do meczetu po przyjęciu
i musiał zdjąć swe drogie buty i zostawić je na zewnątrz. Kiedy wyszedł
po modlitwie, butów nie było. "Jakże głupio z mojej strony", powiedział
do siebie. "Zostawiając tutaj bezmyślnie te buty, stworzyłem komuś
sposobność ukradzenia ich. Chętnie byłbym mu je dał. Teraz jestem
odpowiedzialny za powołanie złodzieja".
SOKRATES NA RYNKU
Będąc prawdziwym filozofem, Sokrates wierzył, że
człowiek mądry będzie instynktownie wiódł skromne życie. On sam nie
nosił nawet butów; jednakże stale ulegał czarowi targu i często tam
chodził, żeby popatrzeć na te wszystkie wystawione towary. Kiedy jeden z
przyjaciół zapytał go, dlaczego tam chodzi, Sokrates powiedział:
"Uwielbiam odkrywać, bez jak wielu rzeczy, jestem doskonale szczęśliwy".
Duchowość to nie wiedza, czego się pragnie, lecz zrozumienie, czego się
nie potrzebuje.
ZWYKŁA HERBATA JEST NAJLEPSZA
Ludzie byli znani z tego, że czynili
życie bogatym, dla siebie i innych, mając niewiele majętności. Była w
Japonii grupa starszych panów, którzy spotykali się, by wymienić nowiny
i napić się herbaty. Jedną z ich rozrywek było, poszukiwanie kosztownych
rodzajów herbaty i tworzenie nowych mieszanek, które by cieszyły
podniebienie. Kiedy nadeszła kolej najstarszego członka grupy, żeby
ugościł pozostałych, podał on herbatę z największą ceremonią,
odmierzając listki ze złotego pojemnika. Wszyscy wyrażali dla herbaty
najwyższe pochwały i chcieli wiedzieć, przez jakie to szczególne
połączenie, osiągnął tak doskonałą mieszankę. Staruszek uśmiechnął się i
rzekł: "Panowie, herbata, którą uważacie za tak doskonałą, to herbata,
którą piją chłopi na mojej farmie. Najlepsze rzeczy w życiu nie są ani
kosztowne, ani trudne do znalezienia".
GURU I PERŁY
Gdy guru siedział na brzegu rzeki pogrążony w medytacji,
uczeń pochylił się i położył u jego stóp dwie olbrzymie perły na znak
szacunku i oddania. Guru otworzył oczy, podniósł jedną z pereł i trzymał
ją tak nieuważnie, że wyślizgnęła mu się z ręki i potoczyła po skarpie
do rzeki. Przerażony uczeń skoczył za nią do rzeki, lecz, mimo, że
nurkował wielokrotnie do wieczora, nie miał szczęścia. W końcu, cały
mokry i wyczerpany, wyrwał guru z medytacji; "Widziałeś, gdzie spadła.
Pokaż mi to miejsce tak, żebym mógł ją dla ciebie odzyskać". Guru
podniósł drugą perłę, wrzucił ją do rzeki i powiedział: "Właśnie tam!".
Nie staraj się posiadać rzeczy, ponieważ nie da się naprawdę posiadać
rzeczy. Upewnij się tylko, że nie jesteś w ich posiadaniu, a będziesz
władcą stworzenia.
BUDDA I PRANSANJTT
Kiedy Budda przybył do stolicy Króla Pransanjit,
król osobiście wyszedł do niego.. Był on przyjacielem ojca Buddy i
słyszał o wyrzeczeniu się świata przez chłopca. Starał się, więc
przekonać Buddę, żeby porzucił życie wędrownego żebraka i powrócił do
pałacu, myśląc, że oddaje przysługę swemu staremu przyjacielowi. Budda
spojrzał w oczy Pransanjitowi i powiedział: "Powiedz mi prawdę. Przy
całej twojej zewnętrznej wesołości, czy twoje królestwo dało ci jeden
dzień szczęścia?" Pransanjit spuścił oczy i nie odpowiedział. Nie ma
większej radości, niż nie mieć powodu do smutku; nie. ma większego
bogactwa, niż zadowolenie z tego, co się ma.
MAŁPA I HIENA
Małpa i hiena szły przez las, gdy hiena powiedziała: "Za
każdym razem, kiedy przechodzę obok tych krzaków, wyskakuje z nich lew i
maltretuje mnie. Nie wiem, dlaczego?" "Pójdę z tobą tym razem",
powiedziała małpa, "i stanę po twojej stronie przeciwko lwu". Zaczęły,
więc iść obok krzaków, kiedy lew rzucił się na hienę i poturbował ją
prawie na śmierć. W tym czasie małpa obserwowała wydarzenia bezpieczna
na drzewie, na które się wdrapała w chwili, gdy pojawił się lew.
,?Dlaczego nie zrobiłaś nic, żeby mi pomóc?" wyjęczała hiena.
Powiedziała małpa: "Śmiałaś się tak bardzo, że myślałam, że zwyciężasz".
ZŁOTA MISKA NAGARJUNA
Wielki święty buddyjski Nagarjuna chodził nagi,
za wyjątkiem przepaski na biodra i, co dziwne, złotej miseczki
żebraczej, podarowanej mu przez króla, który był jego uczniem. Pewnej
nocy miał się właśnie ułożyć do snu wśród ruin starożytnego klasztoru,
gdy zauważył złodzieja czającego się za jedną z kolumn. "Masz, weź to",
powiedział Nagarjuna, wyciągając miskę żebraczą. "Tym sposobem nie
będziesz mi przeszkadzał, kiedy już zasnę". Złodziej chciwie porwał
miskę i uciekł - żeby powrócić następnego ranka z miską i z prośbą.
Powiedział:, "Kiedy tak dobrowolnie oddałeś tą miskę zeszłej nocy,
sprawiłeś, że poczułem się bardzo ubogi. Naucz mnie jak zdobyć te
bogactwa, które umożliwiają taki rodzaj beztroskiego oderwania". Nikt
nie może ci odebrać tego, czego nigdy sam nie wziąłeś.
JUNAID NIE PRZYJMUJE ZŁOTYCH MONET
Jeden ze zwolenników Junaida
przyszedł do niego z sakiewką pełną złotych monet. "Masz więcej złotych
monet?" zapytał Junaid. "Tak, dużo więcej". "I jesteś do nich
przywiązany?" "Tak". ,?Zatem musisz te również zatrzymać, bowiem twoja
potrzeba jest większa niż moja. Widzisz, skoro nic nie mam i niczego nie
pragnę, jestem dużo bogatszy niż ty". Serce oświeconego jest jak
zwierciadło: Niczego nie chwyta, niczego nie odrzuca; przyjmuje, ale nie
zatrzymuje.
WOLNA DZIAŁKA KWAKRA
Pewien kwakier postawił taki znak na wolnym
kawałku ziemi obok swego domu: TA ZIEMIA BĘDZIE DANA TEMU, KTO JEST
NAPRAWDĘ ZADOWOLONY.
Bogaty farmer, który przejeżdżał obok, zatrzymał
się, żeby przeczytać napis i powiedział do siebie: "Skoro nasz
przyjaciel kwakier jest taki chętny do rozstania się z tą działką,
mógłbym równie dobrze jej zażądać, zanim uczyni to ktoś inny. Jestem
bogatym człowiekiem i mam wszystko, co mi potrzeba, więc na pewno się
kwalifikuję". Mówiąc to podszedł do drzwi i wyjaśnił, po co przyszedł.
"I jesteś naprawdę zadowolony?" zapytał kwakier. "Doprawdy jestem, bo
mam wszystko, co mi potrzeba". "Przyjacielu", powiedział Kwakier, "jeśli
jesteś zadowolony, po co chcesz tej ziemi?". Podczas gdy inni zabiegają
o bogactwo, oświeceni, będąc zadowoleni z tego, co mają, posiadają je
bez zachodu. Będąc w pełni zadowoleni są bogaci jak królowie. Sam król
jest nędzarzem, gdy jego królestwo mu nie wystarcza.
KIEDY KRÓL PYRRUS BĘDZIE ZADOWOLONY?
Do króla Pyrrusa z Epiru podszedł
jego przyjaciel, Cyneasz i zapytał:, "Jeśli podbijesz Rzym, co potem
zrobisz, panie?" Pyrrus odpowiedział: "Obok jest Sycylia i będzie łatwo
ją wziąć". "A co zrobimy po zdobyciu Sycylii?" "Wtedy przeniesiemy się
do Afryki i złupimy Kartaginę". "A po Kartaginie, panie?" "Przyjdzie
kolej na Grecję". "A można spytać, jaki będzie owoc tych wszystkich
podbojów?" "Wtedy", powiedział Pyrrus, "będziemy mogli usiąść i używać
sobie". Czy nie możemy", powiedział Cyneasz, "używać sobie teraz? Biedni
sądzą, ze będą szczęśliwi, gdy się wzbogacą. Bogaci myślą, że będą
szczęśliwi, gdy pozbędą się swych wrzodów.
STRACIŁEM DWA DOLARY
Mąż i żona pojechali z wizytą do przyjaciół do
innej części kraju i zabrano ich na wyścigi. Oczarowani widokiem
ścigających się koni, robili oni cały wieczór zakłady, aż zostały im
tylko dwa dolary. Następnego dnia mężczyzna przekonał żonę, żeby mu
pozwoliła iść samemu na tor. W pierwszym wyścigu biegł koń, na którego
zakłady wynosiły pięćdziesiąt do jednego. Postawił na tego konia i
wygrał. Wszystkie pieniądze, które wygrał postawił na innego konia,
mającego słabe szansę i znowu wygrał. Robił tak przez cały wieczór i
cały jego zarobek osiągnął sumę pięćdziesiąt siedem tysięcy dolarów. W
drodze do domu mijał kasyno gry. Wewnętrzny głos, ten sam, który zdawał
się nim kierować przy wyborze koni, wydawał się mówić: "Zatrzymaj się
tutaj i wejdź". Zatrzymał się wiec, wszedł i znalazł się przed kołem
ruletki. Ten sam głos powiedział: "Numer trzynaście". Mężczyzna postawił
całe pięćdziesiąt siedem tysięcy na numer trzynasty. Koło zakręciło się.
Krupier ogłosił: "Numer czternaście". Tak, więc mężczyzna poszedł do
domu z pustymi kieszeniami. Żona zawołała do niego z werandy: "Jak
poszło?" Mąż wzruszył ramionami, "Straciłem te dwa dolary", powiedział.
Jak się nad tym zastanowić, nigdy nie traci się więcej, bez względu na
to, co się traci.
NIEWZRUSZONY BUDDA
Budda zdawał się być niewzruszony obelgami,
rzucanymi na niego przez gościa. Kiedy później uczniowie zapytali go o
sekret jego pogody, powiedział: "Wyobraźcie sobie, co by było, gdyby
ktoś postawił przed wami ofiarę, a wy nie podnieślibyście jej, lub gdyby
ktoś wysłał wam list, którego byście nie otworzyli; jego treść nie
miałaby na was wpływu, nieprawdaż? Róbcie tak za każdym razem, gdy was
lżą, a nie stracicie swej pogody". Jedyny rodzaj godności, który jest
prawdziwy, to ten, którego nie zdoła pomniejszyć brak szacunku innych.
Nie pomniejszysz majestatu wodospadu Niagara, plując na niego.
NIE PATRZEĆ, KIEDY ON KLNIE
Dwaj mieszkańcy domu dla głuchoniemych
pokłócili się. Kiedy przyszedł urzędnik, żeby wyjaśnić sprawę, zastał
jednego z nich stojącego plecami do drugiego i trzęsącego się ze
śmiechu. ,?Z czego się śmiejesz? Czemu twój partner jest taki zły?"
zapytał urzędnik językiem migowym. ,?Ponieważ", odparł niemowa, także na
migi, "on chce na mnie kląć, a ja nie chcę się patrzeć!".
POPISYWANIE SIĘ NA DYWANIKU MODLITEWNYM
Pewnego dnia Hasan z Basry
zobaczył Rabi'a al Adawiya w pobliżu brzegu rzeki. Rzuciwszy na wodę
swój modlitewny dywanik, wszedł na niego i powiedział: "O Rabi'a, chodź,
pomodlimy się razem". Rabi'a powiedziała: "O Hasanie, dlaczego
wystawiasz się, jak sprzedawca na bazarze tego świata? Robisz to z
powodu swojej słabości". Mówiąc to rzuciła swój dywanik modlitewny w
powietrze, pofrunęła na niego i powiedziała: "Chodź tutaj Hasanie, tak,
żeby ludzie nas widzieli". Lecz było to więcej, niż mógł dokonać Hasan,
więc się nie odezwał. Rabi'a, chcąc zdobyć jego serce, powiedziała: "O
Hasanie, ryba może zrobić to, co ty zrobiłeś, a mucha to, co ja.
Prawdziwa praca wykracza poza to; tym się musimy zająć".
BUDDA I BANDYTA
Pewnego razu zagroził Buddzie śmiercią bandyta zwany
Angulimal. "Bądź, zatem łaskaw spełnić moje ostatnie życzenie",
powiedział Budda. "Odetnij tę gałąź z tego drzewa". Jedno ciecie mieczem
i było zrobione! "Co teraz?" zapytał bandyta. "Przyłóż ją z powrotem",
powiedział Budda. Bandyta roześmiał się. "Musisz być szalony, jeśli
uważasz, że ktokolwiek może to zrobić". "Wprost przeciwnie, to ty jesteś
szalony, jeśli sądzisz, że jesteś potężny, bo możesz ranić i niszczyć.
To jest zadanie dla dzieci. Wielcy wiedzą, jak tworzyć i leczyć. Taran
oblężniczy może zburzyć mur; nie może zaleczyć wyłomu.
LULU
Gość odwiedzający dom dla umysłowo chorych, natrafił na jednego z
jego mieszkańców, który kołysał się na krześle w przód i w tył i gruchał
raz po raz miękko i z zadowoleniem: "Lulu, Lulu..." ,?Co gnębi tego
człowieka?" zapytał lekarza. "Lulu. Była kobietą, która go rzuciła",
padła odpowiedź lekarza. Gdy kontynuowali obchód, przyszli do celi
obitej materacami, której mieszkaniec bił raz po raz głowę w ścianę,
jęcząc: "Lulu, Lulu...". "Czy tego człowieka też gnębi Lulu?" zapytał
gość. "Tak", powiedział lekarz. "To jego Lulu ostatecznie poślubiła". W
życiu są tylko dwa nieszczęścia: gdy się nie dostanie tego, do czego
jest się przywiązanym i gdy się to, do czego jest się przywiązanym,
dostanie.
SZYBKIE POLECENIE PRZEZ TELEFON
Młody dyrektor firmy zadzwonił pewnego
dnia do swego zagranicznego przedstawiciela i szorstko oznajmił:
"Dzwonię, żeby wydać instrukcje. Rozmowa nie będzie trwała dłużej niż
trzy minuty. Ja będę mówił, a pan ma nie przerywać. Jakiekolwiek uwagi
czy zapytania, jakie pan ma, mają być przesłane mi później
telegraficznie". Powiedziawszy to, zaczął przekazywać swoją wiadomość.
Jego sposób przekazywania był tak szybki, że skończył trochę przed
czasem. "Zostało nam dwadzieścia sekund", powiedział do człowieka po
drugiej stronie. "Ma pan coś do powiedzenia?" "Tak", padła odpowiedź.
"Mówił pan tak szybko, że słowa nie mogłem zrozumieć". Dobry sposób na
przebycie mniejszej odległości w dłuższym czasie, to iść szybciej.
TRZYDZIEŚCI LAT NA OŚWIECENIE
Młody człowiek przyszedł do pewnego
Mistrza i zapytał: "Ile czasu będę najprawdopodobniej potrzebował, żeby
osiągnąć oświecenie?" Rzekł Mistrz: "Dziesięć lat". Młody człowiek był
zaszokowany. "Tak długo?" zapytał z niedowierzaniem. Powiedział Mistrz:
"Nie, to był błąd. Będziesz potrzebował dwadzieścia lat" Młody człowiek
zapytał:, "Dlaczego podwoiłeś liczbę?" Powiedział Mistrz:, "Jeśli się
nad tym zastanowić, w twoim przypadku prawdopodobnie będzie to
trzydzieści". Niektórzy ludzie nigdy się nic nie nauczą, ponieważ łapią
wszystko zbyt szybko. Mądrość, bowiem nie jest stacją, do której się
przyjeżdża, lecz sposobem podróżowania. Jeśli będziesz podróżował zbyt
szybko, nie zauważysz krajobrazu. Wiedzieć dokładnie, gdzie się idzie,
może być najlepszym sposobem na pobłądzenie. Nie wszyscy, którzy się
błąkają, błądzą.
WSZYSTKO JEST RELIGIĄ
Amerykański kaznodzieja w Pekinie zapytał
kelnera w restauracji, czym dla Chińczyków jest Religia. Kelner
wyprowadził go na balkon i zapytał:, "Co pan widzi?" "Widzę ulicę i
domy, i idących ludzi, i kursujące autobusy, i taksówki". ,?Co jeszcze?"
"Drzewa?, "Co jeszcze?" "Wieje wiatr" Chińczyk wyciągnął ramiona i
wykrzyknął: "To jest Religia, proszę pana". Poszukujesz jej, tak jak
ktoś, kto szuka wzroku z otwartymi oczami! Jest zbyt przejrzysta, przeto
trudno ją zobaczyć.
JAK OSIĄGNĄĆ TAO
Uczeń:, "Co to jest Tao?" Mistrz: "Wszystko jest
Tao?. Uczeń: "Jak mogę go osiągnąć? Mistrz: "Jeśli będziesz się starał
go osiągnąć, rozminiesz się z nim". Nikt nigdy nie jest naturalny, kto
stara się być naturalny, lub stara się nie starać.
STARA KOBIETA I MNICH
Pewna stara kobieta w Chinach utrzymywała mnicha
przez ponad dwadzieścia lat. Wybudowała mu chatkę i karmiła go, podczas
gdy on spędzał swój czas na medytacji. pod koniec tego okresu zaczęła
się zastanawiać, jaki postęp uczynił ten człowiek. Postanowiła wystawić
go na próbę, werbując do pomocy dziewczynę płonącą pożądaniem. "Idź do
chaty", powiedziała do dziewczyny, "i obejmij go. Potem powiedz: Co
teraz zrobimy?" Dziewczyna złożyła w nocy wizytę mnichowi i zastała go
na medytacji. Bez dalszych ceregieli zaczęła go pieścić i powiedziała:
"Co teraz zrobimy?" Mnich wpadł w wielką wściekłość na taką
impertynencję. Złapał za miotłę i wygnał dziewczynę z chatki. Kiedy
wróciła i zdała relację z tego, co się stało, staruszka była oburzona.
"I pomyśleć, że karmiłam tego faceta przez dwadzieścia lat",
wykrzyknęła. "Nie wykazał żadnego zrozumienia dla twojej potrzeby,
żadnej skłonności do pokierowania tobą w twym błędzie. Nie musiał ulegać
namiętności, ale po tylu latach modlitwy, mógł przynajmniej rozwinąć w
sobie trochę współczucia".
OBJAWIĆ MANTRE WSZYSTKIM
Wyznawca uklęknął, by zostać przyjętym na
ucznia. Guru wyszeptał mu do ucha świętą mantre, ostrzegając go przed
wyjawieniem jej komukolwiek. "Co się stanie, jeśli to zrobię?" zapytał
wyznawca. Powiedział guru: "Ten, komu wyjawisz mantre będzie wyzwolony z
więzów niewiedzy i cierpienia, lecz ty sam będziesz wykluczony spośród
grona uczniów i będziesz cierpiał potępienie". Skoro tylko usłyszał te
słowa, wyznawca popędził na rynek, zgromadził wokół siebie wielki tłum i
powtórzył świętą mantre, tak, żeby wszyscy słyszeli. Uczniowie donieśli
później o tym guru i zażądali, żeby człowiek ten został wyrzucony z
klasztoru za nieposłuszeństwo. Guru uśmiechnął się i powiedział: "On nie
potrzebuje niczego, czego ja mogę nauczyć. Jego działanie pokazało, że
on sam jest guru!".
JAK BUDDA ZNALAZŁ DROGĘ ŚRODKA
Kiedy Budda po raz pierwszy rozpoczął
swe poszukiwanie duchowe, praktykował wiele umartwień. Pewnego dnia
zdarzyło się, że dwaj muzycy przechodzili obok drzewa, pod którym
siedział pogrążony w medytacji. Jeden mówił do drugiego: "Nie naciągaj
za bardzo strun swojej gitary, bo się zerwą. Nie trzymaj ich też zbyt
luźno, bo nie dobędziesz z nich muzyki. Trzymaj się drogi środka". Słowa
te uderzyły Buddę z taką siłą, że zrewolucjonizowały jego całe podejście
do duchowości. Był przekonany, że zostały one powiedziane dla niego. Od
tej chwili zrezygnował ze wszystkich umartwień i zaczął podążać drogą,
która był łatwa i lekka, drogą umiarkowania. Rzeczywiście, jego
podejście do oświecenia nazywane jest Drogą Środka.
DWIE GWIAZDY NAD GÓRĄ
Był raz bardzo surowy człowiek, który nic nie
brał do jedzenia i picia, gdy słońce było na niebiosach. Jakby na znak
aprobaty nieba dla jego surowego trybu życia, błyszcząca gwiazda
świeciła na szczycie pobliskiej góry, widoczna dla wszystkich w pełnym
świetle dziennym, chociaż nikt nie wiedział, co ją tam sprowadziło.
Pewnego dnia mężczyzna postanowił wspiąć się na górę. Mała dziewczynka
ze wsi nalegała, żeby z nim iść. Dzień był ciepły i wkrótce obydwoje
poczuli pragnienie. Mężczyzna namawiał dziecko do napicia się, ale nie
chciało, o ile on również się nie napije. Biedak był w kłopocie. Nie
chciał przerwać swego postu, lecz nie mógł znieść, że dziecko cierpi z
pragnienia. W końcu napił się. A dziecko wraz z nim. Przez długi czas
nie śmiał spojrzeć w niebo, bo obawiał się, że gwiazda zniknęła. Więc
wyobraźcie sobie jego zdziwienie, gdy spojrzawszy po chwili, zobaczył
dwie gwiazdy świecące jasno nad górą.
UROJONE ZATRUCIE POKARMOWE
Istoty ludzkie reagują, nie na
rzeczywistość, lecz na idee w swoich głowach... Grupie turystów,
zagubionej gdzieś na wsi, podano do jedzenia stare racje żywnościowe.
Przed zjedzeniem sprawdzili pokarm rzucając trochę psu, któremu zdawał
się on smakować i nie zaszkodził. Następnego dnia dowiedzieli się, że
pies zdechł. Wszyscy wpadli w panikę. Wielu zaczęło wymiotować i skarżyć
się na gorączkę i dezynterię. Wezwano lekarza, żeby leczyć ofiary
zatrucia pokarmowego. Lekarz rozpoczął od pytania, co się stało ze
zwłokami psa. Przeprowadzono dochodzenie. Sąsiad powiedział obojętnie:
"A, wrzucono go do rowu, bo go przejechał samochód".
STRACH ZABRAŁ 50.000
Zaraza była w drodze do Damaszku i przemknęła
obok karawany wodza na pustyni. "Dokąd pędzisz?" zapytał wódz. "Do
Damaszku. Mam zamiar zabrać tysiąc istnień". W drodze powrotnej z
Damaszku, Zaraza znowu mijała karawanę. Wódz powiedział: "Zabrałaś
pięćdziesiąt tysięcy istnień, a nie tysiąc". "Nie", rzekła Zaraza. "Ja
wzięłam tysiąc. To strach zabrał resztę".
ODRÓŻNIANIE CHŁOPCÓW OD DZIEWCZYNEK
Widzą, nie to, co jest, ale to, co
ich nauczono widzieć. Tommy właśnie wrócił z plaży. "Czy były tam inne
dzieci?" zapytała go matka. "Tak", powiedział Tommy. "Chłopcy czy
dziewczynki?" "Skąd mogłem wiedzieć! Nie mieli na sobie ubrań'
EGZYSTENCJA WINDOWA
Ich kultura i uwarunkowania oferują im
"egzystencję windową". Niecierpliwa matrona nacisnęła guzik windy i
złościła się, ponieważ nie pojawiła się natychmiast. Kiedy w końcu
przyjechała, matrona warknęła do windziarza: "Gdzie się pan podziewał?"
"Proszę pani, gdzie można pojechać windą?".
KLATKA W WYOBRAŹNI
Mury, które ich więżą są myślowe, nie prawdziwe.
Niedźwiedź chodził tam i z powrotem dwadzieścia stóp, które stanowiły
długość klatki. Kiedy, po pięciu latach, usunięto klatkę, niedźwiedź
dalej chodził tam i z powrotem te dwadzieścia stóp, jakby klatka tam
nadal była. Bo ona była. Dla niego!
DWÓCH PIJANYCH POŻYCZA AUTOBUS
Dwóch panów o chwiejnym kroku czekało
niecierpliwie na końcowym przystanku autobusowym późno w nocy, kiedy
autobusy przestały już dawno kursować. Kilka godzin upłynęło, zanim się
w swym pijackim otępieniu zorientowali, że odszedł już ostatni autobus.
Widząc, kilkanaście autobusów zaparkowanych w zajezdni, postanowili
pożyczyć jeden i odwieść się do domu. Ku swemu rozczarowaniu, nie mogli
znaleźć autobusu, który chcieli. "Dasz wiarę?" powiedział jeden z nich.
"Sto autobusów, a wśród nich ani jednego z numerem 36!" "Nie szkodzi!"
rzekł drugi. "Pojedziemy autobusem nr 22 do jego ostatniego przystanku,
a resztę -te dwie mile - pójdziemy do domu piechotą".
FOBIA KANAPKOWA
To, co kochają lub nienawidzą, to nie istota rzeczy
lub osób, lecz tylko ich konfiguracja. U młodego chłopca wystąpiła
fobia, którą nie można było nazwać inaczej jak kanapkową. Za każdym
razem, gdy widział kanapkę, drżał i wrzeszczał ze strachu. Jego matka
była tak tym zaniepokojona, że zabrała go do terapeuty, który
powiedział: "Fobię tę łatwo usunąć. Proszę zabrać chłopca do domu i
pokazać mu, jak robi pani kanapkę od początku do końca. Rozwieje to
jakiekolwiek niemądre wyobrażenie, jakie ma o kanapce i przestanie się
trząść i krzyczeć". Tak właśnie matka zrobiła. Wzięła do ręki dwie
kromki chleba i powiedziała: "Czy boisz się tego?" Chłopiec powiedział:
"Nie". Pokazała mu masło. Bał się tego? Nie, nie bał się. Pokazała mu,
jak rozsmarowuje masło na chleb. Następnie przyszła kolej na sałatę. Bał
się tego? Nie, nie bał. Sałata została położona na chlebie. A co on na
plasterki pomidora? Czy jest się czego bać? Nie, nie było. Poszły więc
na wierzch sałaty. Obawia się pasków bekonu? Nie obawia zupełnie. Poszły
więc na wierzch plasterków pomidora. Potem wyciągnęła nałożoną kromkę w
każdej ręce i pokazała kromki chłopcu. Nadal nie było obawy. Lecz w
chwili, gdy złożyła dwie kromki razem w formie kanapki, wrzasnął:
"Kanapka! Kanapka!", bardzo przestraszył się i zaczął drżeć. Młody
mężczyzna niewidomy od urodzenia, zakochał się w dziewczynie. Wszystko
szło dobrze, dopóki przyjaciel nie powiedział mu, że dziewczyna nie jest
zbyt ładna. W tym momencie przestał się nią interesować. Fatalnie!
"Widział" ją do tej pory bardzo dobrze. To jego przyjaciel był ślepy.
KAMIEŃ FILOZOFICZNY
Zbadaj to, co lubią nazywać wolnym i
odpowiedzialnym zachowaniem, a prawdopodobnie stwierdzisz, nie świadome
działanie, lecz mechaniczne odruchy. Mówią, że kiedy spalono wielką
Bibliotekę Aleksandryjską, ocalała tylko jedna książka. Była to bardzo
zwyczajna książka, nudna i nieciekawa, więc sprzedano ją za parę groszy
biedakowi, który ledwie umiał czytać. Jednakże książka ta, jakkolwiek na
nudną i nieciekawą wyglądała, była prawdopodobnie najcenniejszą książką
na świecie, gdyż na wewnętrznej stronie tylnej okładki nagryzmolono
dużymi, okrągłymi literami parę zdań, które zawierały tajemnicę Kamienia
Filozoficznego - małego kamyczka, który mógł wszystko, czego dotknął,
zamienić w czyste złoto. Napis oznajmiał, że ten cenny kamyk leży,
gdzieś na brzegu Morza Czarnego wśród tysięcy innych kamieni, które są
identyczne jak ten, tyle tylko, że podczas gdy pozostałe kamienie są
zimne w dotyku, ten jeden jest ciepły, jak gdyby był żywy. Mężczyzna
uradował się swoim szczęściem. Sprzedał wszystko, co miał, pożyczył dużą
sumę pieniędzy, która wystarczyłaby mu na rok i wyruszył nad Morze
Czarne, gdzie rozbił namiot i rozpoczął mozolne poszukiwania Kamienia
Filozoficznego. Zabrał się do tego w następujący sposób: podnosił kamyk;
jeżeli był zimny w dotyku, nie rzucał go z powrotem na brzeg, ponieważ
gdyby tak zrobił, mógłby podnosić i dotykać tego samego kamienia wiele
razy; nie, wrzucał je do morza. Tak każdego dnia, godzinami cierpliwie
nie ustawał w swym wysiłku: podnosił kamień, jeśli był zimny, wrzucał go
do morza; podnosił inny... i tak dalej, bez końca. Spędził na tym
zadaniu tydzień, miesiąc, dziesięć miesięcy, cały rok. Potem pożyczył
jeszcze trochę pieniędzy i dalej usilnie szukał przez następne dwa lata.
Ciągle to samo: podnosił kamień, dotykał go... był zimny, wrzucał go do
morza. Godzina po godzinie, dzień po dniu, tydzień po tygodniu... nadal
bez skutku. Pewnego wieczoru podniósł kamyk i był on ciepły w dotyku - i
siłą zwykłego przyzwyczajenia, wrzucił go do Morza Czarnego.
PYTANIE DO LAMY
...i zaprogramowane reakcje. Pewien naukowiec spędził
dziesięć lat badając możliwość przekształcenia wody w ropę naftową. Był
on przekonany, że potrzeba mu tylko jednej substancji, żeby
przeprowadzić żądaną przemianę, ale mimo wszelkich starań, wzór mu się
wymykał. pewnego dnia dowiedział się, że wysoko w górach Tybetu żył
Lama, który był wszechwiedzący i który mógłby mu wyjawić wzór, którego
szukał. Były jednakże trzy warunki: musiał podróżować tam sam, a podróż
była niebezpieczna; musiał podróżować pieszo, a podróż była mozolna;
oraz, jeśli udałoby mu się dotrzeć przed oblicze Lamy, wolno mu było
zadać jedno, tylko jedno pytanie. Potrzeba mu było wielu miesięcy trudów
i niebezpieczeństw, aby wypełnić pierwsze dwa warunki. I kiedy
przyprowadzono go przed oblicze Lamy, wyobraźcie sobie jego szok, gdy
ujrzał, nie pomarszczonego brodatego staruszka jak oczekiwał, lecz
atrakcyjną młodą kobietę, piękniejszą o wiele bardziej, niż mógłby był
sobie wyobrazić. Uśmiechnęła się do niego słodko i głosem, który w jego
uszach brzmiał niebiańsko, powiedziała: "Gratulacje, wędrowcze! Dotarłeś
do mojej górskiej twierdzy. A teraz, jakie jest twe pytanie". Ku swemu
ogromnemu zaskoczeniu naukowiec usłyszał siebie mówiącego: "Pani, mogę
wiedzieć, czy jesteś zamężna?".
SMAKOWAĆ ZUPA?
Zamiast dotykać rzeczywistości, reagują na
stereotypy... Podczas kolacji na zakończenie międzynarodowej
konferencji, delegat amerykański obrócił się do delegata chińskiego,
siedzącego obok niego, pokazał na zupę i zapytał trochę protekcjonalnie:
"Smakować zupa?" Chińczyk ochoczo kiwnął głową. Trochę później było:
"Smakować ryba" i "Smakować mięso" i "Smakować owoce" - i zawsze
odpowiedzią było uprzejme skinienie głową. Pod koniec kolacji
przewodniczący konferencji przedstawił mówcę wieczoru - nie kogo innego
jak tegoż Chińczyka, który wygłosił przenikliwy, dowcipny dyskurs
nienaganną angielszczyzną, ku wielkiemu zdumieniu swego amerykańskiego
sąsiada. Po skończeniu przemówienia, mówca odwrócił się do swego sąsiada
i z figlarnym błyskiem w oku, zapytał: "Podobać się mowa?".
KUROPATWY DLA SĘDZIEGO
... lub sztywne zasady... Dwóch myśliwych było
zaangażowanych w proces przeciwko sobie. Jeden z nich zapytał swego
adwokata, czy nie byłby to dobry pomysł, gdyby wysłał sędziemu parę
kuropatw. Adwokat był przerażony. "Ten sędzia szczyci się swą
nieprzekupnością", powiedział. "Taki gest odniesie skutek odwrotny od
zamierzonego". Po zakończeniu - i wygraniu - sprawy, mężczyzna zaprosił
swego adwokata na kolację i podziękował mu za radę w sprawie kuropatw.
"Wie pan, ja je posłałem sędziemu", powiedział, "w imieniu naszego
przeciwnika". Oburzenie moralne może człowieka zaślepić tak samo
skutecznie, jak sprzedajność.
PIĘKNOŚĆ LINCOLNA
... lub pozory... Małą dziewczynkę której
powiedziano, że Lincoln nie jest zbyt przystojny, ojciec zabrał do
Białego Domu na spotkanie z Prezydentem. Lincoln wziął ją na kolana i
gawędził z nią przez chwilę, w swój łagodny, pocieszny sposób. Nagle
dziewczynka wykrzyknęła: "Tatusiu! On wcale nie jest brzydki. On jest,
po prostu, piękny!".
CZARNE BALONIKI SĄ RÓWNIE DOBRE
Mały czarny chłopczyk obserwował
mężczyznę z balonikami na wiejskim jarmarku. Mężczyzna był najwidoczniej
dobrym sprzedawcą, ponieważ uwolnił czerwony balonik z uwięzi, żeby
poszybował wysoko w powietrze, przyciągając w ten sposób tłum przyszłych
młodych klientów. Potem uwolnił balon niebieski, potem żółty i biały.
Wszystkie poszybowały w niebo, aż zniknęły. Czarny chłopczyk stał długo,
patrząc na czarny balon, a potem zapytał: "Proszę pana, gdyby pan
spuścił czarny, czy poleciałby tak wysoko jak pozostałe?" Mężczyzna z
balonami uśmiechnął się do dziecka ze zrozumieniem. Zerwał sznurek,
który trzymał w miejscu czarny balon i gdy poszybował do góry,
powiedział: "To nie kolor, synu. Unosi go to, co jest w środku".
GOLDSTEIN I MURPHY
... lub etykiety ... Izzak Goldstein wpadł na
jednego ze swych kuzynów w Nowym Jorku. "Jak tam u ciebie?" zapytał.
"Nie słyszałeś?" zapytał kuzyn. "Jestem wspólnikiem w firmie Goldstein i
Murphy". "Goldstein i Murphy? Czyż to nie cudowne! To właśnie na tym
polega Ameryka: ludzie różnych narodowości prowadzą wspólne interesy.
Ale wyznam ci, że jest to trochę niespodzianką". "To ty nazywasz
niespodzianką? Cóż, mam dla ciebie większą niespodziankę. Jestem
Murphy!".
KAPITALISTYCZNI KOMUNIŚCI
Delegacja robotników rosyjskich zwiedzała
fabrykę w Detroit. Kierownik zapytał brygadzistę, ile godzin w tygodniu
pracuje robotnik amerykański. "Czterdzieści", powiedział brygadzista.
Rosjanin potrząsnął głową. "W moim kraju", powiedział, "robotnik
przeciętnie pracuje sześćdziesiąt godzin na tydzień". "Sześćdziesiąt
godzin?" wykrzyknął brygadzista. "W tej fabryce nigdy byś nie zmusił
ludzi do pracowania tak długo. To banda komunistów!".
MSZA ZA PSA
... no, w każdym razie, czasami! Pewien człowiek
powiedział do swego księdza w parafii: "Mój pies zdechł wczoraj, proszę
księdza. Czy mógłby ksiądz odprawić mszę za spokój jego duszy?" Ksiądz
był oburzony. "Nie odprawiamy tutaj mszy za zwierzęta", powiedział
ostro. "Może pan spróbować u tego nowego wyznania w dole drogi. Oni się,
prawdopodobnie, pomodlą za pańskiego psa" "Naprawdę, kochałem tego
malucha", powiedział mężczyzna, "i chciałbym mu sprawić przyzwoity
pochówek. Nie wiem, ile się zwykle daje przy takich okazjach, ale jak
ksiądz uważa, czy pięćset tysięcy dolarów by wystarczyło?" "Niech pan
chwilę zaczeka", powiedział ksiądz. "Nie powiedział mi pan, że pański
pies był katolikiem".
REPUTACJA WIĘZIENIA
Szczycą się swym rozsądkiem - który potem
demonstrują w zadziwiający sposób: Gubernator wizytował więzienie
stanowe i rozmawiał z włóczęgą, który poprosił o ułaskawienie. "Co ci
się tutaj nie podoba? Masz tutaj lepsze warunki mieszkaniowe, niż
kiedykolwiek, nieprawdaż?" Tak, panie gubernatorze", padła odpowiedź.,
Ale ja i tak chcę stąd wyjść' "Czy nie karmią cię dobrze?" "Oczywiście,
że tak. To nie o to chodzi" "Więc o co?" "Cóż, panie gubernatorze, mam
tylko jedno zastrzeżenie do tego miejsca: chodzi o reputację, jaką ono
ma w całym stanie".
ZASZCZYT BURMISTRZA
Reporter zapytał kilka osób w małym miasteczku,
czy znają burmistrza. "To kłamca i oszust", powiedział pracownik stacji
benzynowej. "To nadęty osioł", powiedział nauczyciel. "W życiu na niego
nie głosowałem", powiedział aptekarz. "Najbardziej skorumpowany polityk,
jakiego znałem", powiedział fryzjer. Kiedy reporter w końcu spotkał się
z burmistrzem, zapytał go, jaką otrzymuje pensję. "Dobry Boże, żadnej
pensji nie dostaję", powiedział burmistrz. "Więc czemu podjął się pan
tej pracy?" "Dla zaszczytu".
UPIĆ SIĘ JEDNYM DRINKIEM
Mężczyzna przy barze obrócił się do
siedzącego obok niego nieznajomego i powiedział: "Po prostu tego nie
rozumiem. Wystarczy zaledwie jeden mały drink, tylko jeden mały drink,
żebym się upił". "Doprawdy? Tylko jeden?" "Tak. I to zwykle ósmy".
PIENIĄDZE NA HAZARD MAM
Pewien mężczyzna w Las Vegas podszedł do
zamożnie wyglądającego nieznajomego i powiedział: "Czy może mi pan dać
dwadzieścia pięć dolarów? Od dwóch dni nie jadłem i nie mam gdzie spać".
"Skąd mam wiedzieć, czy nie weźmiesz tych pieniędzy i nie przegrasz?"
,Nigdy w życiu", powiedział mężczyzna. "Pieniądze na hazard już mam
POZBYCIE SIĘ SZCZENIAKÓW
Pewne małżeństwo zastanawiało się, jak pozbyć
się pięciu atrakcyjnych szczeniaków, których właścicielami właśnie się
stali. Mężczyzna objechał całe miasto, usiłując je wydać, ale nikt ich
nie chciał wziąć. Ogłosili przez miejscowe radio, że mają do oddania
rodowodowe szczeniaki. Nikt nie wydawał się być zainteresowany. W końcu
sąsiad poradził im, żeby dali ogłoszenie. Jeszcze raz dali ogłoszenie do
radia, że sprzedadzą szczeniaki po dwadzieścia pięć dolarów każdy. Nie
minął dzień, a wszystkie szczeniaki zostały sprzedane!
SAMOCHÓD MUSI MIEĆ RADIO
Dwóch - przyszłych nabywców weszło na parking z
używanymi samochodami i zaczęło się rozglądać. Sprzedawca zaczął
zachwalać towar, gdy jeden z nich wyjął kartkę, na której było napisane:
"Przepraszamy, jesteśmy głuchoniemi". Tak więc sprzedawca wyjął notes i
zaczął dla nich wypisywać wszystkie zalety każdego samochodu, którym
okazali zainteresowanie. Ostatecznie zdecydowali się na zgrabny, mały
Volkswagen. Pojechali nim dookoła osiedla na przejażdżkę próbną i
wydawali się tak zadowoleni, że transakcja była prawie pewna. Lecz kiedy
wrócili na parking, obydwaj wymownie potrząsali głową. Sprzedawca
nagryzmolił w notesie: "Czemu? Co jest nie w porządku?" Jeden z mężczyzn
wziął notes i napisał: "Nie ma radia!".
ZAJĘCIE ZIEMI NA FARMIE
Kiedy pewien człowiek powrócił z dużego miasta
do wsi lat dziecięcych, jeden z sąsiadów powiedział do niego:
"Przepraszam, czy wiesz, że stary farmer Smith stracił swoją farmę?"
"Nie. Co się stało?" "Cóż, pewnego dnia przyszło mu do głowy, że płot
sąsiada jest przesunięty o pięć stóp w głąb ziemi. Zaczął nad tym
rozmyślać. W końcu poszedł do prawnika, mówiąc mu, że uważa to za
zajęcie. Cóż, prawnik też tak uważał!". Voltaire mówi: "Tylko dwa razy
mnie zrujnowano: raz, kiedy przegrałem sprawę sądową i raz, kiedy
wygrałem".
DUCH I ZIARENKA SOI
Równie zdumiewającym jest zobaczyć, jaki użytek
robią ze swej wyobraźni... "Jeśli kiedykolwiek się ożenisz lub weźmiesz
kochankę po mojej śmierci, powrócę, żeby cię straszyć", powiedziała
umierająca kobieta do swego męża. Więc, kiedy znowu się zakochał w kilka
miesięcy po śmierci swej żony, był przerażony, ale nie zdziwiony,
widząc, jak jej duch wchodzi tej nocy do domu i oskarża go o
niewierność. Trwało to noc po nocy, aż nie mógł już tego wytrzymać i
poszedł po poradę do Mistrza Zeń, który powiedział: "Skąd ta pewność, że
to duch?" "Ponieważ ona wie i potrafi mi opisać dosłownie wszystko, co
powiedziałem i zrobiłem, myślałem i czułem". Mistrz dał mężczyźnie
woreczek ziarenek soi i powiedział: "Tylko go nie otwieraj, a kiedy ona
ci się pojawi dziś w nocy, zapytaj ją, ile jest ziarenek w woreczku".
Kiedy mężczyzna zadał to pytanie duchowi, on uciekł, by już nigdy nie
powrócić. "Dlaczego?? zapytał później mężczyzna Mistrza. Mistrz się
uśmiechnął. "Czy to nie dziwne, że twój duch wiedział tylko to, co ty
wiedziałeś?" zapytał.
DUCH I WILKI
Pewien człowiek w Rosji zabrał ze sobą do lasu żonę,
rzekomo na polowanie na wilki. Lecz kiedy wilki nadeszły, uciekł,
porzucając ją im na pożarcie. Następnego ranka zawiesił wieniec na
drzwiach i przywdział żałobę - lecz nie na długo, ponieważ miał
kochankę, z którą się ożenił sześć miesięcy później. W noc wesela jego
pierwsza żona ukazała mu się w nocy, krzycząc: "Ratunku" Ratunku!
Ratunku!" Ku jego zdziwieniu, jego nowa żona nic nie widziała i nie
słyszała. Co noc kobieta wracała i krzyczała o pomoc, aż mężczyzna nie
mógł już dłużej tego znieść. Pewnej nocy chwycił karabin i pobiegł za
kobietą, zamierzając ją zabić po raz drugi. Pobiegła do lasu. Pobiegł za
nią, potknął się i upuścił karabin. W tej chwili otoczyły go wilki i
pozbawiły życia.
ZŁOŚĆ JEST LEPSZA, NIŻ DESER
... i swych emocji... Pasażer w pociągu
składał zamówienie u kelnera wagonu restauracyjnego. "Na deser",
powiedział, "poproszę ciasto z owocami i lody". Kelner powiedział, że
nie mają ciasta z owocami. Mężczyzna wybuchnął: "Co? Nie macie ciasta?
To absurd. Jestem jednym z największych klientów, jakich posiada ta
kolej. Co roku organizuję wycieczki dla tysięcy turystów i zlecam
przewóz setek ton ładunków. A kiedy sam podróżuję tą linią, nie mogę
dostać prostej rzeczy, jak ciasto z owocami. Porozmawiam o tym z samym
prezesem". Szef kuchni zawołał kelnera na stronę i powiedział: "Możemy
dostać dla niego ciasto z owocami na następnym przystanku". Zaraz na
następnym przystanku kelner powrócił znowu. "Miło mi pana poinformować,
że nasz szef kuchni postarał się o to ciasto specjalnie dla pana. Mam
nadzieję, że będzie panu smakować. A wraz z nim, chcielibyśmy panu
zaoferować ten siedemdziesięcioletni winiak, jako ukłony od linii".
Pasażer rzucił serwetkę na stół, zacisnął pięść i krzyknął: "Do diabła z
ciastem. Wolę być zły!". ... (jak puste byłoby nasze życie, gdybyśmy nie
mieli na co się obrażać)...
JEDEN KAWAŁEK CHLEBA
Mężczyzna była stałym klientem i kierownictwo
robiło co mogło, żeby go zadowolić. Kiedy więc poskarżył się pewnego
dnia, że daje się mu do posiłku tylko kawałek chleba, kelner zaraz
przyniósł mu cztery kromki. "To dobrze", powiedział, "ale
niewystarczająco dobrze. Lubię chleb - dużo chleba". Tak więc następnego
wieczoru dano mu tuzin kromek. "Dobrze", powiedział. "Ale nadal
jesteście oszczędni". Nawet pełny koszyk kromek na stole następnego
dnia, nie powstrzymał jego skarg. Więc kierownik postanowił go urządzić.
Kazał upiec specjalnie dla niego gigantyczny bochenek chleba. Miał on
długości sześć stóp, a szerokości trzy stopy. Sam kierownik, przy pomocy
dwóch kelnerów wniósł go i położył na sąsiednim stoliku, a potem czekał
na reakcję. Mężczyzna popatrzył z furią na olbrzymi bochenek, potem
spojrzał na kierownika i powiedział: "Więc znowu wróciliśmy do jednego
kawałka!". ... (dobrze jest zapalić świecę, ale przeklinać ciemność jest
zabawnie)...
PRZEBACZYĆ NAZISTOM
Były więzień nazistowskiego obozu koncentracyjnego
był w odwiedzinach u przyjaciela, który wraz z nim dzielił to ciężkie
doświadczenie. "Czy przebaczyłeś nazistom?" zapytał przyjaciela. "Tak".
"A ja nie. Ciągle trawi mnie nienawiść do nich". "W takim razie",
powiedział łagodnie przyjaciel, "oni nadal cię więżą". ... (naszymi
wrogami nie są ci, którzy nas nienawidzą, lecz ci, których my
nienawidzimy).
GENIUSZ GEORGE'A GERSHWINA
...i jak czują się dumni - zwykle z
niewłaściwych powodów ?... Przyjaciele kompozytora George'a Gershwina
usiłowali dać do zrozumienia jego ojcu, że "Błękitna rapsodia" jest
dziełem geniusza. "Oczywiście, że jest', powiedział staruszek. "Czyż nie
potrzeba piętnastu minut, żeby ją wykonać?".
OWADY TO POTRAFIĄ
... ze swych osiągnięć! Pewien misjonarz, gdzieś w
krajach tropikalnych, postanowił zrobić wrażenie na swych parafianach,
zabierając kilkoro z nich na przejażdżkę samolotem. Samolot leciał nad
ich wioskami, wzgórzami, lasami i rzekami. Od czasu do czasu wyglądali
przez okna, ale w sumie, nie zdawało się to wcale robić na nich
wrażenia. Z powrotem na ziemi, jego trzódka wymaszerowała z samolotu,
bez słowa komentarza. Chcąc koniecznie uzyskać jąkać reakcję, misjonarz
wykrzyknął: "Czy to nie było wspaniałe? Pomyślcie, co osiągnęły istoty
ludzkie! Byliśmy tam, na niebie, ponad domami, ponad lasami, ponad
górami, patrząc w dół na ziemię!" Grupa słuchała beznamiętnie. W końcu,
przemówił ich przywódca. Owady to potrafią", powiedział. "I, co więcej,
są szczęśliwi!" Po kilku tysiącach lat osiągnęliśmy taki postęp, że
ryglujemy w nocy drzwi i okna, podczas, gdy mniej "zaawansowani"
krajowcy śpią w otwartych chatach.
ZATRZYMANIE AWARYJNE ŁODZI PODWODNEJ
Powiedział psycholog do klienta:
"Tak mi przykro! Mogę panu pomóc zmienić zachowanie, ale Natura się nie
spieszy i kieruje się swym własnym rytmem... Kapitan łodzi podwodnej,
chcąc przetestować maszynownię, poprosił o maksymalną szybkość, a potem
nagle zarządził zatrzymanie awaryjne. Jego rozkazy zostały natychmiast
wykonane. Włączono system nagłaśniający "Tu mówi kapitan. Brawo
maszynownia. Zatrzymaliście łódź dokładnie w 55. 05 sekundy". Wkrótce
zahuczał inny głos. "Tu mówi szef kuchni. Możliwe, że łódź zatrzymała
się, ale wasz stek i ziemniaki jechały dalej. Dziś wieczór zimna kolacja
dla wszystkich!".
PSYCHIATRA I WINA
... Co więcej, tak naprawdę, nie potrafię rozwiązać
pańskiego problemu... Dyrektor naczelny dużej firmy był wielce
podziwiany za swą energię i przedsiębiorczość. Jednakże cierpiał na
jedną żenującą słabość: za każdym razem, gdy wchodził do biura prezesa,
żeby złożyć tygodniowe sprawozdanie, moczył spodnie! Dobry prezes
poradził mu, żeby poszedł do proktologa. Kiedy zjawił się u prezesa w
następnym tygodniu, spodnie miał dalej mokre! "Nie był pan u
proktologa?" zapytał prezes. "Nie. Nie było go. Byłem u psychologa.
Jestem wyleczony. Nie czuję się już zakłopotany!".
WŁÓŻ BOMBĘ POD SIEDZENIE
... Mogę tylko zmienić go na inny...
Wkrótce po zakończeniu drugiej wojny światowej, konduktor autobusu
zauważył pasażera z ciężką paczką na kolanach. "Co pan tam ma?" zapytał.
"Nie wybuchłą bombę, która spadła obok mojego domu. Zabieram ją na
posterunek policji". "Wielki Boże!, Człowieku, nie chcesz chyba trzymać
czegoś takiego na kolanach! Włóż ją pod siedzenie!?. (Rozwiązanie
problemu, zmienia ten problem). "... lub go spotęgować". Lekarz do
pacjenta: "Od dziesięciu lat leczę pana z poczucia winy, a pan się
ciągle czuje winny z powodu takiej błahostki? Powinien się pan
wstydzić".
PSYCHIATRA I PRACUŚ
Pewien facet poszedł do psychiatry i postawiono mu
diagnozę: nałogowy pracuś. Musiał, więc zacząć pracować na drugi etat,
żeby zapłacić za terapię.
WIEK MŁODYCH CHŁOPCÓW
Spotkało się dwóch małych chłopców. "Ile masz
lat?" "Pięć. A ile ty masz?" "Nie wiem". "Nie wiesz, ile masz lat?"
"Nie". "Czy kobiety cię męczą?" "Nie". "Masz cztery lata".
"PRZESTAŁEM MYŚLEĆ O KOBIETACH
Wysłano reportera, żeby zdobył opinię
człowieka z ulicy o kobiecie współczesnej. Pierwszą osobą, którą
napotkał, był mężczyzna, który właśnie obchodził sto trzecie urodziny.
"Obawiam się, że niewiele ci pomogę, synu", powiedział z żalem
staruszek. "Przestałem myśleć o kobietach prawie dwa lata temu!".
TEODOR ROOSEYELT I MYŚLIWY
Dialog jest żywotną krwią relacji
międzyludzkiej. Ale przeszkód do dialogu jest niestety wiele, a tych,
którzy je pokonują, niewielu. Wiele można osiągnąć, jeśli, przede
wszystkim, mniej mówimy, a więcej słuchamy... Prezydent Teodor Roosevelt
był miłośnikiem polowań na grubą zwierzynę. Kiedy usłyszał, że odwiedza
Stany słynny brytyjski myśliwy, zaprosił go do Białego Domu, w nadziei
uzyskania od niego kilku wskazówek. Po dwugodzinnym spotkaniu, na którym
zamknęli się razem i nikt im nie przeszkadzał, Anglik wyszedł wyglądając
na nieco odurzonego. "Co pan powiedział prezydentowi?" zapytał reporter.
"Powiedziałem mu swoje nazwisko, powiedział znużony gość.
MILCZENIE CALYINA COOLIDGE'A
Kiedy Calvin Coolidge był prezydentem
Stanów Zjednoczonych, przyjmował codziennie dziesiątki ludzi. Większość
składała różnego rodzaju zażalenia. Pewnego dnia przebywający z wizytą
gubernator powiedział prezydentowi, że nie rozumie, jak jest on w stanie
przyjmować tylu ludzi w przeciągu kilku godzin. "Jakim sposobem załatwia
pan swoich petentów do kolacji", powiedział gubernator, "podczas gdy ja
często siedzę w biurze do północy"? "Tak", powiedział Coolidge. "To
dlatego, że pan mówi".
KIEDY NIE DZIAŁAJĄ TECHNIKI NAUCZANIA
... i powstrzymujemy się od
decydowania z góry, o czym ta druga osoba mówi... Czternastoletni
chłopiec oświadczył pewnego wieczoru przy kolacji, że wybrano go, żeby
poprowadził lekcję w swojej klasie w następny dzień. Jego ojciec, który
był ekspertem od metodyki nauczania dla wojskowych, skorzystał z tej
wspaniałej okazji, żeby podzielić się z synem dobrodziejstwem swego
własnego przeszkolenia i doświadczenia. "W armii robimy to w ten sposób,
synu", powiedział. "Najpierw wybieramy cele, na które składają się:
działanie, sytuacja i poziom wykonania. A więc zdecyduj najpierw, jakie
DZIAŁANIE chcesz, żeby wykonali twoi uczniowie, w jakiej SYTUACJI mają
je wykonać i na koniec JAK DOBRZE mają wykonać. I pamiętaj, wszelkie
kształcenie musi być ukierunkowane na wykonanie, wykonanie i jeszcze raz
wykonanie". Nie zrobiło to na chłopcu wrażenia. Powiedział tylko: "To
się nie da tak zrobić, tato". "Ależ oczywiście, że się da. Zawsze się
daje. Dlaczegóż miałoby się nie dać?" "Ponieważ", powiedział chłopak,
"mam mieć lekcję na temat seksu". ... i czego druga strona chce...
ZDJĄĆ SKRZYNIE, CZY WSADZIĆ
Dwie ciężarówki stały do siebie tyłem, a
kierowca mozolił się, żeby przeładować olbrzymią skrzynię z jednej
ciężarówki na drugą. Przechodzień, widząc jego rozpaczliwą sytuację,
zaofiarował się pomóc. Tak, więc obydwaj sapali i mozolili się przez
ponad pół godziny bez skutku. "Obawiam się, że nic z tego", wydyszał
przechodzień. "Nigdy jej nie zdejmiemy z tej ciężarówki". "Zdejmiemy!"
wrzasnął kierowca. "Wielki Boże, ja nie chcę jej zdjąć. Ja chcę ją
wsadzić!".
CO POWODUJE ARTRETYZM
... i nie reagujemy na to, co zakładamy, że ktoś
powiedział... Wioskowy pijak podszedł chwiejnie do parafialnego księdza
z gazetą w ręku i grzecznie go przywitał. Ksiądz zirytowany, zignorował
powitanie, ponieważ mężczyzna był lekko podpity. Przyszedł on jednak w
pewnym celu. "Ksiądz wybaczy", powiedział, "Czy mógłby mi ksiądz
powiedzieć, co powoduje artretyzm?" Ksiądz to również zignorował. Ale
kiedy mężczyzna powtórzył pytanie, ksiądz zwrócił się ku niemu
niecierpliwie i krzyknął: "Pijaństwo powoduje artretyzm, to właśnie
powoduje artretyzm! Hazard powoduje artretyzm! Uganianie się za
rozwiązłymi kobietami powoduje artretyzm..." I dopiero potem, zbyt
późno: "Dlaczego pytasz?" ,?Ponieważ piszą tutaj w gazecie, że na to
właśnie choruje papież!".
ZAMÓWIENIE NA DESZCZ
... ani nie zakładamy, że wiemy, o czym ktoś
mówi... Właściciel sklepu usłyszał, jak jeden z jego sprzedawców mówi do
klientki: "Nie, proszę pani, nie mieliśmy już od paru tygodni i nie
wygląda na to, że będziemy mieć w najbliższym czasie". Przerażony tym,
co słyszał podbiegł do klientki, gdy wychodziła i powiedział: "To
nieprawda, proszę pani. Oczywiście, że będziemy wkrótce mieli. Jeśli o
to chodzi, złożyliśmy zamówienie parę tygodni temu". Potem odciągnął
sprzedawcę na bok i warknął: "Nigdy, ale to przenigdy nie mów, że czegoś
nie mamy. Jeśli tego nie mamy, powiedz, że zamówiliśmy i jest w drodze.
A czego ona chciała?" "Deszczu", powiedział sprzedawca.
W ŁÓŻKU
... ani nie wkładamy swego własnego znaczenia w czyjeś
słowa... Reporter przeprowadzał wywiad z kobietą w dniu jej setnych
urodzin. Wydawała się ona być osobą wyjątkowo żywotną, która uwielbia
wspominać swą przeszłość. Żyła od epoki krytego wozu do epoki odrzutowca
ponaddźwiękowego; i zdawała się chętna do opisania tego wszystkiego. Gdy
wywiad był już skończony, ona nadal wydawała się mieć ochotę na rozmowę,
więc reporter starał się wymyślić jakieś pytanie, które by ją
podtrzymało. "Czy leżała pani kiedyś w łóżku?" zapytał. "O doprawdy,
tak", powiedziała rumieniąc się lekko, "wiele razy. A dwa razy w stogu
siana".
JA TEŻ JESTEM TOBĄ ZMĘCZONA
... ale niestety, często nawet nie
słyszymy, co ktoś mówi... Było to ich złote wesele i małżonkowie byli
cały dzień zajęci uroczystościami, tłumami krewnych i przyjaciół, którzy
wpadali, by im pogratulować. Wdzięczni, więc byli, gdy pod wieczór,
mogli zostać sami na werandzie, obserwując zachód słońca, odprężając się
po męczącym dniu. Staruszek popatrzył czule na żonę i powiedział:
"Agato, jestem tobą zachwycony!" "Co mówiłeś?" zapytała staruszka.
"Wiesz, że słabo słyszę. Powiedz to głośniej". "Powiedziałem, że jestem
tobą zachwycony". "Nie szkodzi", odpowiedziała machając ręką. "Ja też
jestem tobą zmęczona" Doskonale słuchanie to słuchanie nie tyle innych,
co siebie samego. Doskonały wzrok to widzenie nie tyle innych, co
siebie. Bo nie potrafią zrozumieć drugiego ci, którzy nie usłyszeli
siebie; i są ślepi na rzeczywistość drugich ci, którzy siebie nie
zgłębili. Słuchacz doskonały słyszy cię nawet wtedy, gdy nic nie mówisz.
Żona do męża zatopionego w gazecie: "Nie potrzebujesz już mówić ?aha?.
Przestałam mówić dziesięć minut temu".
ŻYĆ KOSZTEM SWOICH KREWNYCH
... i prawie nigdy nie mówimy o tych
samych rzeczach... "Kochanie", powiedziała żona. "Wstydzę się naszego
sposobu życia. Ojciec płaci czynsz za dom, brat przysyła nam jedzenie i
pieniądze na ubranie, wujek płaci nasze rachunki za wodę i
elektryczność, a nasi przyjaciele zaopatrują nas w bilety do teatru.
Naprawdę nie skarżę się, ale uważam, że możemy lepiej sobie radzić".
"Oczywiście, że tak", powiedział mąż. "Ostatnio też o tym myślałem. Masz
brata i dwóch wujków, którzy nie przysyłają nam ani centa!" ...
nieprawdaż?
GDZIE BĘDZIE MIESZKAŁA MAŁPKA?
Żona Nasruddina chciała mieć
zwierzątko, więc przyniosła małpkę. Nasruddin nie był zadowolony. "Co
ona będzie jadła?" zapytał. "To samo, co my jemy", powiedziała żona. "A
gdzie będzie spała?" "Razem z nami w łóżku". "Z nami? A co z zapachem?"
"Jeśli ja potrafię go wytrzymać, to małpka chyba też potrafi".
JOHNNY I KOZIOŁEK
Najpewniejszy sposób zniszczenia więzi: obstawanie
przy swoim. Johnny był silnym, krzepkim trzylatkiem. Zaprzyjaźnił się z
koziołkiem od sąsiada. Co rano wyrywał trochę trawy i sałaty i zanosił
je, jako śniadanie Billy'emu. Tak głęboka była ich przyjaźń, że Johnny
spędzał godziny w przyjemnym towarzystwie Billy'ego. Pewnego dnia
Johnny'emu przyszło do głowy, że zmiana diety wyjdzie Billy'emu na
dobre. Poszedł, więc w odwiedziny do swego przyjaciela z rabarbarem
zamiast sałaty. Billy ugryzł kawałek rabarbaru, zdecydował, że nie ma na
niego ochoty i odepchnął go. Johnny złapał Billy'ego za jeden z rogów i
usiłował go zmusić do zjedzenia rabarbaru. Tym razem Billy odtrącił
Johnny'ego rogami, najpierw delikatnie, lecz gdy Johnny stał się
natarczywy, dosyć mocno, tak, że Johnny potknął się i upadł z hukiem na
siedzenie. Johnny był tak tym obrażony, że otrzepał się, spojrzał
wściekle na Billy'ego i odszedł, żeby nigdy nie powrócić. Kilka dni
później, kiedy ojciec zapytał go, dlaczego nie chodzi do Billy'ego na
pogawędki, Johnny odpowiedział: "Ponieważ on mnie odrzucił".
ŚRODKI USPOKAJAJĄCE
O wiele za często, widzimy ludzi nie takimi,
jakimi oni są, lecz jakimi my jesteśmy. Aktywna młoda kobieta wykazywała
oznaki stresu i napięcia. Lekarz przepisał jej środki uspokajające i
poprosił, żeby się do niego zgłosiła za parę tygodni. Kiedy przyszła
ponownie, zapytał ją, czy czuje jakąś zmianę. Powiedziała: "Nie, ja nie
czuję. Ale zauważyłam, że inni ludzie wydają się o wiele bardziej
odprężeni".
SĄSIADKA BRUDAS
Pewna kobieta narzekała do przyjaciółki, która
przyszła do niej w odwiedziny, że jej sąsiadka jest kiepską gospodynią.
"Powinnaś zobaczyć, jakie brudne są jej dzieci - i jej dom. To niemal
hańba mieszkać w tej samej okolicy, co ona. Spójrz na te rzeczy, które
wywiesiła na sznurze. Spójrz na te czarne smugi na prześcieradłach i
ręcznikach!" Przyjaciółka podeszła do okna i powiedziała: "Myślę, że
rzeczy są całkiem czyste, moja droga. Smugi są na twoim oknie".
PRZESTAŁAM ŚPIEWAĆ PARĘ GODZIN TEMU
Pewna kobieta miała lekcje
śpiewu. Miała ona tak zgrzytliwy głos, że sąsiad nie mógł już tego
wytrzymać. Zdołał się w końcu zebrać na odwagę, zapukał do jej drzwi i
powiedział: "Proszę pani, jeśli nie przestanie pani śpiewać, chyba
oszaleję". "O czym pan mówi?", powiedziała kobieta. "Przestałam śpiewać
dwie godziny temu!". Tak mi przykro! To nie z panią mam do czynienia,
ale z wyobrażeniem w swojej głowie.
PRZYPUŚĆMY, ŻE ODMÓWI?
Samuel był przygnębiony i któż mógłby mieć mu
to za złe? Gospodarz wyrzucił go z mieszkania i nie miał gdzie pójść.
Nagle go oświeciło. Mógłby mieszkać ze swym dobrym przyjacielem Moshe.
Myśl ta bardzo Samuela pocieszyła, dopóki nie zaatakowała jej inna myśl,
która powiedziała: "Skąd ta pewność, że Moshe da ci u siebie
zamieszkać?" "Dlaczegóż by nie? powiedział Samuel do myśli, nieco
gwałtownie. "Ostatecznie to ja znalazłem mu obecne mieszkanie; i to ja
pożyczyłem mu pieniądze na zapłacenie czynszu za pierwsze sześć
miesięcy. Z pewnością mógłby przynajmniej dać mi lokum na jakiś tydzień,
gdy jestem w tarapatach". To załatwiło sprawę, dopóki po kolacji nie
napadła go jeszcze raz myśl: "A gdyby tak odmówił?" "Odmówił?"
powiedział Samuel. "Czemuż, na Boga, miałby odmówić?" Ten człowiek
zawdzięcza mi wszystko, co ma. To ja załatwiłem mu pracę; to ja
zapoznałem go z tą jego śliczną żoną, która urodziła mu trzech synów,
którymi się chlubi. Czy pożałuje mi pokoju na tydzień? Niemożliwe!" To
załatwiło sprawę, dopóki nie poszedł do łóżka i nie stwierdził, że nie
może zasnąć, ponieważ powraca myśl mówiąca: "Ale przypuśćmy, żeby
odmówił. Co wtedy? "Tego było Samuelowi za wiele." Jak, do diabła,
mógłby odmówić?" powiedział, zaczynając tracić panowanie. "Jeśli ten
człowiek jest teraz żywy, to dzięki mnie. Uratowałem go od utonięcia,
gdy był dzieckiem. Czy będzie tak niewdzięczny, żeby mnie wygnać na
ulicę w środku zimy?" Lecz myśl była uporczywa. "Ale przypuśćmy..."
Biedny Samuel zmagał się z nią dopóty, dopóki mógł. W końcu wstał koło
drugiej nad ranem z łóżka, poszedł do miejsca zamieszkania Moshe'go i
trzymał palec na dzwonku dopóty, dopóki Moshe, na wpół śpiący, nie
otworzył drzwi i powiedział zdumiony: "Samuel! O co chodzi? Co sprowadza
cię tutaj w środku nocy?" Samuel był już tak wściekły, że nie mógł się
powstrzymać od wrzaśnięcia: "Powiem ci, co mnie tutaj sprowadza o tej
porze nocy! Jeżeli sądzisz, że cię poproszę, żebyś mi dał u siebie
zamieszkać, choćby przez jeden dzień, to się mylisz. Nie chcę mieć nic
do czynienia z tobą, twoim domem, twoją żoną, czy twoją rodziną. Do
diabła z wami wszystkimi!" Mówiąc to, obrócił się na pięcie i odszedł.
"OBIECUJĘ, ŻE CI UWIERZĘ
Widzimy ich przeważnie przez okulary naszych
uprzedzeń. Szef: "Wyglądasz na wyczerpaną. Co się stało?" Sekretarka:
"Cóż, ja... Nie, nie uwierzyłby mi pan, gdybym panu powiedziała".
"Oczywiście, żebym uwierzył" "Nie, na pewno nie. Wiem, żeby pan nie
uwierzył" "Naprawdę ci uwierzę. Obiecuję". "Cóż, zbyt ciężko dzisiaj
pracowałam" "Nie wierzę".
NASRUDDIN UDZIELA POŻYCZKI
Przyjaciel poprosił Nasruddina o pewną sumę
pieniędzy. Nasruddin był przekonany, że pieniądze nie zostaną zwrócone.
Lecz ponieważ nie chciał obrazić przyjaciela, a suma, o którą prosił
była mała, dał mu te pieniądze. Ku jego wielkiemu zaskoczeniu, dokładnie
w tydzień po zaciągnięciu pożyczki, człowiek ten zwrócił pieniądze. W
miesiąc później przyszedł znowu, żeby poprosić o trochę większą kwotę.
Nasruddin odmówił. Gdy mężczyzna zapytał o przyczynę, powiedział:
"Ostatnim razem nie spodziewałem się, że zwrócisz mi pieniądze - a ty
mnie zawiodłeś. Tym razem spodziewam się, że je zwrócisz?nie mam zamiaru
dopuścić, żebyś mnie znowu zawiódł!".
PISZ CZYTELNIE
Wady, które u nich widzimy, są przeważnie naszymi
własnymi. "Przepraszam, panie profesorze", powiedział bojaźliwy uczeń.
"Nie mogłem odczytać, co pan napisał na marginesie mojego ostatniego
wypracowania". "Kazałem ci pisać bardziej czytelnie", powiedział
nauczyciel.
MOJE PICIE SPRAWIA, ŻE WYGLĄDAM ZAMAZANY
"Kochanie", mówi kobieta do
męża na przyjęciu, "lepiej już więcej nie pij. Zaczynasz wyglądać
zamazany".
NIE ZWRÓCIĆ PIERŚCIONKA ZARĘCZYNOWEGO
Doprawdy, rzadki jest związek, w
którym druga osoba nie jest zjednywana dla tego, co może się dla siebie
uzyskać. "Słyszałam, ze zerwałaś zaręczyny z Tomem. Co się stało?" "Och,
moje uczucia do niego się zmieniły. To właśnie się stało" "Zamierzasz mu
zwrócić zaręczynowy pierścionek?" "Ależ nie! Moje uczucia do pierścionka
się nie zmieniły".
ZMIANY W ZAPROSZENIU ŚLUBNYM
Młoda kobieta przyszła do sklepu z
kartkami. "Pamięta pan te zaproszenia ślubne, które zamówiłam w zeszłym
tygodniu? Wie pan, zastanawiam się, czy nie jest za późno, żeby parę
rzeczy w nich zmienić". "Niech pani poda te nowe dane, a ja sprawdzę",
powiedział właściciel. "Dobrze. To inna data, inny kościół i inny
mężczyzna". Jest zupełnie niemożliwym, być szczęśliwym małżeństwem,
jeśli się najpierw ze sobą nie rozwiedzie.
"TO RAZ"
Pewien farmer zdecydował, że już czas, żeby się ożenił;
osiodłał, więc swego muła i wybrał się do miasta, żeby znaleźć sobie
żonę. Po pewnym czasie spotkał kobietę, która jego zdaniem byłaby dla
niego dobrą żoną i wzięli ślub. Po ceremonii obydwoje wsiedli na muła i
wyruszyli z powrotem na farmę. Po chwili muł zatrzymał się i nie chciał
się ruszyć, więc farmer zsiadł i bił muła wielkim kijem dopóty, dopóki
znowu nie ruszył. "To raz", powiedział farmer. Kilka mil dalej muł znów
stanął i jeszcze raz farmer zsiadł i bił muła, dopóki ten znowu nie
ruszył. "To dwa", powiedział farmer. parę mil dalej muł zatrzymał się po
raz trzeci. Tym razem farmer zsiadł, zsadził żonę, wyjął pistolet i
strzelił mułowi w łeb, zabijając go natychmiast. "Ty głupi okrutniku!"
krzyknęła jego żona. "To było dobre, silne zwierzę, które mogłoby być
cenne na farmie, a ty w przypływie złości zniszczyłeś je. Gdybym
wiedziała, jakim bezlitosnym jesteś człowiekiem, nigdy bym za ciebie nie
wyszła..." i tak dalej, przez prawie dziesięć minut. Farmer pozwolił jej
mówić, dopóki nie przestała, żeby złapać oddech. Wtedy powiedział: "To
raz". Podobno żyli długo i szczęśliwie.
ZA JAKĄ CENĘ POKÓJ?
"Wyglądasz dzisiaj skonany, Jack, w czym problem?"
"Cóż, przyszedłem do domu dopiero nad ranem i właśnie, gdy się
rozbierałem, moja żona się obudziła i powiedziała: "Nie za wcześnie
wstajesz, Jack? Więc, żeby uniknąć kłótni, ubrałem się z powrotem i
wróciłem do pracy". Za jaką cenę pokój?
MIŁUJĄCY CISZĘ HIPPISI
Dwaj hippisi, odurzeni narkotykami,
przechadzają się ulicą. Inny hippis, idąc z naprzeciwka, łagodnie unosi
rękę gestem powitania i mówi: "Cześć wam!" Cztery przecznice dalej,
jeden hippis odwraca się do drugiego i mówi: "Człowieku, myślałem, że
nigdy nie przestanie mówić!". Reakcje są względne...
JOHN MÓWI TAK
... choć czy naprawdę? Pewien wiejski chłopak był tak
małomówny, że jego dziewczyna, po pięciu latach zalotów, doszła do
wniosku, że nigdy się jej nie oświadczy i że będzie musiała wziąć
inicjatywę w swoje ręce. Pewnego dnia, kiedy siedzieli sami w ogrodzie,
powiedziała do niego: "John, pobierzmy się. Pobierzemy się, John?"
Nastąpiła długa cisza. W końcu John powiedział: "Tak" Znowu długa cisza.
W końcu dziewczyna powiedziała: "Powiedz coś John. Dlaczego nic nie
mówisz?" "Obawiam się, że już za dużo powiedziałem".
HAŁAŚLIWE PERSKIE KOŁO
W dawnych Indiach wodę wyciągano ze studni przy
pomocy perskiego koła, wygodnego urządzenia, którego jedyną wadą był
ogromny hałas, jaki czyniło podczas pracy. Pewnego dnia przejeżdżał obok
zagrody jeździec na koniu i zażądał wody dla swego wierzchowca.
Gospodarz chętnie uruchomił perskie koło, lecz koń, nieprzyzwyczajony do
takiego hałasu, nie chciał podejść w pobliże studni. "Nie możesz
zlikwidować tego hałasu, tak żeby koń mógł się napić?" zapytał jeździec.
"Obawiam się, że to niemożliwe, panie", powiedział rolnik. "Jeśli twój
koń chce się napić, będzie musiał pogodzić się z hałasem, ponieważ bez
hałasu nie ma tu wody". A przyjaźni bez wad. Nawiązywać relacje to
reagować. Reagować to rozumieć siebie. Rozumieć siebie to być
oświeconym. Relacje międzyludzkie są szkołami oświecenia.
DZIELENIE SIĘ NAJLEPSZYM ZIARNEM
Pewien rolnik, którego kukurydza
zawsze dostawała pierwszą nagrodę na Targu Stanowym, miał zwyczaj
dzielenia się swym najlepszym ziarnem z wszystkimi rolnikami w okolicy.
Kiedy zapytano go dlaczego, powiedział: "To jest doprawdy w moim własnym
interesie. Wiatr zdmuchuje pyłek i niesie go z pola na pole. Więc jeśli
moi sąsiedzi uprawiają kukurydzę gorszej jakości, prze-krzyżowanie
obniża jakość mojej. Dlatego zależy mi, żeby siali tylko najlepszą z
najlepszych. Wszystko co dajesz innym, dajesz sobie samemu.
CZŁONKI PRZECIW ŻOŁĄDKOWI
Pewnego razu członki ciała były bardzo
zirytowane na żołądek. Miały żal, że muszą starać się o jedzenie i
dostarczać je żołądkowi, podczas, gdy sam żołądek nie robi nic, tylko
pożera owoc ich pracy. Postanowiły więc, że nie będą już dostarczać
jedzenia żołądkowi. Ręce nie będą podnosić je do ust. Zęby nie będą je
przeżuwać, gardło nie będzie je połykać. To zmusi żołądek do jakiegoś
działania. Lecz udało się im jedynie osiągnąć osłabienie ciała do tego
stopnia, że wszystkim im groziła śmierć. Tak więc ostatecznie to one
dostały nauczkę, że pomagając sobie nawzajem, pracują w rzeczywistości
dla swego własnego dobra.
NASRUDDIN WYSADZA DYNAMITEM SWOJE PLECY
Jest niemożliwym pomagać
komuś, nie pomagając sobie, lub szkodzić komuś, nie szkodząc sobie. Gdy
Nasruddin mamrotał do siebie z zachwytem, jego przyjaciel zapytał go w
czym rzecz. powiedział Nasruddin: "Ten idiota, Ahmed ciągle klepie mnie
po plecach, za każdym razem, kiedy mnie spotyka. No to włożyłem dzisiaj
pod płaszcz kostkę dynamitu, więc tym razem, gdy mnie klepnie, urwie mu
ramię!"
"GDYBYŚ POZWOLIŁ MI SPŁONĄĆ, TO BYŚ MIAŁ PROBLEM"
Powiedział
gubernator kolonii do miejscowego przywódcy: "Ubolewam nad uciskiem,
jakiemu mój naród poddaje twój. Musisz mi pomóc rozwiązać ten problem"
"Gdzie tu problem?" zapytał przywódca. "Posłuchaj, mój drogi. Gdybym cię
przywiązał do stosu i rozpalił wokół ciebie ogień, miałbyś problem,
nieprawdaż?" "Naprawdę? Gdybyś mnie uwolnił, wszystko byłoby w porządku.
Gdybyś pozwolił mi spłonąć, umarłbym.. I ty byś miał problem!".
TEN POCIĄG NIE ZATRZYMUJE SIĘ W FORDHAM
Pewien dojeżdżający do pracy
pasażer, wskoczył do pociągu w Nowym Jorku i powiedział konduktorowi, że
jedzie do Fordham. "Nie zatrzymujemy się w Fordham w soboty" powiedział
konduktor, "ale powiem panu, co zrobię. Kiedy zwolnimy na stacji
Fordham, otworzę drzwi, a pan wyskoczy. Tylko niech pan biegnie z
kierunkiem jazdy pociągu, kiedy dotknie pan ziemi, bo inaczej rąbnie pan
jak długi". W Fordham drzwi się otworzyły i pasażer wyskoczył, biegnąc
do przodu. Inny konduktor, widząc go, otworzył drzwi i wciągnął go do
środka, gdy pociąg nabierał szybkości. "Wielki szczęściarz z pana,
chłopie", powiedział konduktor. "Ten pociąg nie zatrzymuje się w Fordham
w soboty". Na swój własny skromny sposób możesz przysłużyć się ludziom -
usuwając się im z drogi. Jest szlachetna sztuka załatwiania spraw i
szlachetna sztuka pozostawiania ich niezałatwionymi.
UROJONE OMDLENIE
Według gazet fala upałów powodowała omdlenia, tak,
więc młoda dama nie była zdziwiona widząc, jak siedzący obok niej w
kościele mężczyzna w średnim wieku, zsunął się na podłogę. Szybko
uklękła obok niego, położyła mu twardo rękę na głowie i pchnęła mu ją
między kolana. "Niech pan trzyma głowę w dół" wyszeptała nagląco.
"Poczuje się pan lepiej, jeśli napłynie panu krew do głowy". Żona
mężczyzny przyglądała się, skręcając się ze śmiechu i nie robiła nic,
żeby pomóc mężowi lub młodej damie. Musi być zupełnie bez serca, doszła
do wniosku młoda dama. Wtem ku jej zakłopotaniu, mężczyzna zdołał się
wyrwać z muskularnego objęcia i syknął: "Co ty wyprawiasz, wścibska
idiotko? Próbuję wydostać mój kapelusz spod ławki!". Ludzie, którzy
bardzo się starają coś poprawić, często osiągają zadziwiający sukces w
pogarszaniu tego. W ostatecznym rozrachunku rozwiązanie problemów nie
leży ani w działaniu, ani w braku działania, lecz w zrozumieniu, bo
gdzie jest prawdziwe zrozumienie, tam nie ma problemu.
"UCIEKAMY W DIABŁY"
Ksiądz szedł ulicą, kiedy zobaczył małego chłopca,
który podskakiwał do góry, próbując zadzwonić do drzwi. Biedny chłopczyk
był zbyt mały, a dzwonek za wysoko. Ksiądz podszedł, więc i zadzwonił za
malca. Potem, odwracając się do chłopca z uśmiechem zapytał: "A teraz co
robimy?" Malec powiedział: "Uciekamy w diabły".
DOBROĆ WOBEC ZWIERZĄT
Nauczycielka poprosiła swoich małych uczniów z
klasy, żeby opowiedzieli o swoich dobrych uczynkach względem
nierozumnych zwierząt. Było kilka wzruszających opowieści. Kiedy
przyszła kolej na Tommy'ego, powiedział dumnie: "Cóż, kopnąłem kiedyś
chłopca za to, że kopał psa". Równie dobrze prowadzić wojnę, żeby
zakończyć wszystkie wojny, lub brać udział w przemocy, która doprowadzi
do miłości.
LUDZKIE JEDZENIE DLA PTAKA
Dawno temu rzadki ptak, nigdy przedtem nie
widziany w Chinach, przyleciał do przedmieścia stołecznego miasta.
Cesarz był zachwycony. Rozkazał, żeby zaoferowano ptakowi jedzenie z
jego własnego stołu i żeby sprowadzono cesarską orkiestrę, by grała ku
jego uciesze. Lecz ptak wyglądał na nieszczęśliwego i oszołomionego. Nie
chciał tknąć się oferowanego jedzenia i w krótkim czasie zachorował i
zdechł.
POŻYWIENIE PTAKA DLA KRÓLIKA
Ptak jadł trujące jagody i jemu one nie
szkodziły. Pewnego dnia zebrał ich trochę na swój posiłek i odstąpił
część swego posiłku przyjacielowi, królikowi, który nie chcąc uchodzić
za niewdzięcznika, zjadł jagody i zdechł. Gdybyśmy byli oskarżeni o
łamanie i wkraczanie z zamiarem czynienia dobra, ilu z nas mogłoby nie
przyznać się do winy?
TY I TWOJE DZIESIĘĆ FILIŻANEK KAWY
Żebrak zobaczył, jak bankier
wychodził ze swego biura i powiedział: "Mógłby mi pan dać dziesięć
centów, na filiżankę kawy?' Bankierowi zrobiło się żal tego człowieka,
który wyglądał zaszargany i roztargniony. Powiedział: "Masz tu dolara.
Weź go i kup sobie dziesięć filiżanek kawy". Następnego dnia żebrak
pojawił się znowu na stopniach biura bankiera i gdy bankier wychodził,
uderzył go. "Hej", powiedział bankier. "Co robisz?' "Ty i twoje parszywe
dziesięć filiżanek. Nie mogłem przez nie zasnąć przez całą zeszłą noc".
Przyznaję się, że ci pomogłem. Czy możesz się teraz na to zdobyć, żeby
mi przebaczyć i pozwolić odejść?
PIENIĄDZE NA ZAKUP SŁONIA
Pewnego dnia Nasruddin poprosił bogatego
człowieka o trochę pieniędzy. "Na co je chcesz?? "Żeby kupić słonia"
"Jeśli nie masz pieniędzy, nie będziesz w stanie utrzymać słonia"
"Prosiłem o pieniądze?, powiedział Nasruddin, "a nie o radę".
ZESTAW PIERWSZEJ POMOCY
Członkini Pogotowia Ratunkowego miała dyżur
pierwszej pomocy na wybrzeżu. Zauważyła wiele pustych butelek
rozrzuconych po trawniku i obawiała się, że ludzie mogą przypadkiem na
nie nadepnąć i skaleczyć się. Postawiła więc swój zestaw pierwszej
pomocy na ziemi i zaczęła zbierać butelki. Wtem starszy pan, którego
uwagę odwróciło to, co robiła, potknął się o jej zestaw i skaleczył się.
TABLETKI NASENNE DLA ŚPIĄCEGO
"Niech się pan obudzi!" mówi
pielęgniarka, tarmosząc śpiącym pacjentem. "O co chodzi? Co się stało?"
zapytał przestraszony pacjent. "Nic. Zapomniałam tylko dać panu tabletki
nasenne". U nas w domu wybuchł wczoraj pożar. Na szczęście ugaszono go,
zanim straż pożarna mogła narobić szkody.
DAMA I ULICZNIK
Mam świetną zabawę służąc ci, ale i tak nalegam, żebyś
był wdzięczny. Obwieszona klejnotami dama wyszła z modnego hotelu w
Londynie, gdzie jadła kolację i tańczyła cały wieczór na balu
dobroczynnym na rzecz dzieci ulicy. Miała właśnie wsiąść do swego Rolls
Royce'a, gdy podszedł do niej ulicznik i zaskomlał: "Niech mi pani da
sześć pensów, jałmużny. Od dwóch dni nie jadłem". Księżna odskoczyła od
dzieciaka. "Ty niewdzięczniku!" wykrzyknęła. "Nie widzisz, że całą noc
dla ciebie tańczyłam?".
KONCERT KRYJÓWKĄ PRZED ŻONĄ
Dzięki Bogu, że nasze motywy służenia
innym są zakryte przed okiem ogółu. Koncert nadmorski był kiepski i nie
uzyskał recenzji w miejscowych gazetach. Frekwencja gwałtownie spadła po
pierwszym przedstawieniu. Jednakże jeden człowieczek przychodził co
wieczór i nie opuścił ani jednego koncertu. Jednak nawet jego obecność,
mimo że pochlebiająca dla wykonawców, nie była w stanie utrzymać
finansowo przedstawienia na powierzchni. Ostatniego wieczoru kierownik
wyszedł przed kurtynę i powiedział: "Panie i panowie, zanim się
pożegnamy, chcemy podziękować naszemu przyjacielowi w pierwszym rzędzie,
za jego bardzo cenny patronat. Nie opuścił on ani jednego
przedstawienia!" Człowieczek wstał, by wyjąkać podziękowanie. "To bardzo
ładnie z pana strony", powiedział, "ale jeśli o to chodzi, jest to
jedyne miejsce, gdzie mojej żonie nie przyszłoby do głowy, żeby mnie
szukać!".
JESTEM NASTĘPNYM MÓWCĄ
"To bardzo uprzejmie z pana strony, że został
pan do końca mojego przemówienia, kiedy wszyscy pozostali wyszli".
"Dziękuję panu za te słowa. Ale widzi pan, ja jestem następnym mówcą".
POD PIĘCIOMA DZWONKAMI
Pewnego razu była sobie karczma zwana POD
SREBRNĄ GWIAZDĄ. Karczmarz nie mógł związać końca z końcem, chociaż
robił co tylko mógł, żeby przyciągnąć klientów, czyniąc karczmę wygodną,
obsługę serdeczną, a ceny rozsądne. Więc zrozpaczony poszedł po radę do
Mędrca. Wysłuchawszy jego żali, Mędrzec powiedział: "To bardzo proste.
Musisz zmienić nazwę swojej karczmy". "Niemożliwe!" powiedział
karczmarz. "Od pokoleń nazywa się POD SREBRNĄ GWIAZDĄ i jest dobrze
znana w całym kraju". "Nie", powiedział stanowczo Mędrzec. "Musisz ją
teraz nazwać POD PIĘCIOMA DZWONKAMI i zawiesić rząd sześciu dzwonków u
wejścia". "Sześć dzwonków? Ależ to absurd. Jakiż z tego byłby pożytek?"
"Spróbuj, a zobaczysz", powiedział Mędrzec z uśmiechem. A zatem
karczmarz spróbował. I oto, co zobaczył. Każdy podróżny, który mijał
karczmę, wchodził, żeby zwrócić uwagę na błąd uważając, że nikt go
przedtem nie zauważył. Kiedy był już w środku, serdeczność obsługi
robiła na nim wrażenie i zostawał, żeby odpocząć i w ten sposób
karczmarz dorobił się fortuny, której na próżno tak długo poszukiwał.
Niewiele jest rzeczy, które bardziej radują nasze "Ja", niż poprawianie
błędów innych ludzi.
DOBROCZYNNOŚĆ I WDZIĘCZNOŚĆ
Pewnego razu Bóg wydał przyjęcie dla
wszystkich cnót, wielkich i małych, skromnych i bohaterskich.
Zgromadziły się wszystkie razem we wspaniale przystrojonej sali w niebie
i wkrótce zaczęły się dobrze bawić, ponieważ były ze sobą dobrze
zaznajomione; niektóre były nawet blisko spokrewnione. Nagle Bóg
zobaczył dwie piękne cnoty, które zdawały się zupełnie nawzajem nie znać
i czuły się w swoim towarzystwie trochę nieswojo. Wziął, więc jedną z
nich za rękę i oficjalnie przedstawił ją drugiej. "Wdzięczność"
powiedział, "to jest Dobroczynność". Ledwo Bóg się odwrócił, a one znowu
się rozdzieliły. Tak, więc zaczęto opowiadać, że nawet Bóg nie może
sprowadzić Wdzięczność tam, gdzie Jest Dobroczynność.
CO MÓWIĄ BĘBNY
Grupa nowoprzybyłych misjonarzy wynajęła tubylca, żeby
ich zabrał na przejażdżkę łódką po rzece Kongo. Po chwili zaczęło ich
dobiegać jednostajne bicie bębnów w dżungli. Wzdłuż całej trasy, w
różnych odstępach, dźwięki te się powtarzały. "Co mówią bębny?" zapytał
z lękiem jeden z misjonarzy. Miejscowy przewodnik posłuchał bębnów i
przetłumaczył: "Bębny mówią: Trzej biali. Bardzo bogaci. Podnieść ceny".
Saadiz Shiraj zwykł był mówić: "Nikt nie nauczył się ode mnie
łucznictwa, kto by nie uczynił, ostatecznie, ze mnie celu".
KIEDY POSŁAĆ PO LEKARZA
Kobieta pochyliła się nad ofiarą wypadku
drogowego, a tłum się przyglądał. Nagle została brutalnie odepchnięta
przez mężczyznę, który powiedział: "Proszę się odsunąć. Mam zrobiony
kurs z pierwszej pomocy". Kobieta przyglądała się przez parę minut,
podczas gdy mężczyzna zajmował się ofiarą. Potem spokojnie powiedziała:
"Kiedy dojdzie pan do tej części, w której musi pan posłać po lekarza,
jestem już tutaj". Częściej, niż ci się zdaje, lekarz już tam jest -
wewnątrz osoby, której usiłujesz pomóc! Czemu więc zawracać sobie głowę
pierwszą pomocą? Wezwij tego lekarza!
WEZWAĆ KSIĘDZA, KIEDY BĘDZIE NIEPRZYTOMNA
Gorliwy młody ksiądz został
mianowany kapelanem szpitala. Przeglądał pewnego dnia karty przyjęć
ostatnio przybyłych pacjentów i znalazł jedną, na której było napisane,
że pacjentka jest katoliczką. Do tego słowa była również dołączona
dziwna uwaga: "Nie chce widzieć księdza, o ile nie będzie nieprzytomna?.
Pytanie, które trzeba sobie zadać za każdym razem, gdy sądzisz, że
potrzebujesz pomocy lub rady: "Czy jestem pewien, że jestem przytomny?".
WYNIEŚĆ GO, CZY OBUDZIĆ?
Opowiadają, że pożar wybuchł w domu, w którym
mężczyzna spał głębokim snem. Próbowali go wynieść przez okno. Nic z
tego. Próbowali go wynieść przez drzwi. Nic z tego. Był zbyt wielki i
ciężki. Byli nieźle zdesperowani, aż ktoś zaproponował: "Obudźcie go,
wtedy sam wyjdzie". Tylko śpiący i dzieci wymagają opieki. Obudź się!
Lub dorośnij!
"TERAZ JA MAM TWÓJ BÓL GŁOWY
Młodemu człowiekowi powiedziano w
seminarium, że ludzie oczekują od księdza, żeby słuchał ich żali. Po
prostu słuchał, słuchał, słuchał... Może nie będzie w stanie podać
pomocnej dłoni, ale zawsze będzie mógł nakłonić współczującego ucha.
Postanowił, więc to robić, kiedy przyjechał na swoją pierwszą parafialną
placówkę. Bez względu na to, jak bardzo się w nim wszystko buntowało,
zmuszał się, żeby słuchać, słuchać, słuchać...., a ludzie bardzo to
doceniali. Lecz coś było, w tym wszystkim, nie tak. Na przykład,
przychodziła staruszka i skarżyła się na ból głowy. Taki straszny,
okropny ból głowy. "Proszę mi powiedzieć, co panią trapi", mówił ksiądz
zachęcająco. Więc mówiła, mówiła i mówiła, a ksiądz słuchał, słuchał i
słuchał. To zawsze zdawało się odnosić skutek. "Przyszłam tu godzinę
temu z takim bólem głowy, proszę księdza. A teraz mi przeszło,
przeszło". A ksiądz myślał: "Wiem, wiem. Bo teraz ja go mam!".
JAK ZDOBYWAĆ PRZYJACIÓŁ I WROGÓW
Trwał kurs na temat, JAK ZDOBYWAĆ
PRZYJACIÓŁ I MIEĆ WPŁYW NA LUDZI. Młody biznesmen wyjaśniał klasie, jak
stosował wszystkie zasady tego kursu w zetknięciu z perspektywą biznesu.
I działało cudownie - no, nie całkiem! "Zrobiłem wszystko, co mi tutaj
kazano", dodał. "Zacząłem od ciepłego powitania, potem uśmiechnąłem się
do niego i zapytałem go o niego samego. Słuchałem z największą uwagą
wszystkiego, co mówił. Do przesady zgadzałem się z jego poglądami i co
jakiś czas mu mówiłem, za jakiego wspaniałego człowieka go uważam. On
mówił i mówił przez ponad godzinę. A kiedy w końcu się rozstaliśmy,
wiedziałem, że zdobyłem przyjaciela na całe życie". Wszyscy w klasie
zaczęli uprzejmie bić brawo. Kiedy umilkły brawa, mówca powiedział z
uczuciem: "Ale niech mnie! Jakiego wroga on sobie zrobił!". Po co dawać
komuś prezent, na który emocjonalnie cię nie stać.
STARSZA PANI OPIEKUJE SIĘ STARSZĄ PANIĄ
Starzy ludzie są samotni nie,
dlatego, że nie mają nikogo, kto by podzielił ich brzemię, lecz dlatego,
że tylko swoje własne brzemię mają do niesienia. Przeprowadzono wywiad z
osiemdziesięcioletnią kobietą w dniu jej urodzin. Jaką radę mogłaby dać
ludziom w swoim wieku, zapytał reporter. "Cóż", powiedziała staruszka,
"w naszym wieku bardzo ważnym jest, żeby nadal wykorzystywać cały nasz
potencjał, w przeciwnym razie wyschnie. Ważnym jest być z ludźmi i o ile
to możliwe, zarabiać na utrzymanie poprzez służbę. To nas trzyma przy
życiu i zdrowiu". "Można wiedzieć, jak właściwie zarabia pani na życie w
pani wieku?" "Opiekuję się starszą panią w sąsiedztwie", padła
nieoczekiwana, zachwycająca odpowiedź. Miłość leczy wszystkich - zarówno
tych, którzy ją otrzymują, jak i tych, co ją dają.
PROBLEM MOJŻESZA
Opowiadają, że zanim Mojżesz wywiódł naród z ziemi
egipskiej, terminował u wielkiego Mistrza, przygotowując się do zostania
prorokiem. Pierwszym umartwieniem, któremu Mistrz poddał Mojżesza było
milczenie. Pewnego dnia wędrowali obydwaj przez okolicę i Mojżesz był
tak olśniony urokami natury, że łatwo mu było zachować milczenie. Lecz
kiedy dotarli do brzegu rzeki, zobaczył tonące dziecko i na drugim
brzegu jego nieszczęsną matkę wzywającą pomocy. Mojżesz nie potrafił
milczeć na taki widok. "Mistrzu", powiedział, "czy nie możesz coś
zrobić, by uratować to dziecko?" "Milczeć!" powiedział Mistrz. Więc
Mojżesz zamilkł. Lecz jego serce było wzburzone. Pomyślał: "Czy to
możliwe, że ten mój Mistrz jest w gruncie rzeczy bezlitosnym, nieczułym
człowiekiem? Czy też nie jest w stanie pomóc tym w potrzebie?" Bał się
myśleć takie rzeczy o swoim Mistrzu, ale też nie mógł tych myśli się
pozbyć. W trakcie swej wędrówki przyszli na brzeg morza i zobaczyli,
łódź tonącą razem z załogą. Mojżesz powiedział: "Mistrzu, spójrz! Ta
łódź tonie!" Jeszcze raz Mistrz nakazał mu zachować milczenie, więc
Mojżesz nie odezwał się już więcej. Lecz serce było srodze zmartwione,
więc kiedy wrócili, zwrócił się z tą sprawą do Boga, który powiedział do
niego: "Twój Mistrz miał rację. Dziecko, które tonęło, miało wywołać
wojnę pomiędzy dwoma narodami, w której zginęłoby setki tysięcy.
Nieszczęście to zostało odwrócone przez jego utonięcie. A jeśli chodzi o
ten tonący statek, jego załogę stanowili piraci, którzy zamierzali
dostać się do nadmorskiego miasta, żeby tam plądrować, grabić i
wymordować wielu niewinnych, spokojnych ludzi". Służba jest cnotą, gdy
towarzyszy jej mądrość.
POZBYCIE SIĘ WRÓBLI
Ministerstwo Rolnictwa zadekretowało, że wróble są
zagrożeniem dla zbiorów i powinny być zniszczone. Kiedy tego dokonano,
gromady owadów, które byłyby zjedzone przez wróble, opanowały zbiory i
zaczęły pustoszyć plony, wtenczas Ministerstwo Rolnictwa wpadło na
pomysł kosztownych pestycydów. Pestycydy podrożyły żywność. Sprawiły
również, że stała się ona niebezpieczna dla zdrowia. Zbyt późno odkryto,
że to wróble, chociaż żywiły się ziarnem, zapewniały zdrową i niedrogą
żywność.
ZŁOTY PĘPEK
Był raz człowiek, który miał złoty pępek, lecz to, co dla
większości ludzi, byłoby źródłem dumy, dla niego było źródłem
zakłopotania, gdyż za każdym razem, gdy brał prysznic lub szedł
popływać, był przedmiotem docinków swej przyjaciółki. Modlił się, więc i
modlił, żeby zabrano mu pępek. Pewnej nocy śniło mu się, za anioł
zstąpił z nieba, odkręcił mu pępek i powrócił do nieba. Kiedy rano się
obudził, najpierw sprawdził, czy sen był prawdziwy. Był! Na stole leżał
odkręcony pępek, cały jasny i świecący. Mężczyzna wyskoczył z łóżka z
radością - i odpadło mu siedzenie! Tylko mądrym można bezpiecznie
powierzyć zadania zmiany innych lub siebie.
KAMIEŃ NA ZUPĘ
Pewna wiejska kobieta była zdziwiona, gdy u jej drzwi
pojawił się dość dobrze ubrany nieznajomy i poprosił ją o coś do
jedzenia. "Przykro mi", powiedziała. "Nie mam w tej chwili nic w domu".
"Nie szkodzi", powiedział sympatyczny nieznajomy. "Mam tu w moim worku
kamień na zupę; jeśli pozwolisz mi go włożyć do garnka z gotująca wodą,
zrobię najsmaczniejszą zupę na świecie. Poproszę o bardzo duży garnek".
Kobieta była ciekawa. Postawiła garnek na ogniu i szepnęła sąsiadce o
tajemnicy kamienia na zupę. Zanim woda się zagotowała, wszyscy sąsiedzi
zgromadzili się, żeby zobaczyć nieznajomego i jego kamień na zupę.
Nieznajomy wrzucił kamień do wody, potem skosztował łyżeczkę ze smakiem
i wykrzyknął: "Ach, wyborna! Potrzeba jej tylko trochę ziemniaków". "Mam
ziemniaki w kuchni", wykrzyknęła jedna kobieta. Za kilka minut była z
powrotem z dużą ilością pokrojonych na plasterki ziemniaków, które
zostały wrzucone do garnka. Potem nieznajomy znowu spróbował wywaru.
"Wyśmienita!" powiedział. Lecz dodał tęsknie: "Gdybyśmy tylko mieli
trochę mięsa, byłby z tego smaczny gulasz". Inna gospodyni pobiegła do
domu i przyniosła trochę mięsa, które nieznajomy wdzięcznie przyjął i
wrzucił do garnka. Kiedy znowu spróbował bulionu, wzniósł oczy do nieba
i powiedział: "Gdybyśmy mieli trochę jarzyn, byłaby doskonała,
absolutnie doskonała". Jedna z sąsiadek popędziła do domu i wróciła z
koszykiem marchewek i cebuli. Gdy i one zostały wrzucone i nieznajomy
spróbował mikstury, powiedział rozkazującym głosem: "Sól i przyprawy".
"Tutaj", powiedziała gospodyni. Potem padło następne polecenie: "Miski
dla wszystkich". Ludzie pobiegli do domów w poszukiwaniu misek.
Niektórzy przynieśli przy okazji nawet chleb i owoce. Potem wszyscy
zasiedli do pysznego posiłku, podczas gdy nieznajomy rozdawał duże
porcje swej niewiarygodnej zupy. Wszyscy czuli się dziwnie szczęśliwi,
gdy śmiali się i rozmawiali, i dzielili swój pierwszy wspólny posiłek.
Pośrodku tej wesołości nieznajomy wymknął się cicho, pozostawiając
cudowny kamień na zupę, żeby mogli z niego skorzystać, kiedy tylko będą
chcieli ugotować najpiękniejszą zupę świata.
WODA W BECZCE NA WINO
We wsi miał się odbyć wielki festyn i każdego
mieszkańca poproszono o dołożenie się poprzez wlanie butelki wina do
olbrzymiej beczki. Kiedy zaczęła się uczta i odszpuntowano beczkę,
wypłynęła z niej woda. Jednemu z wieśniaków przyszła taka myśl do głowy:
"Jeżeli do tej olbrzymiej beczki wleję butelkę wody, nikt nie zauważy
różnicy". Ale nie przyszło mu do głowy, że wszyscy pozostali we wsi mogą
wpaść na ten sam pomysł.
CIERPLIWOŚĆ ABBY JANA
Opowieść z Ojców Pustym Egipskiej: Był sobie
stary pustelnik, bardzo ascetyczny ciałem i święty duchem, lecz o nieco
przyćmionym umyśle. Człowiek ten poszedł do Abby Jana, zapytać go na
temat braku pamięci. Otrzymawszy mądre słowo, powrócił do swej celi,
lecz w drodze powrotnej zapomniał, co mu Abba Jan powiedział. Wrócił,
więc i usłyszał to samo słowo. Lecz, raz jeszcze, w drodze powrotnej do
swej celi, zapomniał go. Zdarzyło się tak kilka razy. Wysłuchiwał Abby
Jana i w drodze powrotnej do swej celi, wszystkiego zapominał. Wiele dni
później spotkał przypadkiem Abbę Jana i powiedział: "Czy wiesz Ojcze, że
znowu zapomniałem, co mi powiedziałeś? Byłbym przyszedł jeszcze raz, ale
byłem już dla ciebie wystarczającym ciężarem i nie chciałem cię za
bardzo obciążać". Abba Jan powiedział do niego: "Idź i zapal lampę".
Staruszek zapalił lampę. Potem Jan powiedział: "Przynieś jeszcze kilka
lamp i zapal je od pierwszej". To też staruszek zrobił. Potem Abba Jan
powiedział do starca: "Czy pierwsza lampa straciła coś na tym, że
zapalono od niej inne lampy?" "Nie", powiedział staruszek. "A zatem, tak
też jest z Janem. Gdybyś nie tylko ty, ale całe miasto Scetis przyszło
do mnie, szukać pomocy lub rady nie poniósłbym najmniejszej straty. Więc
przychodź do mnie, kiedy tylko chcesz, bez wahania".
ASCEZA PRZECIW DOBROCZYNNOŚCI
Inna opowieść z Ojców Pustyni: Pewien
Brat zadał takie pytanie jednemu ze starszych: "Jest dwóch braci, z
których jeden pozostaje w celi modląc się, poszcząc sześć dni w tygodniu
i poddając się wielu umartwieniom. Drugi spędza cały swój czas na
opiekowaniu się chorymi. Praca, którego jest bardziej miła Bogu?"
Starszy odparł: "Gdyby ten brat, który pości i modli się, nawet powiesił
się za nos, nie dorównałby jednemu dobremu uczynkowi tego, który
opiekuje się chorymi".
KORZYSTANIE Z PIENIĘDZY DLA KORZYŚCI DUCHOWEJ
Uczeń podszedł do swego
Mistrza i powiedział: "Jestem bogatym człowiekiem, a właśnie
odziedziczyłem wielki majątek. Jak najlepiej mogę go wykorzystać tak,
żeby przyniósł mi duchowy pożytek?" powiedział Mistrz: "Przyjdź z
powrotem za tydzień, a ja dam ci odpowiedź" Gdy ten powrócił, Mistrz
powiedział wzdychając: "Jestem w kropce co ci powiedzieć. Jeśli powiem
ci, żebyś dał go przyjaciołom i krewnym, nie przyniesie ci to duchowej
korzyści. Jeśli ci powiem, żebyś przekazał go do świątyni, nasycisz
tylko chciwość kapłanów. A jeśli powiem ci, żebyś dał go ubogim,
będziesz dumny ze swej dobroczynności i popadniesz w grzech obłudy".
Ponieważ uczeń naciskał Mistrza o odpowiedź, powiedział on w końcu: "Daj
pieniądze ubogim. Przynajmniej oni na tym skorzystają, nawet, jeśli ty
nie". Jeśli nie służysz, szkodzisz innym. Jeśli służysz, szkodzisz
sobie. Nieznajomość tego dylematu, to śmierć duszy. Wyzwolenie od tego
dylematu, to życie wieczne.
PLANETA, ŻEBY POSTAWIĆ NA NIEJ DOM
Był raz człowiek, który był zajęty
budowaniem dla siebie domu. Chciał, żeby to był najprzyjemniejszy,
najcieplejszy, najprzytulniejszy dom na świecie. Ktoś przyszedł do niego
prosić o pomoc, ponieważ płonął świat. Lecz on był zainteresowany swoim
domem, a nie światem. Kiedy w końcu zbudował swój dom, nie miał planety,
na której by mógł go postawić.
SŁOŃ PRZYCZEPIONY DO KOŚCI SŁONIOWEJ
Nauczyciel zrezygnował z
nauczania na rzecz pracy społecznej. Kiedy jego przyjaciel zapytał go
dlaczego, oto, co miał do powiedzenia: "Niewiele można zdziałać w
szkole, jeśli nic się nie robi w domu i na świecie. W szkole czułem się
jak człowiek, który szukał w lesie kości słoniowej. Kiedy w końcu ją
znalazł, odkrył, że przyczepiona jest do wielkiego słonia?.
DOM I ŚWIAT
Żona do męża z nosem utkwionym w gazecie: "Czy przyszło ci
kiedykolwiek do głowy, że w życiu może być coś więcej niż to, co dzieje
się na świecie?" Większość ludzi kocha ludzkość. To sąsiada nie mogą
znieść.
KAMIENIARZ
Pewnego razu był sobie kamieniarz. Codziennie szedł w góry
wycinać kamienie. A podczas pracy śpiewał, gdyż, choć był ubogim
człowiekiem, nie pragnął więcej niż posiadał, wiec zupełnie o nic się
nie troskał. Pewnego dnia wezwano go do pracy nad rezydencją szlachcica.
Kiedy zobaczył wspaniałość tego pałacu, po raz pierwszy w życiu
doświadczył bólu pożądania i powiedział wzdychając: "Gdybym tylko był
bogaty! Wtedy nie musiałbym zarabiać na życie w pocie czoła, tak jak
teraz". Wyobraźcie sobie jego zdziwienie, gdy usłyszał głos mówiący:
"Twoje życzenie zostało spełnione. Odtąd wszystko, czego zapragniesz
będzie ci dane". Nie wiedział, jak ma rozumieć te słowa, dopóki nie
wrócił wieczorem do swej chaty i zamiast niej zastał pałac równie
wspaniały jak ten, przy którym pracował. Tak, więc kamieniarz porzucił
wycinanie kamieni i zaczął cieszyć się życiem bogatych. Pewnego dnia,
gdy popołudnie było gorące i wilgotne, wyjrzał przez okno i zobaczył
króla przejeżdżającego z wielkim orszakiem szlachty i niewolników.
Pomyślał: "Jakbym chciał sam być królem i siedzieć w chłodzie
królewskiego powozu!" Jego życzenie zostało natychmiast spełnione, a on
stwierdził, że spoczywa w wygodach królewskiego powozu. Lecz powóz
okazał się cieplejszy niż przypuszczał. Wyglądnął przez okno powozu i
zaczął podziwiać potęgę słońca, którego żar potrafił przeniknąć nawet
grube ściany powozu. "Chciałbym być słońcem", powiedział do siebie.
Znowu jego życzenie zostało spełnione i zaczął wysyłać we wszechświat
fale gorąca. Przez jakiś czas wszystko szło dobrze. Po czym w dzień
deszczowy, usiłował przebić się przez grubą warstwę chmur i nie mógł.
Kazał się, więc zmienić w chmurę i rozkoszował się swój ą mocą
zatrzymywania słońca - dopóki nie zamienił się w deszcz i nie natrafił,
ku swej irytacji, na potężną skałę, która tarasowała mu drogę, tak, że
musiał popłynąć dookoła niej. "Co" krzyknął. "Znowu skała potężniejsza
niż ja? Cóż, zatem chcę być skałą". Wnet wznosił się na zboczu górskim.
Jednakże ledwie miał czas nacieszyć się swą wspaniałą postawą, gdy
usłyszał dziwne odgłosy łupania pochodzące od podnóża. Spojrzał w dół i
ku swemu przerażeniu, ujrzał siedzącą tam maleńką istotę ludzką, zajętą
wycinaniem bloków kamienia spod jego stóp. "Co?", krzyknął. "Taka
słabowita istota potężniejsza od tak okazałej skały jak ja? Chcę być
człowiekiem!" Stwierdził, więc, że znowu jest człowiekiem, który chodzi
w góry wycinać kamień i zarabia na życie w pocie czoła, ale z pieśnią w
sercu, ponieważ jest zadowolony, że jest tym, czym jest i żyje tym, co
ma. Nic nie jest tak dobre, jak wygląda, zanim "to dostaniemy.
"KOGO TO WZRUSZA?"
Co miesiąc uczeń wysyłał sumiennie swojemu
Mistrzowi relację ze swego postępu duchowego. W pierwszym miesiącu
napisał: "Czuję rozszerzenie się świadomości i doświadczam mą jedność ze
wszechświatem". Mistrz rzucił okiem na kartkę i wyrzucił ją. Następnego
miesiąca oto, co miał do powiedzenia: "W końcu odkryłem, że boskość jest
obecna we wszystkich rzeczach". Mistrz wyglądał na rozczarowanego. W
swym trzecim liście uczeń entuzjastycznie wyjaśniał: "Tajemnica Jednego
i wielu została objawiona moim zdumionym oczom". Mistrz ziewnął. Jego
następny list mówił: "Nikt się nie rodzi, nikt nie żyje i nikt nie
umiera, gdyż nie ma jaźni". Mistrz uniósł ręce w rozpaczy. Potem minął
miesiąc, potem drugi, potem pięć, potem cały rok. Mistrz stwierdził, że
czas przypomnieć uczniowi o jego obowiązku informowania go o swoim
postępie duchowym. Uczeń napisał: "Kogo to wzrusza?" Kiedy Mistrz
przeczytał te słowa, wyraz zadowolenia rozlał mu się po twarzy.
Powiedział: "Dzięki Bogu, wreszcie to zrozumiał!". Nawet pragnienie
wolności jest niewolą. Czy jesteś kiedykolwiek naprawdę wolny, dopóki
nie przestanie mieć dla ciebie znaczenia, czy jesteś wolny, czy nie?
Tylko zadowoleni są wolni.
JAK NARODZIŁY SIĘ BUTY
Wielki, a głupi król skarżył się, że nierówna
ziemia rani mu stopy, więc rozkazał, aby cały kraj zasłano skórą wołową.
Nadworny błazen zaczął się śmiać, kiedy król powiedział mu o swym
rozkazie. "Co za kompletnie szalony pomysł, Wasza Wysokość", wykrzyknął
"Po co ten niepotrzebny wydatek?. Wytnij tylko dwa kawałki skóry do
ochrony stóp!" Tak też król zrobił. I w ten sposób zrodził się pomysł
butów. Oświeceni wiedzą, że aby uczynić świat miejscem bezbolesnym,
trzeba zmienić swe serce - nie świat.
MISTRZ SHOJU I WILKI
We wsi w pobliżu świątyni Shoju zauważono wilki,
więc co noc przez cały tydzień Shoju chodził na wiejski cmentarz i
siedział tam pogrążony w medytacji. Położyło to kres nocnym atakom
wilków. Wieśniacy nie posiadali się z radości. Błagali go, żeby im
objawił tajemne obrządki, które wykonywał tak, aby mogli zrobić to samo
w przyszłości. Powiedział Shoju: "Nie musiałem się uciekać do tajemnych
obrządków. Gdy siedziałem tam pogrążony w medytacji, kilka wilków
zebrało się wokół mnie. Polizały mi koniec nosa i powąchały tchawicę.
Lecz, ponieważ pozostałem w odpowiednim stanie umysłu, nie zostałem
ugryziony".
NIEWOLNIK PODCZAS SZTORMU
Pewien Maharadża wypłynął na morze, gdy
podniósł się wielki sztorm. Jeden z niewolników na pokładzie zaczął
krzyczeć i zawodzić ze strachu, ponieważ człowiek ten nie płynął nigdy
przedtem statkiem. Jego krzyk był tak głośny i trwał tak długo, że
wszyscy na pokładzie zaczęli się irytować, a Maharadża był za
wyrzuceniem go za burtę. Lecz jego główny doradca, który był mędrcem,
powiedział: "Nie. Pozwól mi się nim zająć. Myślę, że mogę go wyleczyć".
Mówiąc to rozkazał kilku marynarzom, wyrzucić mężczyznę do morza. W
chwili, gdy znalazł się w morzu, biedny niewolnik zaczął wrzeszczeć z
przerażenia i dziko bić fale. Za kilka sekund mędrzec rozkazał wyciągnąć
go na pokład. Z powrotem na pokładzie niewolnik leżał w kącie w
całkowitym milczeniu. Kiedy Maharadża zapytał swego doradcę o przyczynę,
on odparł: "Nigdy nie zdajemy sobie sprawy, jakie mamy szczęście, dopóki
nasza sytuacja się nie pogorszy".
SZCZĘŚCIE ROZBITKA
W czasie drugiej wojny światowej pewien mężczyzna
dryfował przez dwadzieścia jeden dni, zanim go uratowano. Zapytany, czy
to doświadczenie czegoś go nauczyło, odparł: "Tak. Jeśli tylko będę mógł
mieć pod dostatkiem jedzenia i wody do picia, będę szalenie szczęśliwy
przez resztę życia". Pewien staruszek mówi, że narzekał tylko raz w
całym swoim życiu - kiedy miał bose stopy, a nie miał pieniędzy, żeby
kupić buty. Potem zobaczył szczęśliwego człowieka, który nie miał stóp.
I nigdy więcej już nie narzekał.
WAHADŁO
Chwila obecna nie jest nigdy nie do zniesienia, jeśli żyjesz
nią w pełni. Nieznośnym jest być, ciałem tutaj o 10 rano, a duchem o 6
po południu; ciałem w Bombaju, a duchem w San Francisco. Zegarmistrz
zabierał się do naprawy wahadła w zegarze, kiedy ku swemu zdziwieniu
usłyszał, jak wahadło przemówiło. "Proszę cię, panie, zostaw mnie w
spokoju", błagało wahadło. "Będzie to z twojej strony dobry uczynek.
Pomyśl, ile razy będę musiało tykać w dzień i w nocy. Tyle razy na
minutę, sześćdziesiąt minut na godzinę, dwadzieścia cztery godziny na
dobę, trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku. Rok po roku.... miliony
tykań. Nie podołałobym temu". Lecz zegarmistrz odpowiedział mądrze: "Nie
myśl o przyszłości. Po prostu wykonaj pojedyncze tyknięcia, a będziesz
się cieszyć każdym tyknięciem przez resztę życia". I tak właśnie wahadło
postanowiło robić. Nadal wesoło sobie tyka.
SŁODYCZ TRUSKAWKI
Oto przypowieść, którą Budda opowiedział swemu
uczniowi: Pewien człowiek napotkał na polu tygrysa. Tygrys rzucił się za
nim w pogoń, a człowiek uciekał. Natrafił na swej drodze na przepaść,
potknął się i zaczął spadać. Wyciągnął wtedy rękę i załapał się za mały
krzew truskawkowy, który rósł na zboczu przepaści. Wisiał tam kilka
minut, zawieszony pomiędzy głodnym tygrysem u góry, a głęboką rozpadliną
na dole, wkrótce miała go spotkać śmierć. Nagle dojrzał soczystą
truskawkę, rosnącą na krzewie. Trzymając się krzewu jedną ręką, drugą
zerwał truskawkę i włożył ją do ust. Nigdy w jego życiu truskawka nie
była, dla niego, tak słodka w smaku! Oświeconym świadomość śmierci
nadaje słodyczy życiu.
JAK SPADAĆ ZE ŚCIANY SKALNEJ
Nerwowy turysta bał się podejść zbyt
blisko do ściany skalnej. "Cóż bym począł", powiedział do przewodnika,
"gdybym spadł z krawędzi?" "W tym przypadku, proszę pana", powiedział
przewodnik entuzjastycznie, "niech pan nie omieszka spojrzeć na prawo.
Będzie pan zachwycony widokiem!". Oczywiście tylko, jeśli jesteś również
oświecony!
STARZY LUDZIE NIE MAJĄ CZASU DO ZMARNOWANIA
W poczekalni u lekarza był
tłum ludzi. Starszy pan wstał i podszedł do rejestratorki. "Proszę
pani", powiedział uprzejmie, "byłem umówiony na dziesiątą, a teraz jest
już prawie jedenasta. Nie mogę dłużej czekać. Czy mogłaby mnie pani
zarejestrować na inny dzień?" Jedna kobieta w tłumie czekających
pochyliła się do drugiej i powiedziała: "On musi mieć przynajmniej
osiemdziesiąt lat. Jakiego rodzaju pilną sprawę może mieć, że nie może
sobie pozwolić na czekanie?" Mężczyzna usłyszał wyszeptaną uwagę.
Obrócił się do tej pani, ukłonił i powiedział: "Proszę pani, mam
osiemdziesiąt siedem lat. I właśnie to jest przyczyną, dlaczego nie mogę
sobie pozwolić na zmarnowanie ani jednej minuty, z tego cennego czasu,
który mi pozostał". Oświeceni nie marnują ani minuty, ponieważ
zrozumieli względną błahość wszystkiego, co robią.
SOKRATES I WIERSZ
Sokrates był w więzieniu i czekał na swoją
egzekucję. Pewnego dnia usłyszał, jak współwięzień śpiewa trudny tekst
poety Stesichorosa. Sokrates błagał go, żeby go nauczył tych słów.
"Dlaczego?" zapytał śpiewak. "Żebym mógł umrzeć, znając jedną rzecz
więcej", padła odpowiedź wielkiego człowieka. Uczeń: Po co uczyć się
czegoś nowego na tydzień przed śmiercią? Mistrz: Z dokładnie tego samego
powodu, co uczyć się czegoś nawet pięćdziesiąt lat przed śmiercią.
STRAŻNIK, KTÓRY POKONAŁ STRACH
Tajima no Kami był mistrzem fechtunku u
Szoguna. Jeden z członków straży przybocznej Szoguna przyszedł do niego,
pewnego dnia, prosząc go o przeszkolenie w szermierce Obserwowałem cię
uważnie", powiedział Tajima no Kami, i wydajesz się, sam być Mistrzem w
tej sztuce. Zanim cię przyjmę na ucznia, proszę cię, żebyś mi
powiedział, u jakiego Mistrza studiowałeś?" Członek straży odpowiedział:
"Nigdy nie uczyłem się tej sztuki u nikogo". "Mnie nie oszukasz",
powiedział nauczyciel. "Mam dobre oko i ono nigdy mnie nie zawodzi" "Nie
mam zamiaru sprzeciwiać się waszej ekscelencji", powiedział strażnik,
"ale naprawdę, zupełnie się nie znam na fechtunku". Nauczyciel
pofechtował się kilka minut z mężczyzną, potem przestał i powiedział:
"Skoro mówisz, że nigdy nie uczyłeś się tej sztuki, wierzę ci na słowo.
Lecz jesteś jakiegoś rodzaju Mistrzem. Opowiedz mi o sobie". "Jest jedna
rzecz", powiedział strażnik. "Kiedy byłem dzieckiem, pewien samuraj
powiedział mi, że człowiek nigdy nie powinien bać się śmierci. Dlatego
zmagałem się z problemem śmierci dopóty, dopóki nie przestał budzić we
mnie najmniejszego niepokoju". "Więc w tym rzecz", wykrzyknął Tajima no
Kami. "Ostateczny sekret szermierski polega na byciu wolnym od lęku
przed śmiercią. Nie potrzebujesz przeszkolenia. Sam jesteś Mistrzem".
Nieoświeceni są zawsze niespokojni. Jak człowiek w rzece, który nie umie
pływać. Ogarnia go strach. Więc tonie. Więc usiłuje się utrzymać na
powierzchni. Więc zapada się jeszcze głębiej. Jeśli odrzuciłby swój
strach i pozwolił sobie tonąć, jego ciało samo wypłynęłoby na
powierzchnię. Był raz człowiek, który wpadł do strumienia, gdy miał atak
padaczki. Kiedy wróciła mu później świadomość, był zdumiony, gdy
stwierdził, że leży na brzegu. Atak, który wrzucił go do rzeki, uratował
mu także życie, pozbawiając go strachu przed utonięciem... to jest
oświecenie.
ŚMIERĆ PILOTA KAMIKAZE
Kenji był japońskim pilotem kamikaze.
Przygotował się na śmierć za swój kraj, lecz wojna skończyła się
wcześniej, niż się spodziewano i nigdy nie miał szansy umrzeć z honorem.
Tak, więc mężczyzna wpadł w depresję; stracił zupełnie chęć do życia i
błąkał się apatycznie po mieście niepewny, co ze sobą zrobić. Pewnego
dnia powiedziano mu o złodzieju, który trzymał staruszkę jako
zakładniczkę w jej mieszkaniu na drugim piętrze pewnego budynku. Policja
bała się wkroczyć do mieszkania, ponieważ mężczyzna był uzbrojony, a
wiedziano, że jest niebezpieczny. Kenji wtargnął do budynku i zażądał,
żeby mężczyzna uwolnił kobietę. Wywiązała się walka na noże, w której
Kenji zabił złodzieja, lecz sam został śmiertelnie ranny. Zmarł w chwilę
później w szpitalu, mając na ustach uśmiech zadowolenia. Jego życzenie,
żeby umrzeć pożyteczną śmiercią, zostało spełnione. Tylko ci czynią
Dobro, którzy pozbyli się swego strachu przed śmiercią.
CZAROWNIK I SMOK
Był raz w Chinach olbrzymi smok, który wędrował od
wsi do wsi, zabijając bez różnicy bydło, psy, kurczęta i dzieci.
Wieśniacy wezwali, zatem czarownika, by pomógł im w ich niedoli.
Czarownik powiedział: "Nie mogę sam zabić smoka, gdyż, chociaż jestem
czarodziejem, za bardzo się boję. Ale znajdę wam człowieka, który to
zrobi". Mówiąc to przybrał postać smoka i zajął pozycję na moście, tak,
że wszyscy, którzy nie wiedzieli, że to czarownik bali się przejść.
Jednakże pewnego dnia podszedł do mostu podróżny, spokojnie przekroczył
smoka i poszedł dalej. Czarownik szybko przyoblekł się znowu w ludzkie
kształty i zawołał do mężczyzny: "Wracaj, przyjacielu. Stoję tutaj od
tygodni, czekając na ciebie!". Oświeceni wiedzą, że strach leży w
sposobie, w jaki patrzy się na rzeczy, a nie w samych rzeczach.
DERWISZ I KRÓL
Pewien król napotkał derwisza i zgodnie ze zwyczajem
Wschodu, gdy król spotyka poddanego, powiedział: "Proś o łaskę". Derwisz
powiedział: "Nie przystałoby mi prosić o łaskę jednego z moich
niewolników". "Jak śmiesz mówić tak lekceważąco do króla?, powiedział
członek straży. "Wytłumacz się albo umrzesz". Derwisz powiedział: "Mam
niewolnika, który jest panem twojego króla". "Kogo?" "Strach",
powiedział derwisz. Kiedy ginie ciało, nie ma już życia. Stąd biedny
wniosek, że utrzymanie dala przy życiu to to samo, co życie. Wejdź tam,
gdzie kula zamachowca nie odbiera życia; tak i przedłużenie życia nie
wydłuża czasu trwania czyjegoś istnienia.
DIOGENES NA TARGU NIEWOLNIKÓW
Kiedy pojmano greckiego filozofa
Diogenesa i zabrano, żeby sprzedać go na targu niewolników, podobno
wspiął się on na podwyższenie licytatora i wykrzyknął: "Pan tu
przyszedł, żeby go sprzedano. Czy jest wśród was jakiś niewolnik, który
pragnie go kupić?". Niemożliwym jest uczynić niewolników z oświeconych,
gdyż są oni tak samo szczęśliwi w stanie niewoli, jak w stanie wolności.
ŚMIERĆ CZEKA W SAMARZE
Pewien kupiec w Bagdadzie posłał swego
służącego za sprawunkami na bazar i człowiek ten wrócił blady i trzęsący
się ze strachu. "Panie", powiedział, "kiedy byłem na rynku wpadłem na
jakąś nieznajomą. Kiedy spojrzałem jej w twarz, stwierdziłem, że to
Śmierć. Zrobiła w moim kierunku groźny gest i odeszła. Teraz ja się
boję. Proszę, daj mi konia, żebym mógł pojechać zaraz do Samarry i
znaleźć się jak najdalej od Śmierci". Kupiec, w swym zatroskaniu o
mężczyznę, dał mu swego najszybszego rumaka. Służący dosiadł go i migiem
odjechał. Trochę później, tego samego dnia, kupiec sam poszedł na bazar
i zobaczył Śmierć, wałęsającą się wśród tłumu. Podszedł do niej i
powiedział: "Zrobiłaś groźny gest w kierunku mojego służącego dziś rano.
Co on znaczył?" "To nie był groźny gest", rzekła Śmierć. "Drgnęłam ze
zdziwienia, widząc go tutaj w Bagdadzie". "Czemuż nie miałby być w
Bagdadzie? Tutaj ten człowiek mieszka" "No cóż, widzisz, dano mi do
zrozumienia, że dziś wieczór dołączy do mnie w Samarze". Większość ludzi
tak bardzo boi się umrzeć, że w rezultacie swych wysiłków, żeby uniknąć
śmierci, nigdy nie żyje.
ŚWIĘTY CZŁOWIEK KARMI PSA
Był raz święty człowiek, który żył w stanie
ekstazy, lecz wszyscy uważali go za obłąkanego. Pewnego dnia, gdy
użebrawszy jedzenia we wsi, usiadł przy drodze i zaczął jeść, podszedł
do niego pies i spojrzał na niego pożądliwie. Święty człowiek zaczął
wtedy karmić psa; najpierw sam brał kęs, potem dawał kęs psu, tak jakby
i on i pies byli starymi przyjaciółmi. Wkrótce wokół obydwu zgromadził
się tłum, żeby obserwować ten niezwykły widok. Jeden z mężczyzn z tłumu
szydził ze świętego człowieka. Powiedział do innych: "Czegóż można się
spodziewać po kimś tak szalonym, że nie jest w stanie odróżnić człowieka
od psa?" Święty człowiek odpowiedział: "Czemu się śmiejesz? Czy nie
widzisz Wisznu siedzącego z Wisznu? Wisznu jest karmiony i Wisznu
dokonuje karmienia. Więc czemu się śmiejesz, o Wisznu?"
KRISZNA W KIŚCIACH
Pan Kriszna powiedział do Arjun: "Mówisz o mnie
jako o wcieleniu Boga. Lecz dzisiaj chcę objawić ci coś szczególnego.
Chodź za mną". Arjun poszedł kawałek za Panem. Wtedy Kriszna wskazał na
drzewo i powiedział: "Co tam widzisz?" Arjun odpowiedział: "Olbrzymią
winorośl z wiszącymi na niej kiściami winogron". Pan powiedział: "To nie
są winogrona. Podejdź bliżej i przyjrzyj się im uważnie". Kiedy Arjun to
zrobił, nie bardzo mógł uwierzyć własnym oczom, gdyż miał przed sobą
Krisznów wiszących kiściami z Kriszny. Uczniowie prosili Mistrza, żeby
powiedział im o śmierci: "Jak to będzie?" ,,Będzie tak, jakby zasłona
została rozdarta na pół, a wy powiecie w zadziwieniu:, "Więc to cały
czas byłeś Ty!".
ASCETA I SŁOŃ
Był raz w Indiach król, którego słoń wpadł w szał.
Maszerował on od wsi do wsi, niszcząc wszystko na swej drodze, a nikt
nie śmiał go zaatakować, ponieważ należał do króla. Otóż pewnego dnia
samozwańczy asceta miał właśnie wyruszyć z wioski. Wszyscy mieszkańcy
błagali go, żeby tego nie robił, ponieważ widziano słonia na drodze i
atakował on przechodniów. Mężczyzna uradował się z nadarzającej się
sposobności zademonstrowania swej niepospolitej mądrości, gdyż właśnie
wrócił z wykładu swego guru, który nauczył go widzieć we wszystkim Ramę.
"O wy biedni, ciemni głupcy!" powiedział, "Czy nie macie zupełnie
pojęcia o sprawach duchowych? Czy nigdy wam nie mówiono, że musimy we
wszystkich i we wszystkim widzieć Ramę i że wszyscy, którzy to robią,
będą się cieszyć opieką Ramy? Pozwólcie mi iść. Nie boję się słonia":
Ludzie pomyśleli, że mężczyzna jest prawie tak samo wnikliwy duchowo,
jak oszalały słoń. Wiedzieli, że dyskutowanie ze świętym człowiekiem, na
nic się nie zda, więc pozwolili mu odejść. Ledwie wyszedł na drogę, a
słoń rzucił się ku niemu, podniósł go trąbą i rzucił o drzewo. Mężczyzna
zaczął wyć z bólu. Na jego szczęście straże króla pojawiły się w samą
porę i schwytały słonia, zanim mógł zabić mającego złudzenia ascetę.
Upłynęło wiele miesięcy, zanim mężczyzna był na tyle zdrów, żeby znów
wyruszyć na wędrówkę. Poszedł prosto do swego guru i powiedział: "Nauka,
którą mi dałeś była fałszywa. Powiedziałeś mi, żeby widzieć, że wszystko
jest przeniknięte przez Ramę. To właśnie zrobiłem i zobacz, co się
stało?" Powiedział guru: "Jakże jesteś niemądry! Dlaczego nie zdołałeś
dostrzec Ramy w wieśniakach, którzy ostrzegali cię przed słoniem?".
CUKIERKI ZWIERZĄTKA
Był raz cukiernik, który miał cukierki w kształcie
zwierząt i ptaków o różnych kolorach i wielkościach. Kiedy sprzedawał
swe cukierki dzieciom, zaczynały się kłócić, mówiąc: "Mój królik jest
lepszy od twojego tygrysa... Moja wiewiórka jest może mniejsza od
twojego słonia, ale jest smaczniejsza..." A cukiernik śmiał się, gdy
pomyślał o dorosłych, którzy byli niemniej nieświadomi niż dzieci, gdy
uważali, że jedna osoba jest lepsza od drugiej. Oświecenie wie, że to
nasza kultura i uwarunkowania, a nie nasza natura, nas dzielą.
"BIAŁE CZY CZARNE?"
Pasterz pasł owce, gdy jakiś przechodzień
powiedział: "Masz ładne stado owiec. Czy mógłbym cię coś o nich
zapytać?" "Oczywiście", powiedział pasterz. Rzekł mężczyzna: "Jaką
odległość twoim zdaniem, pokonują co dzień twoje owce?" "Które, białe
czy czarne?" "Białe" "Cóż, białe pokonują około cztery mile dziennie".
"A czarne?" "Czarne też". "A ile trawy twoim zdaniem, zjadają dziennie?"
"Które, białe czy czarne?" "Białe". "Cóż, białe zjadają około cztery
funty trawy dzienne". "A czarne?" "Czarne też". "A ile wełny według
ciebie dają na rok?" "Które, białe czy czarne?" "Białe". "No, według
mnie białe dają jakieś sześć funtów wełny co roku w porze strzyżenia".
"A czarne?" "Czarne też". Przechodzień był zaintrygowany. "Można spytać,
dlaczego masz ten dziwny zwyczaj dzielenia swoich owiec na białe i
czarne, za każdym razem, gdy odpowiadasz na moje pytanie?" "No cóż, to
całkiem naturalne. Widzi pan, białe są moje". "Aha! A czarne?" "Czarne
też", rzekł pasterz. Umysł ludzki dokonuje głupich podziałów w tym, co
Miłość widzi jako Jedno.
RÓŻNICA POMIĘDZY KOŚĆMI
Plutarch opowiada historię o Aleksandrze
Wielkim, który napotkał Diogenesa, przyglądającego się uważnie stercie
ludzkich kości. "Czego szukasz?" zapytał Aleksander "Czegoś, czego nie
mogę znaleźć", rzekł filozof "A cóż to takiego?" Różnica między kośćmi
twojego ojca, a kośćmi jego niewolników". Tak samo nie do odróżnienia
są: kości katolika od kości protestanta, kości hindusa od muzułmanina,
kości Araba od kości Izraelity, kości Rosjanina od kości Amerykanina.
Oświeceni nie widzą różnicy nawet wtedy, gdy kości te są obleczone w
ciało.
WOLA RAMY
W malej wiosce hinduskiej żył tkacz, który był bardzo
pobożnym człowiekiem. Jak dzień długi miał imię Boże na ustach i ludzie
ufali mu ślepo. Kiedy tkał odpowiednią ilość materiału, zabierał go do
sprzedania na plac targowy. Tam, jeśli ktoś zapytał go o cenę kawałka
materiału, odpowiadał, w ten sposób: "Za wolą Ramy, cena przędzy wynosi
35 centów; robocizna wynosi 10 centów; zysk, za wolą Ramy, wynosi 4
centy. Tak, więc cena tego kawałka, za wolą Ramy, wynosi 49 centów".
Ludzie tak mu wierzyli, że nigdy się z nim nie targowali; płacili po
prostu cenę, jakiej zażądał i brali towar. Otóż tkacz miał zwyczaj
chodzić nocą do wioskowej świątyni, by wychwalać Boga i śpiewać chwałę
jego imienia. Pewną późną nocą, gdy oddawał się swym śpiewom, wpadła
banda rabusiów. Potrzebowali kogoś do niesienia im skradzionych rzeczy,
więc powiedzieli: "Chodź z nami". Tkacz potulnie poszedł z nimi, niosąc
rzeczy na głowie. Wkrótce policja ruszyła w pogoń i rabusie zaczęli
uciekać; tkacz uciekał wraz z nimi, lecz ponieważ był starszym
człowiekiem, policja wkrótce go dogoniła i znajdując przy nim skradzione
rzeczy, aresztowała go i wtrąciła do więzienia. Następnego ranka
postawiono go przed sędzią i oskarżono o włamanie. Kiedy sędzia zapytał
go, co ma do powiedzenia na swoją obronę, powiedział on, co następuje:
"Wysoki Sądzie, za wolą Ramy, skończyłem zeszłej nocy posiłek i za wolą
Ramy, poszedłem do świątyni, aby wychwalać go tam śpiewem. Wtedy to
nagle, za wolą Ramy, wpadła banda rabusiów i za wolą Ramy, kazali mi
nieść za siebie ich rzeczy. Włożyli mi na głowę taki ciężar, że kiedy,
za wolą Ramy, policja ruszyła w pogoń, złapano mnie łatwo. Wtedy, za
wolą Ramy, aresztowano mnie i wtrącono do więzienia. I oto stoję dziś
przed tobą, za wolą Ramy. Sędzia rzekł do policjanta: "Wypuście tego
człowieka. Najwyraźniej jest niespełna rozumu". W domu, gdy zapytano go,
co się stało, pobożny tkacz powiedział: "Za wolą Ramy, aresztowano mnie
i postawiono przed sądem. I za wolą Ramy, zostałem uniewinniony".
POLICJANT I RABIN
Był raz rabin, który mieszkał w jednej ze wsi na
stepach Rosji. Co rano, od dwudziestu lat, przechodził przez wioskowy
plac, by modlić się w synagodze i co rano był uważnie obserwowany przez
policjanta, który nienawidził Żydów. W końcu pewnego ranka policjant
podszedł do rabina i zapytał go, gdzie idzie. "Nie wiem", rzekł rabin.
"Jak to nie wiesz? Od dwudziestu lat widzę cię, jak idziesz do tej
synagogi po drugiej stronie placu, a teraz mówisz, że nie wiesz? Ja cię
tu nauczę!". Mówiąc to chwycił staruszka za brodę i zawlókł go do
więzienia. Gdy przekręcał klucz w więziennej celi, rabin spojrzał na
niego z błyskiem w oku i powiedział: "Widzisz, co miałem na myśli, kiedy
powiedziałem, że nie wiem?".
PASTERZ LUBI WSZYSTKIE RODZAJE POGODY
Podróżny: "Jaką pogodę będziemy
mieli dzisiaj?" Pasterz: "Taką, jaką lubię" "Skąd wiesz, że będzie taka,
jaką lubisz?" "Stwierdziwszy, proszę pana, że nie zawsze mam to, co
lubię, nauczyłem się zawsze lubić to, co mam. Jestem wiec całkiem
pewien, że będziemy mieli taką pogodę, jaką lubię". Szczęście i
nieszczęście leżą w sposobie, w jaki przyjmujemy wydarzenia, nie w
naturze samych wydarzeń.
ZAKONNICA PO ŚMIERCI W STARYM HABICIE
Stara zakonnica, która
przymierzała nowy "habit, rozmawiała o swym pogrzebie z Matką
Przełożoną. "Chciałabym, żeby pochowano mnie w starym habicie",
powiedziała. "Oczywiście", powiedziała Przełożona,, jeśli ci będzie w
nim wygodniej!". Kiedy nie ma już "Ja", umiera się - i tak, jak trupowi,
jest wygodnie we wszystkim. Przecież ktoś, kto jest zdecydowany utonąć,
nie wymaga suchego ubrania, żeby uprzyjemnić sobie tonięcie.
SKARB WE WŁASNEJ KUCHNI
Opowieść chasydzka: Pewnej nocy Rabinowi
Izaakowi powiedziano we śnie, żeby udał się do odległej Pragi i szukał
tam ukrytego skarbu, zakopanego pod mostem, który prowadził do pałacu
króla. Nie potraktował tego snu poważnie, ale kiedy powtórzył się on
cztery czy pięć razy, zdecydował się pojechać na poszukiwanie skarbu.
Gdy dotarł do mostu, ku swemu przerażeniu odkrył, że jest on mocno
pilnowany w dzień i w nocy przez żołnierzy. Mógł tylko patrzeć na most z
daleka. Lecz, ponieważ chodził tam co rano, dowódca straży podszedł do
niego pewnego dnia, żeby dowiedzieć się, dlaczego. Rabin, Izaak, chociaż
zmieszany, że musi opowiedzieć swój sen komuś innemu, powiedział dowódcy
wszystko, gdyż spodobał mu się dobrotliwy charakter tego chrześcijanina.
Dowódca ryknął śmiechem i powiedział: "Wielkie nieba! Ty Rabin
traktujesz sny tak poważnie? Cóż, gdybym był na tyle głupi, żeby
kierować się swymi snami, to bym dzisiaj wędrował po Polsce. Opowiem ci
jeden, który miałem zeszłej nocy, a który powtarza się często: Jakiś
głos mówi mi, żebym pojechał do Krakowa i szukał skarbu zakopanego w
kącie kuchni pewnego Izaaka, syna Ezechiela! Czyż nie byłaby to
najgłupsza rzecz pod słońcem, gdybym szukał po Krakowie człowieka
zwanego Izaakiem i innego zwanego Ezechielem, gdy połowa tamtejszej
męskiej populacji prawdopodobnie nosi to jedno imię, a druga połowa to
drugie?". Rabin był oszołomiony. Podziękował dowódcy za jego radę,
pospieszył do domu, zaczął kopać w kącie kuchni i znalazł skarb tak
obfity, że zapewnił mu wygodne życie aż do śmierci. Poszukiwanie duchowe
jest podróżą bez odległości. Podróżujesz stąd, gdzie teraz jesteś tam,
gdzie zawsze byłeś. Od niewiedzy do poznania, gdyż tylko widzisz po raz
pierwszy to, na co zawsze patrzyłeś. Kto kiedykolwiek słyszał o drodze,
która prowadzi cię do ciebie samego lub o metodzie, która czyni cię tym,
czym zawsze byłeś? Duchowość jest, ostatecznie, tylko kwestią stania się
tym, czym naprawdę jesteś.
PRAWDA W SWOIM DOMU
Pewien młody człowiek został opętany namiętnością
do Prawdy, więc opuścił rodzinę i przyjaciół i wyruszył na jej
poszukiwanie. Przemierzył wiele ziem, przepłynął wiele oceanów, wspiął
się na wiele gór i w sumie przeszedł przez wiele trudów i cierpień.
Pewnego dnia obudził się, by stwierdzić, że ma siedemdziesiąt pięć lat,
a nadal nie znalazł Prawdy, której szukał. Ze smutkiem zdecydował, więc,
żeby zrezygnować z poszukiwań i wrócić do domu. Potrzeba mu było
miesięcy, żeby wrócić do rodzinnego miasta, gdyż był teraz starym
człowiekiem. Będąc na miejscu, otworzył drzwi swego domu - i znalazł
Prawdę, która czekała na niego cierpliwie przez wszystkie te lata.
Pytanie: Czy jego podróżowanie pomogło mu znaleźć Prawdę? Odpowiedź:
Nie, ale przygotowało go do rozpoznania jej.
ZĘBY ALIGATORA ZA PERŁY
Turystka z Zachodu podziwiała naszyjnik
tubylca. "Z czego jest zrobiony?" zapytała. "Z zębów aligatora, proszę
pani", powiedział tubylec. "Ach tak. Przypuszczam, że mają dla was taką
samą wartość, jak dla nas perły". "Niezupełnie. Każdy może otworzyć
ostrygę". Oświeceni rozumieją, że diament jest kamieniem, dopóki umysł
ludzki nie nada mu wartości. I że rzeczy są takie duże lub takie małe,
jakimi twój umyśl zechce je uczynić.
KIEDY DZIEŃ JEST WIELKIM DNIEM?
Młody Amerykanin dostał posadę
urzędnika w Białym Domu i właśnie brał udział w przyjęciu wydanym przez
prezydenta dla całego personelu Białego Domu. Pomyślał, że jego matka
będzie zachwycona, gdy dostanie telefon z Białego Domu, zamówił, więc
rozmowę poprzez jego centralę. "Mamo", powiedział dumnie, "to dla mnie
wielki dzień. Wiesz co, dzwonię do ciebie z Białego Domu". Reakcją, jaką
uzyskał po drugiej strome nie było takie podekscytowanie, jakiego się
spodziewał. Pod koniec rozmowy matka powiedziała: "No cóż, synu, dla
mnie to też był wielki dzień". "Naprawdę? Co się stało? "Zdołałam w
końcu wysprzątać poddasze".
KTO ROBI KANAPKI?
Nieoświeceni nie potrafią zobaczyć siebie, jako
przyczyny wszystkich swoich nieszczęść. W fabryce była przerwa
śniadaniowa i pewien robotnik rozpakował swoje śniadanie ze smutkiem.
"No nie", powiedział na głos. "Znowu kanapki z serem!". Zdarzyło się to
drugi, trzeci i czwarty dzień. Wtedy współpracownik, który słyszał
pomruki mężczyzny powiedział: "Jeśli tak bardzo nie znosisz kanapek z
serem, dlaczego nie każesz żonie, żeby ci zrobiła jakiś inny rodzaj?"
"Ponieważ nie jestem żonaty. Sam sobie robię te kanapki".
"BOJĘ SIĘ, ŻE MNIE POCAŁUJESZ"
John i Mary szli wzdłuż drogi późnym
wieczorem. "Bardzo się boję, John", powiedziała Mary. "A czegóż miałabyś
się bać?" "Boję się, że mógłbyś mnie pocałować'. "Jakże mógłbym cię
pocałować, kiedy niosę w każdej ręce wiadro, a pod każdą pachą kurę?".
"Bałam się, że możesz wsadzić kury do wiadra i wtedy mnie pocałować".
Częściej niż myślisz, ludzie robią ci to, o co ich prosiłeś!
WYŚCIG RIKSZ
Dwóch żołnierzy w północnych Indiach wracało do domu
rikszą, gdy zobaczyli przed sobą inną rikszę, w której siedziało dwóch
marynarzy. W ciągu kilku minut rywalizacja pomiędzy tymi formacjami
wywołała wyścig, w którym kierowca rikszy żołnierzy wcześnie objął
prowadzenie. Sadowili się już, by smakować swe zwycięstwo, kiedy ku
swemu zdziwieniu zobaczyli, jak ich przeciwnicy przemknęli obok. Byli
jeszcze bardziej zdziwieni, zobaczywszy kierowcę na siedzeniu pasażera,
ochoczo dopingującego jednego z mężczyzn, który go zmienił. Oświeceni
wolą być zadowoleni niż zwycięzcy.
DWAJ REWOLWEROWCY
Dwaj rewolwerowcy mieli się właśnie pojedynkować i w
saloonie robiono im miejsce. Jeden był niepozornym, małym człowiekiem,
lecz zawodowcem. Drugi był olbrzymim, silnym chłopcem, który
zaprotestował: "Chwileczkę! To nieuczciwe. On strzela do większego
celu!" Mały szybko przedstawił propozycję. Obracając się do właściciela
saloonu powiedział: "Narysuj kredą, na moim przeciwniku, mężczyznę mojej
postury. Każda moja kula, która trafi poza linią, nie liczy się".
Oświeconym bardziej zależy na życiu, niż na wygrywaniu.
JAK WYGRAĆ ZAKŁAD
Nieoświeceni zaprzedaliby duszę, by dowieść, że mają
rację! "Zanim wyjdę wieczorem, zakładani się z moją żoną o dziesięć
dolarów, że wrócę przed północą". "A potem?" "A potem pozwalam jej
wygrać".
CO MYŚLĄ SĄSIEDZI
Nieomylny znak oświecenia: człowieka już nie
obchodzi, co ludzie myślą i mówią. Firma meblowa wysłała takie pismo do
jednego ze swych klientów: "Szanowny Panie Jones, Co by pomyślał pana
sąsiad, gdybyśmy musieli posłać do pana domu ciężarówkę w celu odebrania
mebli, za które nadal pan nie zapłacił?" Dostali następującą odpowiedź:
"Szanowny Panie, Przedyskutowałem tą sprawę z moimi sąsiadami, żeby się
dowiedzieć, co oni pomyślą. Wszyscy uważają, że byłoby to świństwo
zrobione przez nędzną, podłą firmę?.
ŚMIERĆ Z POWODU MIGDALKÓW
Pewien człowiek dorósł w przekonaniu, że
zadowoli go tylko to, co najlepsze. Decyzja ta pomogła mu osiągnąć
powodzenie i stać się bardzo bogatym, miał, więc teraz środki na to,
żeby zapewnić sobie tylko to, co najlepsze. Otóż tak się zdarzyło, że
cierpiał na ostre zapalenie migdałków, chorobę, z którą skutecznie
poradziłby sobie każdy dyplomowany chirurg w kraju. Lecz będąc, jak to
on, przejęty poczuciem własnej ważności i pobudzony obsesją zapewnienia
sobie tylko tego, co najlepsze w świecie medycznym, zaczął jeździć z
jednego miasta do drugiego, z jednego kraju do innego w poszukiwaniu
najlepszego człowieka do tego zadania. Za każdym razem, gdy polecono mu
jakiegoś wyjątkowo kompetentnego chirurga zaczynał się obawiać, że a nuż
może być ktoś, kto jest jeszcze bardziej kompetentny. Pewnego dnia jego
stan się tak pogorszył, a jego gardło tak zainfekowało, że trzeba było
natychmiast przeprowadzić operację, gdyż jego życie było w
niebezpieczeństwie. Lecz znajdował się on w stanie na wpół śpiączki w
jakiejś zapadłej wsi, gdzie jedyną osobą, która używała noża na żywym
stworzeniu, był wiejski rzeźnik. Był on wyjątkowo dobrym rzeźnikiem i
zabrał się do pracy z zapałem, lecz kiedy dostał się do migdałków
mężczyzny, nie bardzo wiedział, co ma z nimi zrobić. I kiedy był zajęty
zasięganiem rady ludzi, którzy wiedzieli tak samo niewiele jak i on,
biedny pacjent, którego zadowalało tylko to, co najlepsze, zmarł z
upływu krwi.
POJMANY LEW
Lew został pojmany i wtrącony do obozu koncentracyjnego,
gdzie, ku swemu zdumieniu, zastał inne lwy, które przebywały tam od lat,
niektóre z nich przez całe życie, gdyż tam się urodziły. Wkrótce
zapoznał się z działalnością społeczną lwów obozowych. Zrzeszały się w
grupy. Jedna grupa składała się ze społeczników; inna zajmowała się
rozrywką; jeszcze inna kulturą, gdyż jej celem było staranne
przekazywanie zwyczajów, tradycji i historii z czasów, kiedy lwy były
wolne; inne grupy były religijne - gromadziły się głównie, by śpiewać
wzruszające pieśni o przyszłej dżungli, gdzie nie będzie ogrodzenia;
niektóre grupy przyciągały tych, którzy z natury byli literatami lub
artystami; jeszcze inne były rewolucyjne, spotykały się, by spiskować
przeciwko swym zdobywcom lub przeciwko innym grupom rewolucyjnym. Co
jakiś czas wybuchała rewolucja, jedna określona grupa była zgładzona
przez inną, lub wszyscy strażnicy byli zabijani i zastępowani przez inny
zespół strażników. Gdy tak się rozglądał, przybysz zauważył jednego lwa,
który zawsze wydawał się głęboko zamyślony, samotnika, który nie należał
do żadnej grupy i zazwyczaj trzymał się od wszystkich z daleka. Było w
nim coś dziwnego, co wzbudzało u wszystkich podziw i wrogość, gdyż jego
obecność wywoływała strach i zwątpienie w siebie. Powiedział on do
przybysza: "Nie przyłączaj się do żadnej grupy. Ci biedni głupcy zajmują
się wszystkim oprócz tego, co jest istotne". "A cóż to takiego?" zapytał
przybysz. "Studiowanie natury ogrodzenia". Nic, - ale to nic - innego
nie ma znaczenia!
"WYPUŚCIE MNIE"
Położenie człowieka jest doskonale zobrazowane na
przypadku pijaczyny, który stoi późną nocą na zewnątrz parku, bije w
ogrodzenie i krzyczy: "Wypuście mnie!". To tylko twoje złudzenia nie
pozwalają ci zobaczyć, że jesteś - i zawsze byłeś - wolny.
RZEKA NA PUSTYNI
Podstawowy składnik w osiąganiu wolności: przeciwność
losu, która przynosi świadomość. Podróżnik zagubiony na pustyni zwątpił,
że kiedykolwiek znajdzie wodę. Wspiął się z trudem na jedno wzgórze,
potem następne i następne w nadziei dostrzeżenia gdzieś strumienia. Bez
powodzenia rozglądał się ciągle na wszystkie strony. Gdy słaniając się
szedł naprzód, zaczepił stopą o suchy krzak i przewrócił się na ziemię.
Leżał tam, nie mając energii nawet, by się podnieść, nie mając chęci, by
nadal się zmagać, ani nadziei przeżycia tej ciężkiej próby. Gdy tak
leżał, bezradny i przybity, uświadomił sobie nagle ciszę pustyni.
Dookoła królował majestatyczny spokój, niezakłócony przez najmniejszy
dźwięk. Mężczyzna podniósł nagle głowę. Usłyszał coś. Coś tak nikłego,
że tylko najczulsze ucho i najgłębsza cisza pozwalały to uchwycić:
dźwięk płynącej wody. Podniesiony na duchu nadzieją, jaką ten dźwięk w
nim obudził, powstał i szedł dalej, aż dotarł do strumienia ze świeżą,
zimną wodą.
KRÓL JANAKA I ASHTAYAKRA
Nie ma innego świata niż ten. Lecz są dwa
sposoby patrzenia na niego. W starożytnych Indiach był król, zwany
Janaka, który był również mędrcem. Pewnego dnia Janaka drzemał na swym
usłanym kwiatami łożu, jego służący wachlował go, a żołnierze stali na
straży pod jego drzwiami. Gdy zasnął, miał sen, w którym sąsiadujący z
nim król pokonał go w bitwie, wziął go do niewoli i kazał torturować.
Gdy tylko zaczęły się tortury, Janaka nagle się przebudził, by
stwierdzić, że leży na swym usłanym kwiatami łożu, służący go wachlują,
a żołnierze stoją na straży. Znowu zasnął i miał ten sam sen. I znowu
się obudził, by stwierdzić, że jest bezpieczny i spokojny w swym pałacu.
Otóż Janakę zaczęła niepokoić pewna myśl: Gdy spał, świat jego snów
wydawał się tak prawdziwy. Teraz, gdy nie spał, prawdziwym wydawał się
świat zmysłów. Chciał wiedzieć, który z tych dwóch światów jest tym
prawdziwym. Żaden z filozofów, uczonych i jasnowidzów, u których
zasięgał rady, nie potrafił udzielić mu odpowiedzi. I przez wiele lat
szukał na próżno, aż pewnego dnia do drzwi pałacu zapukał człowiek,
zwany Ashtavakra. Otóż Ashtavakra znaczy, całkowicie zdeformowany lub
pokrzywiony, a on dostał to imię, ponieważ to właśnie taki był od
urodzenia. Z początku król nie był skłonny brać tego człowieka poważnie.
"Jak może człowiek zdeformowany, jak ty, być nosicielem prawdy nie danej
innym jasnowidzom i uczonym?" zapytał. "Już od dzieciństwa, wszystkie
drogi były dla mnie zamknięte - więc chciwie dążyłem do drogi prawdy",
padła odpowiedź Ashtavakry. "Mów zatem", rzekł król. Oto, co powiedział
Ashtavakra: "O królu, ani stan jawy, ani stan snu, nie jest prawdziwy.
Kiedy nie śpisz, nie istnieje świat snów, a kiedy śnisz, świat zmysłów
nie istnieje. Przeto, żaden nie jest prawdziwy". "Jeśli zarówno stan
jawy, jak i snu jest nieprawdziwy, cóż, zatem jest prawdziwe?" zapytał
król. "Jest stan ponad tymi dwoma. Odkryj go. On tylko jest prawdziwy".
Oświeceni uważają się za przebudzonych, więc w swym szaleństwie nazywają
niektórych ludzi dobrymi, a innych złymi, niektóre wydarzenia radosnymi,
a inne smutnymi. Przebudzeni nie są już na łasce życia i śmierci,
wzrostu i niszczenia, sukcesu i niepowodzenia, biedy i bogactwa,
zaszczytów i niesławy. Dla nich, nawet głód, pragnienie, gorąco i zimno,
doświadczane jako przemijające w rzece życia, nie zachowują już swego
żądła. Uświadomili sobie, że nie ma nigdy potrzeby zmieniać tego, co
widzą - tylko sposób, w jaki to widzą. I tak nabierają właściwości wody,
która jest miękka i podatna, a jednak nieodparta w swej potędze; która
nie stara się, a jednak przynosi korzyść wszystkim istotom. Przez ich
działanie pozbawione "Ja", inni są przeobrażeni, poprzez ich
niezależność, cały świat pomyślnie się rozwija, dzięki ich
niepożądliwości inni pozostają niezepsuci. Wodę ciągnie się z rzeki, by
nawodnić pola. Wodzie jest zupełnie obojętne, czy jest obecna w rzece,
czy na polach. Tym sposobem oświeceni działają i żyją łagodnie i mocno w
zgodzie ze swym przeznaczeniem. Oni są tymi, którzy stają się
zaprzysiężonymi wrogami społeczeństwa, które nienawidzi żywej
podatności, a prosperuje na drylu, porządku, rutynie, na ortodoksji i
konformizmie.
"UMARLI NIE MÓWIĄ"
Mamiya stał się znanym Mistrzem Zen. Lecz musiał
uczyć się Zen na własnej skórze. Gdy był uczniem, jego Mistrz poprosił
go, żeby wyjaśnił dźwięk klaskania jednej ręki. Mamiya starał się jak
mógł, nie dojadając i nie dosypiając, by znaleźć prawidłową odpowiedź.
Lecz jego Mistrz nie był nigdy zadowolony. Powiedział nawet do niego
pewnego dnia: "Nie pracujesz wystarczająco pilnie. Za bardzo kochasz
wygody, zbyt jesteś przywiązany do przyjemności życia; nawet zbyt
przywiązany do znalezienia odpowiedzi możliwie jak najszybciej. Byłoby
lepiej, gdybyś umarł". Następnym razem, gdy przyszedł do Mistrza, Mamiya
zrobił coś dramatycznego. Poproszony o wyjaśnienie dźwięku klaskania
jednej ręki, upadł i pozostał nieruchomo, jakby był martwy. Powiedział
Mistrz: "W porządku. Więc jesteś martwy. Lecz, co powiesz o dźwięku
klaskania jednej ręki?". Otwierając oczy, Mamiya odpowiedział: "Nie
byłem jeszcze w stanie tego rozwiązać". Słysząc to, Mistrz krzyknął z
furią: "Głupcze! Umarli nie mówią. Wynoś się!". Możesz być oświecony,
ale mógłbyś przynajmniej być konsekwentny!
OŚWIECENIE ANANDY
Anand był najbardziej oddanym uczniem Buddy. Wiele
lat po śmierci Buddy zaplanowano Wielką Radę Oświeconych i jeden z
uczniów poszedł powiedzieć o tym Anandowi. Otóż w tym czasie Anand, sam
nadal nie był oświecony, chociaż pracował nad tym usilnie przez wiele
lat. Nie był, więc upoważniony do brania udziału w Radzie. Tego
wieczoru, gdy miała się zebrać Rada, nadal nie był oświecony, postanowił
wiec ćwiczyć energicznie całą noc i nie przestać, dopóki nie osiągnie
swego celu. Udało mu się jedynie sprawić, że był wyczerpany. Nie
poczynił najmniejszego postępu, mimo swych wszystkich wysiłków. Tak,
więc blisko świtu postanowił się poddać i trochę odpocząć. W tym stanie,
w którym stracił całe pożądanie, nawet oświecenia, położył głowę na
poduszce. I nagle stał się oświeconym! Powiedziała rzeka do
poszukiwacza: "Czy naprawdę musisz się kłopotać o oświecenie? Bez
względu na to, w którą stronę się skieruję, płynę do domu".
Anthony
De Mello
urodził się 4 września 1931 w Bombaju, zmarł 2 czerwca 1987 w Nowym Jorku.
Hinduski jezuita,
psychoterapeuta, mistyk, kierownik duchowy.
Przez siebie samego
nazywany potocznie "chrześcijaninem Wschodu", zaś przez
przyjaciół: "mistrzem modlitwy".
Największy
rozgłos zdobył dzięki książkom i konferencjom z dziedziny
duchowości, w których łączył tradycyjną mistykę europejską z
myślą Dalekiego Wschodu, nierzadko wchodząc również w obszar
psychologii. Jego metody modlitwy oraz ćwiczenia duchowego
wykorzystujące technikę psychoanalizy i psychoterapii uważane są
za nowatorskie.
Wiele jego medytacji oraz bajek zwraca
uwagę na nieszczęście człowieka płynące z fałszywych
przekonań, pragnień bądź wpływu kultury uniemożliwiającego
osiągnięcie wewnętrznej wolności.
Przy pisaniu korzystał z języka prostego, potocznego, pełnego
żartobliwych anegdot, unikając zbyt intelektualnego dyskursu.
Jedna z jego głównych maksym brzmiała:
"Niczego się nie
wyrzekać, do niczego się nie przywiązywać".
http://www.sm.fki.pl/demello.php?nr=Modlitwa_Zaby